Część V C  relacji z podróży po Afryce Równikowej - Pointe Noire  -    Part five C

Tekst i zdjęcia:  Wojciech Dąbrowski  © - text & photos

Po kilku dniach pobytu w Brazzaville postanowiłem polecieć na wybrzeże oceanu - do drugiego co do wielkości miasta francuskiego Konga: Pointe Noire odległego o 512 km...   Powrotny bilet kosztował 65 000 CFA czyli około 100 dolarów USA. Plus 5000 CFA opłaty lotniskowej, którą trzeba było wnieść przed każdym odlotem... Taksówka na lotnisko po obowiązkowych targach kosztowała 1000 CFA.  Przed budynkiem mizernego terminalu na lotnisku Maya-Maya musiałem odczekać zanim policjanci przy wejściu uznali, że wewnątrz jest już tyle luzu, że można wpuścić następnych pasażerów...

Fakt, że wybrzeże jest praktycznie odcięte od stolicy przez niedobitki rebeliantów (droga jest nieprzejezdna, a linią kolejową wożą tylko towary i to pod silną eskortą) wymusił konieczność zorganizowania prawdziwego mostu powietrznego pomiędzy dwoma największymi ośrodkami kraju.  Obsługuje go kilka małych, konkurujących ze sobą linii lotniczych wśród których wyróżnia się pozytywnie TAC (Trans Air Congo) mające nawet jeden odrzutowiec zachodniej produkcji. Pozostałe czarterują stare rosyjskie śmigłowe AN-24 z z pilotami znad Wołgi, połamanymi fotelami i ryczącymi silnikami. Takim właśnie samolotem, należącym do kompanii Aero Service leciałem na niewielkiej wysokości do Pointe Noire modląc się w duchu, aby to pudło nie rozleciało się w powietrzu, a rebeliantom tam na dole nie strzeliło przypadkiem do głowy aby nas ostrzelać...

Afm.jpg (19280 bytes)to było tutaj.. Republika Konga (dawne Kongo Francuskie) zaznaczona jest na mapce brązowym kolorem.

Pointe939.jpg (46409 bytes)

Lotnisko w Pointe Noire jest zlokalizowane właściwie w mieście. Taksówkarz chciał za kurs 2000, ale po wyjściu na przelotową ulicę znalazłem takiego, który zabrał mnie za 1000 CFA. Po 10 minutach znalazłem się na reprezentacyjnej Avenue du General de Gaulle.  O dwa kroki od tej głównej ulicy stoją w ogrodzie niskie budynki miejscowej kurii biskupiej (eveche) gdzie jest kilka pokoi gościnnych wynajmowanych podróżnikom. Tu właśnie nocowałem płacąc 8000 CFA za pokój z prysznicem,  wiatrakiem i moskitierą.  I chociaż godzinami brakowało wody w kranach i napięcia w sieci to i tak jak na trampa podróżującego w tropiku były to luksusowe warunki.  Po drugiej stronie alei miałem mały bazar i piekarnię gdzie bagietki po 150 i plastykowa torebka na nie - 100 CFA...

Pointe936.jpg (51374 bytes)

Pointe Noire ma blisko 600 tysięcy mieszkańców, gnieżdzacych sie głównie w parterowych dzielnicach wybiegajacych na peryferie. Oknem wystawowym Pointe Noire jest kilkukilometrowa aleja de Gaulle'a.  O tym mieście mówi się, że jest ekonomiczną stolicą francuskiego Konga. Aleja biegnie od stacji kolejowej zbudowanej przy porcie aż do wielkiego bazaru. Skupiły się przy niej  najważniejsze instytucje i najlepsze sklepy. Widzi się tu więcej reklam niż w stolicy. Za pół godziny surfowania w kafejce zapłaciłem 500 CFA.  Aleja jest długa - miejscowi biznesmeni przemierzają ją   taksówkami - kurs w mieście kosztuje 700 CFA.

Pointe766.jpg (44878 bytes)

Ale wśród tych wielkomiejskich krajobrazów można zobaczyć także takie scenki.   We wszystkich chyba krajach Czarnej Afryki obowiązuje ten sam sposób noszenia niemowląt: dziecko jest ciasno przytroczone chustą do matczynych pleców. "Nosicielka" ma dzięki temu wolne ręce i może pracować nie rozstając się z dzieckiem.   

Ksiądz- Kameruńczyk zabrał mnie taksówką do peryferyjnej parafii - przez okno widziałem drugie,  slumsowe oblicze miasta. Jechaliśmy szeroką na 30 m ulicą z głębokimi kałużami. Czarne wyrostki zablokowały kawałami żelastwa jedyny przejezdny pasek ulicy żądając pieniędzy za przepuszczenie samochodu.  Na opornych mieli w rękach kamienie...

Pointe938.jpg (35002 bytes)

 

Zabytków w Pointe Noire znajdziecie niewiele. Do tych najstarszy należy ten oto kolonialny budynek, w którym obecnie mieści się szkoła podstawowa.  Informacja turystyczna? Firmą "Espace Ocean"   handlującą artykułami biurowymi przy alei de Gaulle 125 kieruje sędziwy pan Albert Nkouka który ma ambicje wydania przewodnika po mieście i okolicy - to chyba jedyny człowiek który może być źródłem bezpłatnej informacji (po francusku). Jego telefon: 94 83 51.

 

Pointe940.jpg (36378 bytes)

Nie, to nie jest katedra.  To kościół  Notre Dame, który stoi w centrum,  w eksponowanym miejscu za linią budynków centralnej Avenue du General de Gaulle. Wewnątrz porażająco skromny - chciało by się powiedzieć, że bieda wygląda z każdego kąta.  Stacje drogi krzyżowej wyznaczone są jedynie napisami na betonowych ścianach...

Pointe941.jpg (29051 bytes)

A to jeszcze jeden historyczny budynek - końcowa stacja linii kolejowej łączącej stolicę z wybrzeżem (Chemin de Fer Congo Ocean). Z powodu tego zdjęcia miałem kłopoty. Kiedy podnosiłem aparat do oka z budynku po drugiej stronie ulicy wybiegł jakiś młody facet w cywilu krzycząc: -Police, police!  Gdy na potok jego francuszczyzny przezornie odpowiedziałem po angielsku (polecam tą sprawdzoną metodę!) trochę przygasł i za rękaw poprowadził mnie do budynku. Zdaje się, że było to biuro policji imigracyjnej. Jego starszy kolega dukał po angielsku.
Zaczęło się oglądanie paszportu i przepytywanie. -Dlaczego pan fotografował stację?  -Bo to historyczny zabytek - początek słynnej linii kolejowej Congo - Ocean budowanej od 1924 roku !  Pan zapewne był w Europie i wie, że takie zabytkowe budowle można tam fotografować bez żadnych przeszkód! -zaryzykowałem.  Marudzili jeszcze przez dłuższa chwilę.  W tym przesłuchaniu znudzonym agentom chodziło zapewne trochę o pokazanie swojej władzy no i było w nim także trochę nadziei na to, że przestraszony biały da na odczepnego jakieś pieniądze.  Nie dał.  Oddali paszport i wypuścili...  Zdjęcie zostało...

Pointe950.jpg (23652 bytes)

Odcinek piaszczystego wybrzeża ciągnący się od portu na południe - aż do granicy Cabindy nazwano Cote Sauvage - Dzikie Wybrzeże.  Oceaniczna plaża jest tu bardzo szeroka i zupełnie pusta.  Krajobraz psuje tylko sylwetka wieży wiertniczej na horyzoncie. Za wieżą jest port, a za nim, na północ od miasta - rafineria nafty.
Ten młody człowiek ze znanym mi skądinąd aparatem "Zenit" polował na plaży na nieobecnych amatorów pamiątkowych zdjęć.  Podobno jeszcze stosunkowo dużo pojawia się ich tutaj w weekendy, gdy do Pointe Noire przylatują na odpoczynek urzędnicy ze stolicy.  Z zazdrością patrzył na mojego Canona - 300.  A ja mu tłumaczyłem, że takim "Zenitem" jaki wisiał na jego szyi też kiedyś przez kilka lat robiłem zupełnie niezłe zdjęcia. Fakt, że rwał czasem film no i ważył pewnie trzy razy tyle co Canon - miałem co nosić!    

Pointe942.jpg (31784 bytes)

Pointe947.jpg (58111 bytes)

Tuż przy plaży wzniesiono luksusowy hotel w którym mieszkają zagraniczni specjaliści pracujący przy wydobyciu i przeróbce ropy. Maja wydzieloną część restauracji do której nawet mnie, białego nie wpuścili...   

Pointe943.jpg (25187 bytes)

Piękną plażę w Pointe Noire szpeci w pewnym punkcie długi pomost transportera który kiedyś służył do ładowania na europejskie statki minerałów przywiezionych koleją z zagłębia w sąsiednim Gabonie.  Potem zamożni Gabończycy zafundowali sobie własną linię kolejową - do własnego portu. A transporter w Pointe Noire zardzewiał i dziś służy miejscowym tylko jako promenada i pomost do łowienia ryb...    
Ano właśnie!   Nurkując z kuszą przy brzegu można ustrzelić pod wodą nawet taką okazałą złotą rybkę.  Będzie kolacja dla całej rodziny!

 

 

 

Z Pointe Noire jest tylko 40 km nadbrzeżną droga na południe do granicy angolańskiej enklawy Cabinda. Ale turysta jest raczej zainteresowany kierunkiem północnym - tam są turystyczne atrakcje: wąwóz Diosso i stara misja Loango... Postanowiłem wybrać sie tam lokalnym transportem choć słyszałem o niedawnym przypadku kidnapingu cudzoziemców w tamtych stronach...              

Pointe954.jpg (48855 bytes)

Pointe957.jpg (49481 bytes)

Najlepsza droga w Kongo. Prowadzi z Pointe Noire na północ - w kierunku granicy z Gabonem przez najdłuższy w Kongo most na rzece Kouilou - dumę tego kraju.  Gotowa jest podobno tylko połowa odcinka drogi do granicy - ok.80 km.  Aby dotrzeć do Diosso najpierw zwykłą taksówką z centrum Pointe Noire trzeba wyjechać na niewielki placyk u wylotu z miasta.  Stamtąd wyruszyłem za 500 CFA zbiorową taksówką do miejscowości Diosso, znanej z malowniczego wąwozu, nazywanego przez niektórych Wielkim Kanionem Konga. 25 km jazdy w takim krajobrazie.  Ten wspaniały eukaliptusowy las jest posadzony ręką człowieka, który najpierw wycinając stare drzewa doprowadził do deforestacji tych trenów. Niestety takich pozytywnych przykładów ratowania przyrody nie widzi się  Afryce wiele.   

Pointe958.jpg (47004 bytes)

Samo Diosso okazało się niewielką wioską pod palmami, której centralnym punktem jest wiata mieszcząca stoły targowiska i studnia wiejskiego wodociągu obstawiona ze wszystkich stron plastykowymi kanistrami z życiodajnym płynem (zdjęcie obok)   Od rana panowała duchota. Miejscowe wyrostki chętnie (i odpłatnie) zostaną waszymi przewodnikami.  Ale do wąwozu nie jest trudno trafić: trzeba przejść jeszcze ok. 300 m szosą na północ, a gdy po lewej wśród palm zobaczycie kontener to znaczy, ze pora skręcić w tym kierunku - kontener stoi blisko punktu widokowego.
A to już Diosso Gorge czyli Wąwóz Diosso. Wąwóz ma głębokość zaledwie kilkudziesięciu metrów. Dno - o zmiennej szerokości pokryte jest gęstwiną kwitnących drzew i krzaków. Tu i ówdzie wyrastają z niego takie ostańce. Nie widać żadnej ścieżki schodzącej na dół. Zresztą najciekawszy widok roztacza się z górnej krawędzi. W pobliżu szosy jest na krawędzi mały placyk oczyszczony z bujnej trawy - to ma być punkt widokowy, choć nie ma tu żadnych barierek  ani objaśnień.   Stąd dalej można iść północną krawędzią przedzierając się przez trawy sięgające ramion, by szukać kolejnych ciekawych widoków.   W panującym wilgotnym skwarze nie jest to wcale łatwe - zabierzcie wysokie buty i zapas wody!        

Pointe970.jpg (57122 bytes)

Pointe959.jpg (57310 bytes)

    Czerwony, pastelowy koloryt zerodowanych ścian może się podobać. Przypomina trochę Cedar Breaks w Nevadzie, oczywiście w mniejszej skali...    

Mało kto pamięta że Wąwóz Diosso próbowano wykorzystać do niecnych celów: w 1988 roku zachodnie firmy próbowały ubić interes z rządem Konga proponując 88 milionów dolarów za możliwość składowania w wąwozie odpadów przemysłowych czyli przywiezionych z innych kontynentów śmieci.  Na szczęście do transakcji nie doszło.  A dziś na południowym krańcu wąwozu kończy się budowę luksusowej rezydencji dla żony obecnego prezydenta Konga.  

Dotarłem do kilku miejsc na skraju wąwozu z których otwierały się coraz to nowe widoki. Nie muszę dodawać, że byłem jedynym turystą w polu widzenia.  Wewnątrz wąwozu jest wiele takich spektakularnych form skalnych. Do ich fotografowania przyda się wam stosowny zoom.   

 

Pointe966.jpg (51147 bytes)

Pointe983.jpg (79539 bytes)

Z Diosso polnymi drogami obok urządzonego dla białych ekspertów pola golfowego w Matombi można dojść do drugiej ciekawej miejscowości na wybrzeżu - historycznego Loango (7 km). Loango przez kilkaset lat było stolicą afrykańskiego królestwa, poddanego dopiero na mocy traktatu z 1883 pod protektorat Francji.    Plaża w Loango była także miejscem do którego doprowadzano schwytanych wewnątrz kraju niewolników by wyprawić ich następnie za ocean.  Szacuje się ich liczbę na ponad dwa miliony.  Te dwa rzędy starych drzew wyznaczają drogę, którą przed laty podążały na morski brzeg karawany niewolników...            

Pointe984.jpg (25905 bytes)

To na tej plaży ładowano czarnych niewolników na statki odpływające do Ameryk.  Dwa miliony ludzi... aż trudno uwierzyć!     
Na skarpie ponad plażą stał obelisk upamiętniający tragedię tysięcy Afrykanów sprzedawanych za ocean. Pomnik jednak przewrócił się kilka lat temu i obecnie leży popękany w trawie. Prezydent Konga Denis Sassou Nguesso wystąpił z inicjatywą wzniesienia nowego, solidniejszego pomnika.  Zobaczymy kiedy to nastąpi...    

Pointe976.jpg (55422 bytes)

Pointe981.jpg (39097 bytes)

U schyłku epoki niewolnictwa w Loango powstała katolicka misja - czynna do dziś jako seminarium duchowne w którym kształcą się czarni klerycy (dom na zdjęciu).  Obok budynku seminarium stoi niewielki kościół w którym ustawiono kilka tablic ze starymi fotografiami, reprodukcjami map i informacjami o afrykańskim królestwie Loango i  historii misji - takie mini-muzeum, które na pewno warto zobaczyć. Wokół zachowały się fundamenty najstarszych budynków misji i nagrobki misjonarzy.      
Na zapleczu budynków pod otwartą wiatą funkcjonuje  kuchnia gdzie przyszli księża na takich oto prymitywnych paleniskach pitraszą sobie strawę. Kleryk - dyżurny kucharz nie chciał pokazać twarzy...   Afryka...

 

 

W misji nie ma filtrowanej wody (miejscowi widać odporni są na tutejsze bakterie) ale poniżej misji - przy plaży jest rybacka wioska, gdzie w kioskach-komórkach sprzedają butelkowane napoje. Ludzie w wiosce niestety nie są zbyt życzliwi - może wciąż mają do białych głęboko zakorzeniony żal o grzechy czasów niewolnictwa i kolonializmu?...    

Pointe982.jpg (41203 bytes)

Pointe978.jpg (45381 bytes)

Pomniki na nagrobkach pierwszych misjonarzy z Loango poszarzały i obrosły wokół trawą. 

We wczesnych czasach kolonialnych Loango na zachodnim wybrzeżu Afryki tak jak Bagamoyo na wschodnim było bazą z której wyruszały ekspedycje do wnętrza kontynentu.

Szukając materiałów o Loango trafiłem na polski ślad:  według kronik 13 kwietnia 1891 roku wylądowała w Loango ekspedycja badawcza Jana Dybowskiego by wyruszyć następnie do Brazzaville i Bangui.  Jan Dybowki był podróżnikiem w służbie francuskiej, znawcą Afryki i rolnictwa tropikalnego. Był synem polskiego emigranta, który znalazł się we Francji po powstaniu listopadowym.

Loango było ostatnim akcentem mojego pobytu w Kongo.  Do kraju wracałem z przesiadkami w Libreville i Malabo i dwudniowym, celowo zaplanowanym postojem w Madrycie.   Warto było przypomnieć sobie to miasto po 32 (nie do wiary!)  latach...   Po pół godzinie od startu z Madrytu do Frankfurtu pilot zapowiedział, że ze względów technicznych musimy zawrócić i wymienić jakąś część.   Wywołało to wśród pasażerów zrozumiałe poruszenie. Już zapięto pasy i samolot zaczął wykonywać zwrot, gdy dał się słyszeć kolejny komunikat: -Eh, w Madrycie i tak nie mają  tej części więc jednak polecimy do Frankfurtu...  Zdenerwowani pasażerowie zupełnie osłupieli,   a ja szczerze odetchnąłem: w domu będę jednak na czas...  I  byłem!     Tak zakończyła się kolejna fascynująca podróż na Czarny Kontynent.   Kiedyś jeszcze tam wrócę...

Wojtek Dąbrowski ©

Powrót na początek relacji z tej podróży

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory