Część 2 - Part two - South America

tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos

At the beginning of the year 2009 I departed for my eight round-the-world voyage. After a month spent in equatorial Africa I took a direct flight over the South Atlantic to Sao Paulo in Brazil. Just look at the map below:   Na początku 2009 roku wyruszyłem w ósmą podróż dookoła świata. Po prawie miesiącu wędrowania w równikowej Afryce przeleciałem ponad południowym Atlantykiem do Sao Paulo w Brazylii. Popatrzcie na mapkę poniżej:

     

I have been to Brazil already twice. Already in 1984 I was enchanted by the Iguazu Falls on the border between Brazil and Argentina. But at this time the footbridges heading to the main Garganta del Diablo Fall was destroyed by flooding.  I am the great waterfalls fan so I wanted to take my chance and to see my favorite once again (I consider Iguazu the most magnificent waterfall of the world). I crossed the border for one day to Argentina and took this picture of Garganta:

I crossed border to Argentina just for one day and took the close-up picture of the main fall (Garganta del Diablo - above). The same fall taken from the Brazilian side you can see below:

I took also 10-minutes helicopter ride to see it from the air:

 

W Brazylii byłem już wcześniej - nawet dwukrotnie.  W 1984 roku zachwyciły mnie wodospady Iguazu na granicy Brazylii i Argentyny. Wtedy jednak zniszczone były przez powódź kładki po argentyńskiej stronie umożliwiające spojrzenie w Diabelską Gardziel. A że jestem wielkim miłośnikiem wodospadów to postanowiłem wykorzystać nadarzającą się okazję i raz jeszcze obejrzeć mojego faworyta (uważam Iguazu za najwspanialszy wodospad świata). Tak naprawdę nie jest to jeden wodospad, ale cały zespół kaskad spadających z rozciągniętego na ponad kilometr progu.

Przekroczyłem na jeden dzień granicę do Argentyny i stamtąd, przy świetnej pogodzie zrobiłem zdjęcie Diabelskiej Gardzieli (u góry na sąsiedniej kolumnie). Oglądana z brazylijskiego brzegu Garganta wygląda  tak jak na zdjęciu obok.

Dwa helikoptery stacjonujące po brazylijskiej stronie wodospadów oferują 10-minutowe loty nad wodospadem. Taki lot kosztuje  sporo pieniędzy i długo się wahałem zanim zdecydowałem się wydać zaoszczędzone w Afryce dolary na ten luksus. Ale okazało się, że było warto: widok z lotu ptaka otwiera zupełnie nową perspektywę obserwacji tego wspaniałego zjawiska przyrodniczego jakim są wodospady Iguazu. Popatrzcie na duże zdjęcie poniżej: Przedstawia ono Diabelską Gardziel i mniejsze wodospady, które do niej przylegają (ale to wciąż tylko fragment całego Iguazu). Po przeciwnej, argentyńskiej stronie widać kładki, którymi doszedłem w bezpośrednie sąsiedztwo Diabelskiej Gardzieli.

     

Iguazu is unforgettable and unbeatable. You can see more pictures on the page My waterfalls. And here you can see a short movie (MPEG, 2,8 MB, 33 sec) showing some parts of Iguazu.

 

Iguazu jest wciąż niepowtarzalny i bezkonkurencyjny. Więcej o nim przeczytacie na stronie Moje wodospady. Natomiast tutaj możecie obejrzeć krótki film pokazujący  fragment kaskad (MPEG, 2,8 MB, 33 sek).

     

From Iguazu Falls I turned to the Northern Brazil.  I used TAM Brazil Airpass - coupon ticket to fly around this wide country. My first stopover was in Salvador da Bahia. This big city (almost 3 millions inhabitants) is the  jewel of Afro-Brazilian culture. There is no other place in the world where descendants of African slaves have preserved their heritage as well as in Salvador – from music and religion to food, dance and martial arts traditions. Once Salvador was the magnificent capital of Portugal's New World colony. Its brilliantly hued center is a living museum of 17th- and 18th-century architecture. It was declared World Heritage Site by UNESCO. Here you are Pelourinho - the old part of  Salvador:

 

 

Od wodospadów Iguazu zawróciłem do nieznanej mi Północnej Brazylii. Wykupiłem w tym celu korzystny Brazil Airpass linii TAM - kuponowy bilet pozwalający podróżować po tym wielkim kraju.   Pierwszy przystanek zaplanowałem w Salwadorze, w stanie Bahia. To wielkie miasto, mające dziś prawie 3 miliony mieszkańców jest głównym ośrodkiem kultury afro-brazylijskiej - stworzonej przez niewolników sprowadzonych kiedyś z Afryki i ich potomków. Salwador był pierwszą stolicą kolonialnej Brazylii. Świetnie zachowane historyczne centrum miasta - Pelourinho jest prawdziwym klejnotem architektury wieków XVII i XVIII. Zostało ono umieszczone przez UNESCO na Liście Światowego Dziedzictwa. Tak wygląda dziś Pelourinho:

 

These nice, colonial buildings were built when Salvador was called originally: São Salvador da Baía de Todos os Santos. This beautiful city unfortunately isn't safe. You should be alerted even in a daylight. In the main streets of the Old Town and along the beaches you will see a lot of policemen. They care about you, so as long as you see them you are potentially safe. But if you take a walk out of this zone into side alleys you are asking for troubles. I know the traveler who lost the camera in a daylight and was pushed by the robber to fall over.   

Te piękne budowle powstawały, gdy Salvador nosił swoją oryginalną i bardzo długą nazwę: São Salvador da Baía de Todos os Santos. To piękne miasto niestety nie jest bezpieczne. Nawet w biały dzień trzeba mieć się na baczności. W głównych ulicach zabytkowego centrum i przy plażach widzi się dużo policji i  daje to poczucie względnego bezpieczeństwa. Ale opuszczenie tej strefy - próba wędrowania na własną rękę bocznymi uliczkami to proszenie się o niebezpieczną przygodę. Znam podróżnika, któremu w jednej z uliczek w dzień wyrwano aparat fotograficzny, a następnie przewrócono. 

During my stay in Salvador there were rehearsals before the famous carnival - in Salvador they celebrate it almost  like in Rio. In the little street near youth hostel I met a big group of young drummers. They made a lot of noise: 

 

The beaches of Salvador are located south-east of the old town. On your way from the airport you will pass many sandy beaches - like this on on the right column. There are many hotels, but safety is the problem - watch your stuff!

 

W Salwadorze trwały przygotowania do karnawału, który w tym mieście podobno organizowany jest w tym mieście prawie z takim samym rozmachem jak w Rio de Janeiro. W uliczce bok schroniska młodzieżowego zastałem ćwiczący zespół młodych bębniarzy. Robili naprawdę dużo hałasu (popatrzcie na zdjęcie na sąsiedniej kolumnie).

Plaże Salwadoru zlokalizowane są na południe i wschód od zabytkowego centrum - w drodze z lotniska do miasta jedzie się wzdłuż całego łańcucha piaszczystych zatoczek:

 

Next place I visited in the north of Brazil was Sao Luis in the state of Maranhao. Sao Luis lies on the bank of wide estuary. UNESCO place the picturesque old town of Sao Luis on the World Heritage list. So far few tourists come here, so i the stone cobbled streets you will find sleepy atmosphere of the province.  Few times a day little boat is departing the jetty to the village Alcantara on the opposite side of estuary. Once Alcantara was supplying sugar cane plantations around. I had impression that the time stopped here in 19th century:

Alcantara

 

 

Kolejnym miastem, które odwiedziłem na północy Brazylii było Sao Luis w stanie Maranhao. Sao Luis leży na brzegu rozległego estuarium. Zabudowa najstarszej części miasta tworzy duży i ciekawy zespół kolonialnej architektury.  UNESCO umieściło go, podobnie jak salwadorskie Pelourinho na liście światowego dziedzictwa. Trafia tu na razie niewielu turystów, w brukowanych uliczkach panuje prowincjonalna, senna atmosfera.

Kilka razy dziennie odpływa stąd stateczek do miasteczka Alcantara położonego na przeciwnym brzegu estuarium (zdjęcie na sąsiedniej kolumnie). Alcantara niegdyś była osadą zaopatrującą okoliczne plantacje - i wydaje się, że czas zatrzymał się tu w XIX wieku - na głównym placu dalej stoi pal, przy którym chłostano niesubordynowanych niewolników.

Sao Luis

From Sao Luis I turned to the Amazon. In Manaus I bought a hammock. In Tabatinga I embarked a little river boat "Lucho" (on the right column) and I sailed 3 days upstream Amazon river to Peru. I was sleeping in the hammock on the upper, open deck:

   

Z Sao Luis skierowałem się do Amazonii. W Manaus kupiłem hamak. W Tabatindze  przepłynąłem na peruwiański brzeg, wsiadłem na mały rzeczny statek "Lucho" i popłynąłem w górę rzeki - do Peru. To nie był wycieczkowiec:

I had a chance to see the life of the Great River from the boat.  We were sailing from settlement to settlement, picking up the people and cargo.

 

Spałem w hamaku na otwartym, górnym pokładzie. Tylko na początku było tam tak luźno jak na zdjęciu obok. Rejs odbywany w prymitywnych warunkach i dokuczliwym upale trwał trzy dni.

Most of the journey took us through the lush, green jungle (see picture on the right column)

 I disembarked the boat in Iquitos - the capital city of Peruvian Amazonia. I was lucky - it was just the time of carnival. They organized a street parade with the music...

  Z pokładu statku mogłem przyglądać się do woli życiu wielkiej rzeki. Większa część trasy rejsu przebiegała przez tereny porośnięte dziewiczą dżunglą:   

Rejs skończył się w Iquitos - stolicy peruwiańskiej Amazonii. Trafiłem tam na obchody karnawału. Był, owszem karnawałowy pochód ulicami miasta i wieziona w odkrytym samochodzie królowa karnawału pomalowana na srebrno (osobiście wolę kolory naturalne)  :))

Carnival in Iquitos is not as famous Rio and it is little different: they do not play samba but their national flute-and-drums music. Several  groups of dancers were passing by, a lot of colors and a crowd of people was waiting along the streets and on Plaza de Armas. There was of course the Queen of Carnival cruising on o decorated pick-up car. Oh, la la!  Topless, pretty local lady... See her on the right column...  And of course there were many other attractions... The dancers get tired very quickly - you can imagine what the effort they did in the strong sun and 36 deg Celsius!
I was taking pictures in the crowd, but at the same time  zippers in my camera bag were opened twice. Fortunately nothing was taken from the pockets because there was nothing valuable.

 

 

 

 

Little boat took me from Iquitos to the villages of indigenous Indians Bora and Yagua. I found Bora's dressing much nicer:

 

Łodzią dotarłem z Iquitos do pobliskich wiosek Indian z plemion Bora i Yagua. Bora prezentowali się znacznie lepiej:

 

 

They sing and dance for the tourists. They also offer for sale souvenirs made from timber, leather and seeds: 

 

Turyści są w tych najbliższych wioskach częstymi gośćmi, a Indiańskie rodziny dobrze wiedzą, że przy okazji takich wizyt można sprzedać przybyszom naszyjniki z muszelek i nasion, pamiątki z drewna i skóry, więc chętnie popisują się plemiennymi tańcami i pozwalają się fotografować. Tańczyli także i dla mnie w wielkim, krytym strzechą domu spotkań, który nazywa się maloka.

 

 

 

 

 

Dziewczęta z plemienia Bora są bardzo urodziwe (popatrzcie poniżej!)

     
Girls from Bora tribe are very pretty:  

 

 

Nie było łatwo znaleźć kogoś, kto mógłby mi zrobić pamiątkowe zdjęcie, ale w końcu znalazłem sprytnego indiańskiego chłopaka i po kilku próbach udało się!

 

 

 It was not easy to find somebody who can take a souvenir picture of me, but at last I found a smart local boy and after few trials he took a pic... Lovely, isn't it? 

Villages of Yagua tribe are different. Their maloka - meeting house is fully covered by thatch. It is dark inside. They wear grass skirts:

 

 

Wioski Indian Yagua wyglądają trochę  inaczej. Ich dom spotkań - maloka (na zdjęciu poniżej) jest ciemny, bo nie ma takich ażurowych bocznych ścian jak maloki Indian Bora. Yagua noszą spódniczki z wysuszonej trawy:

  Kobiety nie grzeszą tu urodą... Ale za to u Indian Yagua nauczyłem się strzelać z takiej dmuchawki...

 

Ostatniego dnia mojego pobytu w Iquitos spadła prawdziwie  tropikalna ulewa. Ja na szczęście tego właśnie dnia odleciałem do Arequipy, by stamtąd dotrzeć na krawędź słynnego Kanionu Colca (na zdjęciu obok). Kondory się wprawdzie nie pojawiły, ale widoki i tak były fantastyczne.

 

On my last day in Iquitos there were heavy, tropical rain. Fortunately just on that day I took the flight to Arequipa. From Arequipa I took a minibus to the famous Colca Canyon (on the right column). I was not lucky to see condors but the views were wonderful. 

 

 

     
After my stay in Peru according to my plan I had a big jump - three consecutive flights to the cold Alaska. But about that you can read on the next www page. You can also read hot news from the road as usual in my travel log -  here.   Po pobycie w Peru zgodnie z planem czekał mnie wielki lotniczy skok - trzy kolejne loty, aż na skutą lodem Alaskę.  Ale o tym napisałem już na kolejnej stronie.  Zapiski z trasy znajdziecie jak zwykle w dzienniku podróży. 
     
To the third part of my 8RTW report  

Przejście do trzeciej części relacji z 8RTW

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory

Powrót na początek strony