Od PPTiT do TPSA... Wojciech Dąbrowski |
1972
1973
1974
1980
1985
1990 |
Zmieniały się telekomunikacyjne technologie i zmieniali się, często odchodząc Dyrektorzy Okręgu, Regionu, Obszaru (miałem ich kolejno jedenastu)... Tylko ja wciąż trwałem w tej firmie - przez 31 lat... | ||
Kiedy w listopadzie 1972 roku jako świeżo upieczony magister inżynier rozpoczynałem pracę w firmie Polska Poczta Telegraf i Telefon wśród central telefonicznych królowały niepodzielnie elektromechaniczne łącznice systemu Strowgera (model z 1932 roku). Krzykiem techniki na terenie gdańskiego okręgu obejmującego 1/10 terytorium Polski była jedna jedyna centrala krzyżowa polskiego systemu K-66 o pojemności aż 800 numerów w Rumii. Na początek Dyrekcja Okręgu skierowała mnie do Rejonowego Urzędu Telekomunikacji w Gdańsku na rodzaj stażu. Przerzucano mnie z obiektu na obiekt: tu miesiąc, tam dwa - abym poznał centrale różnej wielkości i różnych typów. Na tych największych w godzinach szczytu był taki hałas powodowany przez wybieraki podnosząco - obrotowe, że nie było w nim słychać krzyku dyżurnego, wołającego kogoś do telefonu... PPTiT dla studentów nie było wcale wymarzonym miejscem pracy. Koledzy ze studiów prorokowali, że w tej firmie będę zaczynał od czyszczenia wybieraków - ale jakoś do tego nie doszło... |
Stojaki centrali Strowgera |
||
Rozmowy międzymiastowe z wyjątkiem kilku relacji wewnątrz województwa łączone były ręcznie przez telefonistki centrali międzymiastowej - czekało się na takie połączenie czasem kilka godzin. Coś się jednak zaczynało zmieniać: grupa inżynierów w ramach projektu racjonalizatorskiego uruchamiała właśnie pierwsze urządzenia automatycznego wybierania w relacji do Warszawy. | |||
W kilka miesięcy później opracowano projekty
inwestycji która miała zwiększyć ilość tych kierunków. Miałem nadzorować
instalowanie urządzeń, a następnie kierować grupą ludzi, która obsługiwała te
urządzenia. Było tego sporo: stopnie wybierania grupowego i setki translacji TAPk i TAWk
(każda miała po kilkadziesiąt elektromechanicznych przekaźników i ważyła około 10
kg) A były to dziwne czasy: dostarczane urządzenia miały wiele usterek i nie sposób było wyegzekwować ich usunięcia (... nie chcecie ich - to wezmą inni !). Mój dyrektor polecał mi podpisywać protokoły odbioru stojaków, które nie były jeszcze zainstalowane (bo cały sztab ludzi miał otrzymać premie za terminową realizację inwestycji), a instalatorzy usuwali tylko te usterki, które zostały zlokalizowane przez obsługę... Stojaków przybywało. Według normatywu miałem mieć 14 pracowników, a było nas 6, z tego 4 osoby w dyżurach i nikt na to nic nie mógł poradzić, nawet towarzysz sekretarz POP. Nie nadążaliśmy z odbieraniem stojaków i usuwaniem usterek. A płacono za to wszystko jakieś śmiesznie małe pieniądze. Wytrzymałem kilka miesięcy, a potem przyjąłem propozycję pracy w Okręgowym Laboratorium Poczty i Telekomunikacji. |
|||
Praca w laboratorium poszerzyła moje horyzonty. Były tam pomiary ruchu telefonicznego i poziomów, prace problemowe wykonywane na zlecenie centralnego laboratorium w Warszawie. Poznałem też trochę bliżej urządzenia teletransmisyjne, z którymi dotychczas niewiele miałem styczności. Nie trwało to jednak długo. Wkrótce przeniesiono mnie do Działu Inwestycji w Dyrekcji Okręgu... | |||
Dział Inwestycji Dyrekcji Okręgu w Gdańsku to
najpoważniejszy rozdział w mojej dotychczasowej karierze zawodowej. Pracowałem w tym
dziale kolejno na stanowiskach radcy, specjalisty, starszego specjalisty - ale robiłem
właściwie to samo: nadzorowałem budowy nowych central. A że to centrala dawała
końcowy efekt inwestycji więc koordynowałem przy okazji pracę moich kolegów,
przygotowujących pomieszczenia, sieć i urządzenia teletransmisyjne. Skutecznie broniłem się w tym okresie przed oferowanymi mi awansami na stanowiska kierownicze widząc panujące układy i układziki, uzależnienie dyrektorów od aparatu politycznego i temu podobne nonsensy. Poza tym chciałem być jak najbliżej techniki i widzieć efekty swojej pracy. I widziałem. To już nie kilkadziesiąt, ale kilkaset obiektów telekomunikacyjnych rozsianych po całym obszarze Wschodniego Pomorza. Fakt, że "prowadziłem" je od etapu założeń techniczno-ekonomicznych aż do odbioru końcowego urządzeń mógł być na pewno powodem do zawodowej satysfakcji. Miałem w tym okresie życzliwych i kompetentnych przełożonych, którzy potrafili dostrzec i docenić moje zaangażowanie: mimo, że nie należałem do żadnej organizacji politycznej otrzymałem Srebrny Krzyż Zasługi - to coś znaczyło... |
|||
Nowe centrale to nowe, ciekawsze rozwiązania. Na szlaku mojej kariery dosyć często pojawiało się słowo "pierwszy". Tak więc nadzorowałem budowę pierwszej w Północnej Polsce centrali krzyżowej francuskiego systemu Pentaconta - w Gdyni, pierwszej na tym terenie centrali elektronicznej E-10 A w Gdańsku-Oliwie. Byłem koordynatorem budowy pierwszej w Polsce automatycznej centrali międzymiastowej (ACMM) krzyżowego systemu PC... Kierowałem także bezpośrednio pracami przy uruchomieniu pierwszych na terenie północnej Polski urządzeń transmisyjnych PCM (TCK-24) w relacji Gdańsk - Gdynia; do dziś pamiętam zimową pracę w studniach kablowych, gdzie umieszczone były regeneratory... To była trudna i pionierska, ale jakże ciekawa praca! | |||
Swoją wiedzę i doświadczenie z upływem lat zacząłem wykorzystywać w działalności racjonalizatorskiej - było tych projektów kilkanaście - głównie takich, które pozwalały modernizować i rozbudowywać centrale telefoniczne. | |||
Otwarcie Polski na zachód na początku lat 90-tych otworzyło polskim inżynierom możliwość wyjazdów na szkolenia i staże w rozwiniętych krajach kapitalistycznych. Znajomość języka angielskiego pozwoliła mi uczestniczyć kilka razy w takich kilkutygodniowych szkoleniach w USA i Holandii. Po powrocie wiedziałem już, jak oni rozwijają swoje sieci telekomunikacyjne, jak organizują pracę zespołów ludzkich i miałem nadzieję, że będę mógł wykorzystać swoją świeżo zdobytą wiedzę w kraju... | |||
Zmiany polityczne w Polsce, oddzielenie naszej firmy od
Poczty Polskiej i zapowiedziane przekształcenie firmy w spółkę akcyjną
przyniosło nowe
nadzieje. Toteż gdy w momencie powstawania TPSA zaproponowano mi objęcie stanowiska
kierownika zespołu rozwoju i inwestycji pomyślałem, że pora zdyskontować moje
wieloletnie doświadczenie i przyjąć ofertę. Byłem pełen zapału i optymizmu.
Zespół tworzyłem praktycznie od podstaw.
1992 Douczałem się ustawicznie na różnych kursach aby nadążyć za szybkimi zmianami techniki. Bez pruderii mogę powiedzieć, że byłem w swojej instytucji pierwszym kierownikiem działu, który miał na biurku zestaw komputerowy i potrafił wykorzystywać go w swojej codziennej pracy. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że był to prywatny komputer "Atari" i prywatna drukarka, bo sytuacja finansowa firmy nie pozwalała wtedy szybko zaspokajać podobnych potrzeb. |
|||
Wiedzę zdobytą na kursach za granicą przekazywałem menadżerom TPSA na cyklicznych szkoleniach organizowanych w Głównym Ośrodku Szkoleniowym w Gdańsku. Wielu moich słuchaczy zajmuje obecnie stanowiska kierownicze w Zakładach Telekomunikacji, a propagowane wówczas przeze mnie nowatorskie metody planowania i zarządzania stały się już dzisiaj codziennością. | |||
W naszym dziale pracowaliśmy bardzo intensywnie, w ośmioosobowym zaledwie zespole - prowadząc jednocześnie prace związane z planowaniem rozwoju, realizacją bieżących inwestycji i przygotowaniem założeń dla tzw. kontraktu gdańskiego - największego przedsięwzięcia w historii gdańskiej telekomunikacji, które miało dać w efekcie ponad 100 tysięcy dzwoniących telefonów w cyfrowej sieci. Gdy przybliżył moment rozpoczęcia realizacji kontraktu nadążenie w tym składzie za rozwojem sytuacji stało się fizyczną niemożliwością, mimo że często pracowaliśmy po godzinach. Kilkakrotnie występowałem do kierownictwa firmy wnioskując o zorganizowanie wydzielonego zespołu, który zajmie się tylko sprawami związanymi z kontraktem. Udało się to zrealizować dopiero jesienią 1993 roku: z naszego działu wydzielono wtedy dwa nowe zespoły: inwestycji i zespół nadzorujący realizację kontraktu, pozostawiając mi kierowanie Zespołem Prognozowania i Planowania Rozwoju. | |||
Taki podział ról pozwolił mojemu nowemu zespołowi skoncentrować się na zagadnieniach planowania i rozwinąć zainicjowane wcześniej nowatorskie przedsięwzięcia. Opracowaliśmy wzorcowy program zadań inwestycyjnych, utworzyliśmy listę rankingową zadań inwestycyjnych uwzględniającą ich parametry ekonomiczne, założyliśmy bazy danych obrazujące rynek telekomunikacyjny i istniejącą infrastrukturę telekomunikacyjną okręgu, stosując formę tabelaryczną i graficzną. Były to, o ile mi wiadomo pierwsze tego typu opracowania w TPSA - stały się one zresztą później wzorcem, który po pewnych uzupełnieniach rozpowszechniono do stosowania w całej firmie. W tym okresie opracowywaliśmy także pierwsze średnioterminowe plany kroczące obejmujące rozbudowę infrastruktury telekomunikacyjnej na terenie gdańskiego okręgu. | |||
W roku 1996 w związku z ujednoliceniem struktury organizacyjnej TPSA zlikwidowano Zespół Prognozowania i Planowania Rozwoju przekazując jego zadania do innych działów. Od tego momentu pracując w Dyrekcji Okręgu na stanowisku Głównego Specjalisty koordynowałem problematykę współpracy TPSA z operatorami innych sieci telekomunikacyjnych. W roku 2001 zaliczono mnie do tzw. pracowników kluczowych TPSA. Musiałem podpisać deklarację, że nie będę pracował w żadnej formie dla przedsiębiorstw konkurujących z moją firmą. W zamian otrzymałem pewne przywileje - m.in. uprawnienia do służbowych przejazdów 1 klasą. Firma rozwijała się tak dynamicznie, jak nigdy przedtem i cieszyłem się, że mam w tym swój udział. W roku 2002 po wykupieniu większościowego pakietu akcji firmy przez France Telecom przyszło do TPSA NOWE: kilkakrotne zmiany struktury i masowe zwolnienia. Na nowo tworzonych stanowiskach kierowniczych i eksperckich obsadzano wyłącznie ludzi w wieku poniżej 40 lat. Kwalifikacje, doświadczenie czy znajomość języków to były sprawy drugorzędne... A ja miałem już powyżej 50 ! Pod koniec roku 2003 w wyniku radykalnych zmian struktury TP i masowej redukcji kadry moje stanowisko pracy zostało zlikwidowane. Gdy okazało się, że nowe władze firmy maję mi do zaproponowania już tylko stanowisko telefonisty postanowiłem dobrowolnie rozstać się z moim pracodawcą. Nikt mi nie dziękował i nikt mnie nie żegnał. W tym samym roku TPSA pozbyła się kilkunastu tysięcy pracowników różnych szczebli... |
Powrót do głównego katalogu Back to the main directory