|
|
Tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos |
Część III B relacji z podróży do Rogu Afryki - do MASSAWY - Horn of Africa - Part three B
Asmara - stolica Erytrei jest bardzo miłym i bezpiecznym miastem, pełnym przytulnych kawiarń i cukierni, ale szczerze mówiąc niewiele w niej zostało afrykańskiej egzotyki. Aby zobaczyć autentyczny folklor trzeba wyjechać na prowincję. Tak też zrobiłem. Trasa pierwszej wycieczki prowadziła ze stolicy do Massawy - erytrejskiego portu nad Morzem Czerwonym, w miejscowym języku nazywanym Mitsiwa.
|
Na satelitarnym zdjęciu żółtym kolorem zaznaczona jest ta karkołomna (przynajmniej na pierwszym odcinku) szosa zbiegająca z wysokości 2300 metrów na poziom Morza Czerwonego. Włosi w czasach kolonialnych wybudowali także jednotorową linię kolejową biegnącą mniej więcej równolegle do tej szosy. Niestety po zaniedbaniach i zniszczeniach w latach wojny z Etiopią linii kolejowej nie uruchomiono. Podobno prace trwają. Tymczasem tylko na potrzeby dużych grup turystycznych (zdarzają się takie grupy złożone z fanów kolei) kursuje kilka razy w roku mały skład osobowych wagonów z Asmary. Jedzie najbardziej efektownym, górskim odcinkiem trasy. |
To stołeczny terminal, z którego odjeżdżają busy do Massawy - niewielka wiata zbudowana po północnej stronie katolickiego kościoła z wielka kopułą i wieżą wystającą ponad zabudowę. Z centralnej Harnet Ave można dojść tu z plecakiem w ciągu 15 minut. Do drugiego miasta Erytrei kursują tylko średniej wielkości minibusy mitshubishi z rozkładanymi siedzeniami w przejściu. Podjeżdżają jeden za drugim, konduktorka sprzedaje bilety po 20 nakfa, gdy pojazd jest pełen zamyka drzwi i wysyła w trasę. Cztery godziny jazdy za niecałego dolara i to w zupełnie niezłym jak na Afrykę standardzie - to chyba najlepszy deal na Czarnym Kontynencie! | |
|
Już na rogatkach Asmary mamy
pierwszą kontrolę dokumentów... Żołnierze jednak wcale nie interesują się
podróżującymi do Massawy cudzoziemcami. Sprawdzają miejscowych, którzy zdaje
się poza staruszkami na podróżowanie po kraju muszą mieć specjalne
przepustki. Te zielone papierki wprowadzono podobno jeszcze podczas wojny.
Czemu to służy teraz - nie wiem. Jeszcze jeden przejaw niezrozumiałej
biurokracji...
Drogowskaz: Massawa - 103 km... |
Widoki otwierające się z szosy są wspaniałe. Zastanawiałem się, czy jeszcze w jakimś innym afrykańskim kraju oglądałem takie krajobrazy... Może w tylko w Futa Dżalon w Gwinei - ale tamte góry są niższe i bardziej zielone... |
|
W kotlinach przycupnęły wioski. Na tarasach łagodniejszych zboczy zauważyłem poletka... A przy szosie w wielu miejscach niskie, betonowe krzyże. |
|
|
Często się zdarza, że zagraniczni turyści wypożyczają w Asmarze rower i wyruszają tą górską szosą w dół. No bo - przynajmniej na oko - pedałować na niej dużo nie trzeba. Widoki są piękne, tylko że jadąc z dużą szybkością trzeba patrzeć raczej pod koła... Zanim jednak zdecydujecie się na taką rowerową wycieczkę sprawdźcie dwa razy stan rowerowych hamulców - od nich naprawdę będzie bardzo wiele zależeć... |
W tej części podróży dla widoków lepiej siedzieć po prawej stronie pojazdu. |
|
|
W końcu zjeżdżamy z tych wysokich gór do miasteczka Nefasit, w której widzę i kościół i meczet. Warto zapamiętać to miejsce, bo to tu właśnie zaczyna się szlak prowadzący do jednego ze starych koptyjskich klasztorów - Debre Bizen. |
Na wielu odcinkach równolegle do szosy biegnie jednotorowy szlak kolejowy, pokonując wiadukty i tunele... |
|
|
A to moi towarzysze, a raczej towarzyszki podróży... Rozmowa niestety się nam nie kleiła - wciąż jeszcze mało kto z przygodnie spotkanych ludzi mówi tu po angielsku. |
Mijane wioski wyglądają biednie, te w górach mają ściany domów układane z kamieni. Na nizinach do konstrukcji wykorzystuje się chrust, maty i glinę... Ale w porównaniu z innymi krajami Afryki jest tu czysto... |
|
Gdzieś w połowie trasy stajemy na popas w dużej wiosce, na targowym placu, gdzie stoją senne osiołki... | |
|
Przy autobusie pojawiają się dziewczynki sprzedające orzeszki ziemne. Miarka nieco większa od nakrętki kosztuje 1 nakfa... Chłopcy z kolei sprzedają patyczki do czyszczenia zębów. Importowana szczoteczka to dla wielu tubylców wciąż jeszcze luksus. |
A na placu wśród piasku i kurzu przechadzają się ludzie i zwierzęta. |
|
|
Jest okazja, by przyjrzeć się ludziom - takich twarzy i zawojów w stolicy kraju widzi się niewiele. |
Na obrzeżach placu rząd biednych kramów... |
|
|
W jednym z nich cały towar stanowią cztery kolby przypiekanej na węgielkach kukurydzy. Ale może to tylko zaczątek wielkiego biznesu? |
Nie potrafiłem odczytać napisów na tej budce, ale domyśliłem się, że to tam urzęduje zawiadowca autobusowego terminalu... Ludzie czekają cierpliwie na transport w wąskim skrawku cienia. | |
|
Współpasażerowie poszli na posiłek do małej jadłodajni, a ja fotografowałem życie. To na przykład miejscowa dorożka zaprzężona w osiołka i wyładowana do granic możliwości dzieciakami wracającymi ze szkoły... |
Malowniczą damę w błękicie fotografowałem z dużej odległości. Siedziała w cieniu samochodu - z solidnym złotym kolczykiem w nosie i bransoletkami. Od razu przypomnieli mi się Tuaregowie z Timbuktu. Tylko że tam zakutani w błękit chodzą mężczyźni. Kobiety natomiast ubierają się najczęściej na czarno. |
|
|
Po pół godzinie ruszyliśmy dalej - góry przeszły w łagodne wzgórza. Wioski przy trasie były tu już większe i bardziej zadbane. |
Z daleka zauważyłem jakiś campus - czyżby więzienie lub koszary? Szaa... lepiej nie pytać...
|
|
Minęliśmy włoski "Pomnik wojenny" z powiewającą nad nim trójkolorową flagą. Potem przed wjazdem do Massawy odnotowałem jeszcze zielony cmentarz męczenników. |
|
|
To nowa Massawa - budowana na stałym lądzie - w pobliżu terminalu autobusowego. biznesowa część miasta, pachnąca jeszcze świeżym betonem i farbą. Wy pewnie będziecie mogli ją zwiedzać i może znajdziecie tu internet cafe, którego w starej części miasta tak mi brakowało... |
Stara Massawa leży na dwóch małych wyspach i kawałku stałego lądu połączonych groblami. Stacja busów jest na lądzie stałym. Taksówkarz za kurs do wybranego przeze mnie hoteliku chciał aż 40 nakfa. Wyszedłem z plecakiem na szosie i zatrzymałem przejeżdżający mikrobus. Ten za 10 nakfa dowiózł mnie pod sam hotel. |
|
|
Hotelik (na zdjęciu powyżej) położony był na pierwszej wysepce - Tualud,
nazywał się "Corallo" Ładna recepcjonistka Lily zaproponowała mi wysoki pokój z
wiatrakiem za 200 nakfa i obiecała przynieść aerozol na moskity. Krążyły
ich w pomieszczeniu całe chmary. Zdałem sobie sprawę, że po wolnej od
moskitów Asmarze znów jestem w wilgotnym tropiku, gdzie podróżnik docenia
zawsze wartość moskitiery... W "Corallo" okresami brakowało wody, ale w
Afryce to żadna nowość. Gdybyście mieli tu problemy to w równoległej uliczce
jest hotelik Luna o podobnym standardzie cenowym, na oko nawet bardziej
przytulny... Aha - wysepkę Tualud czasem nazywają także Tawlet albo Tiwalet... |
Najlepsze hotele Asmary zbudowano na tej pierwszej wyspie - Tualud. To na przykład znany Dahlak Hotel, w którym koncentruje się turystyczny ruch. Stoi w centralnym punkcie - tam, gdzie zaczyna się grobla prowadząca z Tualud na wysepkę Batse, na której leży port i Stara Massawa. Gdy przebywałem w Massawie do hotelu Dahlak dobudowywano nowe, luksusowe skrzydło i bungalowy - pewnie już je otwarto... |
|
|
Ale najlepszym hotelem w Massawie wcale nie jest "Dahlak", ale "Red Sea Hotel" z klimatyzowanymi pokojami z których każdy ma lodówkę i TV. Znajdziecie go na południowym krańcu wyspy Tualud. Dwuosobowy pokój kosztuje 480 nakfa lub 36 USD - jak na taką klasę hotelu nie jest to drogo i gdybym miał kogoś do podzielenia kosztów, to kto wie, czy bym się nie skusił... Butelka piwa "Asmara" kosztuje tu już 12 nakfa - ale to wciąż tylko pół dolara... |
|
To też swego rodzaju hotel - dawny zimowy pałac cesarza Hajle Selasie w Massawie.
Po wspaniałej niegdyś budowli pozostała niestety tylko ruina... Zbudował go w 1873 roku Werner Munzinger - awanturnik szwajcarskiego pochodzenia. |
Przy wjeździe na wysepkę Tualud zwraca uwagę Pomnik Trzech Czołgów. Te trzy czołgi stanowiły główną siłę uderzeniową Erytrejczyków podczas walk o wyzwolenie Massawy w lutym 1990. Stoją podobno w tym miejscu, w którym zatrzymały się podczas szturmu miasta. |
|
|
A z tyłu za czołgami widać wieże i kopułę koptyjskiej katedry. To St. Mariam's Cathedral - otwarta tylko wcześnie rano - później wierni modlą się przez zamkniętymi na głucho drzwiami. |
A tak wygląda ta budowla od frontu... |
|
|
Na wysepce Tualud znajdziecie także kościół katolicki. Tu można zawsze wejść do środka, ale od podwórka... |
Zainteresowała mnie w tym kościele droga krzyżowa - wykonana z glazurowanych płytek - i ze względu na ciekawy styl i ze względu na niecodzienne potraktowanie tematu... |
|
|
Czarnookie i czarnowłose anioły otaczają czarnooką Matkę Bożą... Tak to niebo - na wzór otaczających ich ludzi wyobrażają sobie Erytrejczycy... To oczywiście współczesna sztuka, ale też ciekawa - szczególnie dla nas - Europejczyków... |
Wszystkie te kościoły zbudowano na wyspie Tualud. Kolejna grobla, po której przebiega tor kolejowy i jezdnia łączy Tualud z drugą i ostatnią wyspą - Batse. W zachodniej literaturze nazywają ja Massawa Island. To najciekawsza część Massawy. Na drugim końcu grobli po lewej widać żurawie handlowego portu, a po prawej - zabytkowe budowle Starego Miasta. Z tej odległości wyglądają nawet elegancko, bo nie widać, że wiele z nich prosi się o remont... Tak naprawdę, to podobno takich widoczków nie wolno tu fotografować, ale akurat nikogo nie było w pobliżu... Kiedyś i oni zrozumieją, że wiszący nad nimi satelita może bez trudu sfotografować każdą rybacką łódkę, i nic na to nie poradzą... |
|
|
Teleobiektyw pozwala fotografować statki w porcie - jak widać, jest ich sporo. Bo to przecież jedyne erytrejskie okno na świat - tedy przepływa cały handel zagraniczny tego niewielkiego kraju.
|
|
|
A tak wygląda z daleka tutejszy "waterfront" czyli staromiejski bulwar, wzdłuż którego stoją stare budowle - na kolejnej stronie zobaczycie, jak wyglądają one z bliska... | |
Przejście do strony "Moje podróże" Back to main travel page