Część II B # Part two B
|
Tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos
Zakurzonym i zabłoconym mikrobusem dotarłem do stolicy Gabonu - Libreville... Na przedmieściu kierowca zjechał do warsztatu samochodowego gdzie czarni chłopcy skrupulatnie umyli karoserię. Czyżby policja karała brudasów jeżdżących po ulicach stołecznego miasta? Z zaciekawieniem obserwowałem pozostałych pasażerów - nie protestowali, tak jakby te pół godziny dołożone do czasu podróży było rzeczą zupełnie oczywistą...
Choć droga z granicznej miejscowości Cocobeach do stolicy prowadziła wzdłuż wybrzeża to przez gąszcz zielonej dżungli nie było ono wcale widoczne. Szkoda, bo mający 800 km linii brzegowej Gabon słynie ze swoich pięknych plaż. Tu, na północy są one stosunkowo łatwo dostępne. Dalej - na południe zaczynają się problemy komunikacyjne. Aby dotrzeć do położonego na wybrzeżu ośrodka naftowego Port Gentil trzeba użyć albo rzecznego statku, albo samolotu. Dobrych dróg w tym kraju w ogóle jest niewiele i koncentrują się one wokół stolicy. To zrozumiałe, gdy uświadomić sobie że Libreville ma 450 tysięcy mieszkańców, czyli że w stolicy mieszka aż 1/3 ludności całego państwa... Ktoś, kto przybywa do Gabonu drogą lotniczą i jedzie taksówką do centrum Libreville może być oczarowany afrykańską elegancją stolicy. Jednak dla trampa, który zaczyna poznawanie kraju od interioru Gabon okazuje się konglomeratem nowoczesnych wieżowców w stolicy i trochę ponadprzeciętnej afrykańskiej biedy na prowincji. Krajem bardzo drogim dla turysty... |
to było tutaj, Gabon zaznaczony jest na mapce zielonym kolorem... |
Avenue Felix Ebone biegnie w dół - do wybrzeża. Błyszczące szkłem biurowce, sznury samochodów... Reprezentacyjne centrum, które można obejść pieszo w ciągu pół godziny... Takie biało-czerwone taksówki są wszędzie. Nie mają taksometrów więc cenę trzeba uzgodnić zanim rozpocznie się kurs. No i trzeba się targować, bo czarni kierowcy uważają, że biały powinien płacić więcej. Jeśli się Wam nie spieszy to może warto poczekać na przejeżdżający czerwono- biały mikrobus (z napisem "taxi-bus") Za krótki kurs w obrębie miasta zapłacicie 100, za dłuższy - 200. Niestety minibusy nie mają żadnych tablic i za każdym razem trzeba pytać kierowcę (oczywiście po francusku) dokąd jedzie! Za taksówkę z lotniska do centrum w dzień nie powinniście zapłacić więcej niż 1500 ! | |
Przy nadmorskim bulwarze
znajdziecie biuro Air Gabon (na wystawianych biletach jest cena w CFA, ale chętnie
przyjmą zapłatę w banknotach dolarowych lub euro, przeliczając należność według
przyzwoitego, wolnorynkowego kursu). Obok jest kasyno, a z tyłu za nim najbardziej
kompetentne miejscowe biuro turystyczne: "Mistral Voyages".
Planowałem, aby korzystając z ich oferty wybrać się do rezerwatu w którym można
zobaczyć żyjące na wolności goryle. Pierwszą opcją była wyprawa do parku
narodowego Odzala w sąsiednim Kongo (wobec zamieszek w tym kraju od kilku lat wyprawy do
tego parku wyruszają z Gabonu). Niestety na kilka tygodni przed podróżą
poinformowali mnie, ze ze względu na epidemię wirusa ebola park został
zamknięty. Drugą opcją był wyjazd do rezerwatu Lope w samym Gabonie, gdzie
wprawdzie prawdopodobieństwo zobaczenia goryli jest mniejsze, ale za to jest to znacznie
bliżej (rangerzy zabierają turystów ze stacji kolejowej Booue). I tu
nie miałem szczęścia: podczas mojego pobytu nie było żadnej grupy, a zarządzający
parkiem odmówili przyjęcia pojedynczego turysty. Ot, pech samotnika!
|
W tym rejonie skupione są internetowe kafejki. Za pół godziny surfowania w sieci płaciłem 500 CFA. |
A skoro o cenach piszę to
warto może podać tu typowe ceny podstawowych artykułów żywnościowych. I tak:
standardowa bagietka kosztuje 125 CFA, krążek francuskich topionych serków marki
"Śmiejąca się krowa" (tych samych, które jadałem w Burkinie, Senegalu czy
Mali) już od 725, kostka taniej margaryny - 420, butelka coli - 300, banan - 40,
pocztówka (zupełnie przyzwoita!) - 250. Przypominam, że jedno euro to około 675 CFA,
za dolara dawali nieco mniej. Warto pamiętać, że w porze sjesty, gdy słońce najbardziej daje się we znaki (12-15) większość instytucji (agencje, biura a nawet poczta) jest tu zamknięta... Wtedy wokół biurowców pojawiają się kramiki i miniaturowe jadłodajnie w których mniej zamożny personel z okolicznych biurowców może kupić sobie jakiś skromny posiłek. |
|
Tak, centrum Libreville jest czyste, eleganckie i bardzo europejskie... Ale jeśli tylko oddalić się trochę od morskiego wybrzeża przy którym skupiają się wysokie budowle śródmieścia objawia się inna twarz tego samego miasta: tysiące stłoczonych, parterowych domków pod blachą których ubóstwo kłóci się z nowoczesną architekturą wyrastających w perspektywie nowoczesnych budynków Zgromadzenia Narodowego, kompanii naftowej czy banku. | |
Pozłacany prezydent na cokole... Każdy kraj chce mieć bohaterów. Gabon od czasu uzyskania niepodległości w 1960 roku miał o dziwo tylko dwóch prezydentów. Leon Mba był pierwszym z nich. Zmarł we francuskim szpitalu w 1967 roku. Od tego czasu Gabonem rządzi prezydent El Hadj Omar Bongo. Trzydzieści sześć lat nieustającej prezydentury! Chyba przejdzie do księgi rekordów... Na razie - już w 1974 roku - przeszedł na islam. Jego bezpieczeństwa strzegą sprowadzeni z Maroka gwardziści (już teraz wiem dlaczego marokańskie linie lotnicze latają właśnie do Gabonu, a nie do innych krajów Czarnej Afryki). Na wszelki wypadek zaprosił także na stałe batalion francuskiej Legii. Przy okazji chłopcy w szortach koloru khaki czuwają, aby gabońska ropa bez zakłóceń płynęła do zbiorników francuskich tankowców. No to teraz już wiecie dlaczego w Gabonie nie ma zamachów stanu ani innych zamieszek... I dlaczego cudzoziemcom nie jest łatwo dostać gabońską wizę... W cieniu pomnika siedział usmolony żebrak. Policjanci jakoś nie zwracali na niego uwagi. Myślę, że gdyby był to pomnik tego drugiego prezydenta pewnie by mu nie darowali... |
|
Trójkolorowa flaga powiewa przed ambasadą Francji. Choć czasy kolonialne to odległa przeszłość Francuzi są wciąż obecni w Gabonie. Nie tylko przez swoje koncerny eksploatujące tu ropę i rudy ale także przez oddziały legii cudzoziemskiej. Wyczytałem też gdzieś, że Gabon zajmuje bardzo poczesne miejsce w konsumpcji francuskiego szampana. A w gigantycznym supermarkecie (nie widziałem czegoś takiego gdzie indziej w Afryce) większość towarów na półkach pochodzi z dawnej metropolii... | |
Pałac prezydencki otoczony jest wysokim murem i w dodatku wszyscy ostrzegają, że nie wolno go fotografować... Na zdjęciu obok - meczet w pobliżu pałacu prezydenckiego. Jego styl jako żywo przypomina podobne budowle w Maroku. I nic dziwnego - nosi imię Hassana II - marokańskiego króla i prawdopodobnie on właśnie był fundatorem świątyni. Wnętrza niestety nie widziałem - w ciągu dnia wszystko było na głucho zamknięte. Ale jak przyszła odpowiednia pora, to ponad miastem słychać było nawoływanie do modlitwy... | |
Co jeszcze może
robić turysta w Libreville? Po drugiej stronie estuarium widać w dali dwie
piękne
plaże: Pointe-Denis i Ekwata, ale aby się tam dostać trzeba wynająć w porcie
motorówkę
lub prywatną łódź... Drogo! Ten oryginalny gmach przy nadmorskim bulwarze wskazano mi gdy zapytałem o muzeum. Z bliska okazało się, że to siedziba naftowego koncernu ELF, a muzeum zajmuje tylko tą niską część budowli do której wchodzi się z zaplecza. . |
|
Znudzony jednoosobowy personel poinformował mnie, że za zwiedzanie z przewodnikiem (to on) trzeba zapłacić 2000 "sefa" a bez przewodnika 1000. I że fotografować eksponatów oczywiście nie wolno. Potem pobiegł do najbliższego sklepiku rozmienić pieniądze, a ja spokojnie mogłem zrobić kilka zdjęć. Obok widzicie strój tancerza z centralnej części Gabonu. Była tam także chata Pigmejów, którzy prowadzą koczownicze życie gdzieś na pograniczu z Kongiem. Niestety - aby w Gabonie znaleźć autentyczny i żywy folklor trzeba wyprawić się do głębokiego interioru, a to nie jest ani proste ani tanie. Stosunkowo łatwo dostępne (ze względu na wygodną kolej) są tereny wokół Franceville. Do zobaczenia są tam kaniony i wodospady a także słynny wiszący most nad rzeką spleciony tradycyjną metodą z lian. Poszukiwacze pamiątek historycznych mogą wybrać się do Lambarene, gdzie znajdą misje i szpital Alberta Schweitzera. Pirogami można stamtąd wyprawić się do labiryntu rzek i rozlewisk... |
|
Wydaje mi się, że najciekawszym dla turysty obiektem w Libreville jest katolicki kościół Saint Michel. Stoi na wzgórzu w środku zwykłej mieszkalno-handlowej, parterowej i zapuszczonej dzielnicy, oddalony od centrum miasta. Kiedy tam w końcu w obezwładniającym upale doczłapałem byłem zaskoczony: oczekiwałem kolonialnej budowli ze strzelistą wieżą w stylu francuskich katedr a zobaczyłem niską, halową świątynię z mozaiką z stylu prymitywnego ludowego malarstwa w portyku. Ale to nie te mozaiki są dumą kościoła. Zwróćcie uwagę na filary przed wejściem. Tworzą one podcienia otaczające kościół na całym jego obwodzie. Wykonane są z tropikalnego drewna i ozdobione ze wszystkich stron wspaniałymi rzeźbami. | |
Filarów jest w
sumie 31. Rzeźby przedstawiają sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Wykonał je ludowy
artysta z Lambarene, Zephyrin Lendogno. Fantastyczne! Budowę kościoła Saint-Michel na miejscu starszej, małej świątyni rozpoczęto w 1967 roku i ciągnęła się ona przez kilka lat. Ale to powstało na pewno jest ciekawostką nie tylko w skali Afryki ale i całego świata. |
|
Główny ołtarz
świątyni wykonany jest z gigantycznego pnia drzewa, a jego front przyozdobiony
jest sceną z Ostatniej Wieczerzy. Wnętrze kościoła było zupełnie puste. Aż trudno było uwierzyć, że aż 75% ludności tego kraju to katolicy... |
|
W bocznym ołtarzu
stoi rzeźbiona w drewnie duża figura Matki Bożej z dzieciątkiem. Jakże inne są rysy
jej twarzy od tych wizerunków, które oglądamy w Europie! Ta Madonna jest po prostu
Murzynką! Stworzył ją inny czarny artysta: Juan Ndong. Kościół Saint-Michel słynie także ze swojego murzyńskiego chóru. Warto tu przyjść na niedzielne nabożeństwo by posłuchać religijnych pieśni wykonywanych przy akompaniamencie typowych afrykańskich instrumentów - bębnów i balafonów . Ci co słyszeli podkreślają ich oryginalną melodykę i wielką ekspresję wykonania. Niestety napięty plan podróży nie pozwolił mi na przedłużenie pobytu do niedzieli i posłuchanie słynnego chóru - może następnym razem... |
|
A taką mało reprezentacyjną ulicą dochodzi się do tego najciekawszego obiektu turystycznego Libreville... Jak się zapewne domyślacie po drodze nie widzi się innych białych. Ale w dzień jest tu zupełnie bezpiecznie... Aż dziw, że tak mało turystów. Air Gabon lata do Paryża swoim nowym "A 340" chyba tylko z rządowymi ekspertami... Jest to chyba najsolidniejsza i najbezpieczniejsza linia lotnicza w tej części Afryki (choć daleko jej do doskonałości - opóźnienia i zmiany rozkładu w ostatniej chwili są na porządku dziennym). Latają do wszystkich ościennych krajów. Warto zapamiętać, że najkorzystniejsze taryfy do sąsiadów oferowane są przy minimum jednotygodniowym pobycie... | |
Wracając od
Saint-Michel na nadmorski bulwar turysta przechodzi koło niepozornego z zewnątrz bazaru
z pamiątkami. Nazywa się to Village
des Artisans. Te starannie wykonane
hebanowe figurki mają wysokość do 50 cm... Poza nimi kupić tu można paciorki i
inne wyroby z kamieni półszlachetnych, różne odmiany drewnianych i metalowych masek
oraz kolorowe stroje...
|
|
Coś
co odróżnia pamiątkarski bazar w Libreville od podobnych instytucji w innych stolicach
Zachodniej Afryki to zabawne figurki Murzynów przybranych w europejskie stroje i białe,
kolonialne kaski... Ceny są wysokie. Nie próbowałem się targować
zakładając, że w sąsiednich, uboższych krajach zapłacę mniej... Kolejnego dnia
odleciałem na Sao Tome - Wyspę Świętego Tomasza. Potem jeszcze raz wróciłem do
Gabonu, który okazał się najkorzystniejszym punktem tranzytowym w drodze do
Francuskiego Konga... Pamiątki na bazarze w Brazzaville okazały się równie atrakcyjne
i przy tym znacznie tańsze. Ale o tym już na kolejnych
stronach... >>>>>>>>>>>>>>>>>>CIĄG DALSZY - przejście do relacji z Wyspy Świętego Tomasza |
|
Przejście do strony "Moje podróże" Back to main travel page