MIGAWKI  Z  PODRÓŻY          -        SNAPSHOTS  FROM  THE TRIP

Tekst i zdjęcia - Wojciech Dąbrowski © - text and photos


India is wide, colorful and fascinating country, I was there four times already finding every time a new, unknown yet  areas to explore. In 2012 I wanted to visit Ladakh and Kashmir in the north as well as two unknown to me states of the Indian east coast: Orissa and Andhra Pradesh.  You can see my route on the map:

At the beginning I was flew via Moscow and Delhi to Leh - the capital of Ladakh.

 

Indie to bardzo rozległy, barwny i fascynujący kraj, w którym byłem już wcześniej czterokrotnie, za każdym razem znajdując nowe, jeszcze nieznane rejony do eksploracji. Tym razem postanowiłem odwiedzić Ladakh i Kaszmir oraz nieznane mi jeszcze stany wschodniego wybrzeża. Wyjazd na północ Indii odkładałem kilkakrotnie, ze względu na trwające tam zamieszki. Ale ostatnio w Kaszmirze nieco się uspokoiło i pomyślałem, że to dobry moment.

Najtańszy bilet na przelot do Delhi oferował rosyjski Aerofłot. Poleciałem więc przez Moskwę, mile zaskoczony tym, że na przesiadce na lotnisku Szeremietiewo przewoźnik zafundował mi bezpłatny wstęp do swojego lounge z bufetowym poczęstunkiem i bezpłatnym dostępem do internetu. Coś takiego nigdy w Moskwie mi się jeszcze nie przydarzyło!

Potem leciałem pięć godzin ich nowym airbusem, aby w środku nocy wylądować w stolicy Indii.  W porcie lotniczym Delhi miałem mieć tylko przesiadkę. Spieszyłem się do Ladakhu. Był koniec września. W Indyjskich Himalajach właśnie kończył się turystyczny sezon i obawiałem się, że śnieg zasypie wysokie przełęcze, przez które poprowadzona była moja trasa...

Szczęśliwym trafem wszystkie samoloty do Leh - stolicy Ladakhu odlatują z Delhi wcześnie rano - by znaleźć się u celu zanim chmury przesłonią pas startowy lotniska znajdującego sie na wysokości 3500 m nad poziomem morza. Nie czekałem więc długo na połączenie. Samolot Air India wystartował jeszcze przed świtem.

Lecąc do Leh warto poprosić o miejsce przy lewym oknie. Bo wkrótce po nabraniu przez samolot wysokości pojawiają się z tej właśnie strony wspaniałe górskie panoramy:

 

 

 

 

My journey started in Indian Himalaya, and there tourist season just finished. I was afraid that the snow soon will cover high passes, through which my route was charted...

   

Ladakh nie bez powodu nazywany jest Małym Tybetem. Przed wiekami był częścią Tybetu i do dziś tutejsza ludność kultywuje tybetańską religię i tybetańskie tradycje.  Ponad miastem Leh góruje pałac władców  Ladakhu: 

Leh palace:

   

     
Leh:   U stóp pałacu, który udostępniony jest do zwiedzania rozłożyło się malownicze miasteczko o niskiej zabudowie: 

 

 

 

 

Indus Valley - just 6 km from Leh:   W odległości zaledwie sześciu kilometrów od Leh płynie rzeka Indus - na tym odcinku jeszcze bardzo niepozorna:
     
     
Stagna Monastery (above) and altar sculpture from Hemis Mon:   A w Dolinie Indusu już setki lat temu wybudowano tybetańskie klasztory - warto zorganizować sobie wycieczkę z Leh, by obejrzeć chociaż te najważniejsze. Powyżej na samotnym wzgórzu klasztor Stagna.

Kilkadziesiąt kilometrów dalej w odgałęzieniu doliny znajdziecie klasztor Hemis, umieszczony przez UNESCO na liście Światowego Dziedzictwa. W każdym z tych klasztorów oglądać można posągi przedstawiające różne wcielenia Buddy i tybetańskich świętych. Największe posągi mają po kilkanaście metrów wysokości:

     

     

Tikse Monastery:

 

Spośród klasztorów , które widziałem w Dolinie Indusu najbardziej malowniczy wydał mi się klasztor Tikse (na zdjęciu poniżej). Za wstęp do większych klasztorów mnisi pobierają już opłaty, ale niezbyt wysokie; W Tikse - 30 rupii, w Hemis - 100. (Jeden dolar USA wart był około 50 rupii). 

     

     
The view from Tikse Monastery:    

Wspinaczka do klasztorów kosztuje sporo wysiłku, szczególnie jeśli nie jesteśmy jeszcze (jak ja) zaaklimatyzowani.  Podczas marszu trzeba często odpoczywać. Ale warto - bo z klasztornych murów otwierają się zazwyczaj wspaniałe widoki - jak ten - z klasztoru Tikse:

     

     
The view from Tikse Monastery:   Jeśli ma się trochę szczęścia to można trafić na porę modlitwy i religijnych ceremonii, podczas których mnisi wykorzystują bębny, gongi i trąbity.. Mnisi nie zabraniają turystom wstępu i przyglądania się obrzędom. Przy zachowaniu pewnej dyskrecji można nawet robić zdjęcia i filmować. Byle tylko nie przeszkadzać. W klasztorze Tikse sfotografowałem mnicha w ceremonialnej żółtej czapce, który na tarasie wznosił ręce z jakąś ofiarą ponad Dolinę Indusu. 

 

 

 

Traditional bakery in Leh:   W Leh mieszkałem w Khan Manzil Guesthouse - ukrytym w bocznej uliczce koło Moravian Church. Miejsce jest warte polecenia bo ciche i ma piękny widok z tarasu. Można je rezerwować przez hostelworld.com  Tylko noce były już zimne (żaden z tanich hotelików nie ma tu ogrzewania). W pobliżu miałem bazarowe sklepiki, a także tradycyjną piekarnię, gdzie chlebowe placki wypiekali w kopulastym piecu:
     

     
Kashmir -

Dal Lake in Srinagar: 

   

Publicznym zaniedbanym autobusem, który odjeżdża tylko raz dziennie pojechałem z Leh przez Kargil i wysokie przełęcze (Fotu La - 4147 m) do Kaszmiru. Stolica Kaszmiru - Srinagar leży nad górskim jeziorem Dal. Nie ma drugiego takiego miejsca w Indiach, więc zjeżdżają tu na wakacje zamożni Hindusi. Zagranicznych turystów widziałem przez trzy dni zaledwie kilkunastu:

     

     
     
Dal Lake - shikara boats:   Jezioro Dal ma dla turystów swoje azjatyckie gondole - szikary. Są ich setki.  Mają one tradycyjny kształt, kolor i poetyczne nazwy.  A pod stylowym daszkiem - siedzenie dla pasażerów, na którym nie da się inaczej siedzieć jak tylko w pozycji półleżącej. Turysta zatem płynie rozparty jak maharadża:
     

 

 

     
Dal Lake - shikara boats:  

Szikary mają swoje ponumerowane nabrzeża nazywane tutaj ghatami. Przy nich od rana czekają przewoźnicy. Uczciwi i nieuczciwi - jak wszędzie. Mają swoje stowarzyszenie, które ustala ceny rejsów. Pół godziny: 200 rupii, godzina: 300.  Polecam Nazira z ghatu 16 - pływałem z nim kanałami, podglądając życie mieszkańców przez godzinę za 250 rupii i jeszcze pomógł mi znaleźć tani houseboat.

     

     
Dal Lake - shikara boats:  

 

Hindusi podróżują całymi, często bardzo licznymi rodzinami. Wtedy można sformować z kilku szikar całą karawanę takich łodzi. Szczególnie malowniczo wyglądają szikary o zachodzie słońca, gdy ich kolorowe daszki przeglądają się w wodach jeziora: 

     

     
Dal Lake - houseboats:  

Drugą atrakcją Jeziora Dal są houseboaty - domy mieszkalne na barkach. Przycumowane są na stałe przy brzegach jeziora, doprowadzone są do nich prąd i woda. W typowym domu sa dwie sypialnie, jadalnia i sitting room. Dla mnie najważniejsza jednak była weranda, na której przesiadywałem obserwując przepływające łodzie... Mieszkałem w "Snow View" sam płacąc 1000 rupii.

     

     
rinagar to Jammu route:  

 

Górskimi drogami, w malowniczej scenerii przez cały dzień zjeżdżałem publicznym autobusem ze Srinagaru do Jammu:

     

     
Jammu holy men:  

W Jammu wcześnie rano fotografowałem świętych mężów siedzących przed wejściem do świątyni Kali zlokalizowanej w... forcie. Okazało się, że nie jest to zbyt ciekawe miasto, ale nie mogłem go ominąć ze względu na układ sieci dróg:

     

     
Sunset in Dharamsala:   Kolejnego dnia znów wspinałem się na stoki Himalajów zmierzając do Dharamsali. Tam przez otwarte okno mojego pokoju zajrzała małpa, a potem przez to same okno fotografowałem niezapomniany zachód słońca: 
     

     

 

Dharamsala, a właściwie przylegająca do niej miejscowość Mc Leod Ganj (1770 m npm)jest siedzibą duchowego przywódcy Tybetańczyków - Dalaj Lamy. W uliczkach spotkać tu można tybetańskich mnichów w czerwonych strojach, kobiety w pasiatych tybetańskich fartuszkach sprzedające tybetańskie pierożki momo. I choć Dharamsala leży po południowej stronie głównego grzbietu Himalajów to powiadają, że to kawałek Tybetu w Indiach. 

Dalajlamy nie zastałem, ale w świątyni obok jego skromnej rezydencji trwały modlitwy. Starsze kobiety kręciły modlitewne młynki (taki młynek przywiozłem sobie kiedyś z Lhasy), a inne modląc się padały co chwila "plackiem" na specjalnych podestach przed świątynią:

 

 

 

 

 

 

Himachal Pradesh -

Manali:

 

Kolejny dzień zabrała mi podróż z Dharamsali do Manali - znanego górskiego miasteczka wczasowego w indyjskim stanie Himachal Pradesh. Znów byłem u stóp głównego grzbietu Himalajów. Przez okno mojego pokoiku widać było ośnieżone szczyty:

 

   
     
Rothang Pass:  

 

Dobra, choć uszkodzona w wielu miejscach droga prowadzi z Manali na przełęcz Rothang Pass. Na przełęczy zazwyczaj przez okrągły rok leży śnieg i Hindusi z południa przyjeżdżają tu tłumnie na wycieczki, by dotknąć go po raz pierwszy w życiu. Dla mnie był to jedynie punkt etapowy na trasie do trudnodostępnej doliny Spiti. I okazja do podziwiania Himalajów w całym ich majestacie:

     

     

A road to Spiti Valley:

 

 

Po drugiej stronie przełęczy dobra droga skręciła w lewo do Lahaul (i Leh), a ja podążałem w prawo - najgorszym szutrowym odcinkiem, który przyszło mi pokonać w tej podróży. Tu już nie było ani śladu asfaltu, przyszło forsować osypiska i strumienie:

     

     
A road to Spiti Valley:   Na wielu odcinkach droga miała szerokość odpowiednią tylko dla jednego samochodu, często odcinki wykute w zboczach nad przepaściami nie miały żadnych zabezpieczeń. To była na pewno jazda z dreszczykiem:
     

     
Ki  Monastery near Kaza, Spiti Valley:    

Niewielu turystów dociera do odosobnionej Doliny Spiti. A ci, którym sie to uda szybko dochodzą do wniosku, że oto znaleźli sie znowi w kręgu kultury Tybetu. Tu znowu cieszą oko Tybetańskie klasztory. Udało mi sie odwiedzić jeden z nich: klasztor Ki leży na wysokości 4100 metrów nad poziomem morza (na zdjęciu poniżej) 

     

     
Chorten in Tabo, Spiti Valley:    

Pierwszą noc w Spiti Valley spędziłem (bez prądu) w Kaza. Drugą - w Tabo, gdzie wszyscy podróżnicy fotografują tej oto ozdobny czorten:

     

     
A road from Spiti Valley, part of The Great Himalayan Loop:   Czorten ten jest częścią stareńkiego klasztoru, który UNESCO umieściło na liście World Heritage Sites. Ciekawe, że w odróżnieniu od innych klasztor ten nie został zbudowany na żadnej górze, ale w dolinie - w środku osady Tabo.

Jeden rozklekotany i zakurzony autobus dziennie wyjeżdża w trasę, by zamknąć tzw. Wielką Pętlę Himalajów. Aby wyruszyć w tą trasę cudzoziemcy muszą posiadać specjalne zezwolenie wydawane (na szczęście bezpłatnie) w lokalnym urzędzie w Kaza. Trzeba mieć dwa zdjęcia, kopię paszportu i wizy.

Potem jeszcze trzeba się dostać do wnętrza zatłoczonego autobusu. No i zaczyna się jazda wśród takich oto gór:

 

     

  Było już ciemno, gdy mój autobus po całodziennej wariackiej jeździe dotarł do górskiego miasteczka  Rekong Peo. Kolejny dzień zabrała mi jazda do Shimli - górską szosą zbudowaną kiedyś przez Brytyjczyków, którzy z tej strony chcieli dokonać inwazji Tybetu.

W Shimli - niegdyś renomowanym kolonialnym kurorcie pożegnałem wysokie góry. Przesiadłem się tam na wąskotorówkę, potem na normalny pociąg, by po kilku dniach jazdy wylądować w Puri na wybrzeżu Zatoki Bengalskiej. 

 

Orissa (Odisha)

Beach in Puri:

     
     
Konark Temple:   Nieco na północ od Puri leży nad Zatoką Bengalską niewielkie miasteczko Konark. A w nim - słynna Świątynia Boga Słońca. Ma ona postać wielkiego kamiennego rydwanu, którego kamienne koła (popatrzcie na zdjęcie poniżej) mają chyba z 5 metrów średnicy.   Świątynia w Konark umieszczona jest na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ściany świątyni pokrywają płaskorzeźby - także o tematyce erotycznej:
     
     
Sleeper class railway car:   Przez nizinne Indie podróżowałem pociągami, w tłumie Hindusów. Na zdjęciu poniżej moja sąsiadka w wagonie klasy sleeper (zakratowane małe okna, twarde leżanki obite ceratą, oczywiście bez klimatyzacji ale z wiatrakiem pod sufitem):
     
     
Andhra Pradesh -

Visakapathnam was my first stop in this state - I took from there an excursion to Eastern Ghats Mts, where - in Araku - I enjoyed the folk dances of Dhimsa tribe ladies:

   

Pierwszym miastem w stanie Andhra Pradesh w którym się zatrzymałem było Visakapathnam. Stamtąd wyruszyłem na wycieczkę we Wschodnie Ghaty. W górach, w osadzie Araku z przyjemnością oglądałem ludowe tańce kobiet z plemienia Dhimsa:

     
     
Golden roof of Durga Temple in Vijayawada:   Potem był pobyt w Vijayawada. Akurat w tym czasie wypadł festiwal bogini Durgi - razem z miejscowymi stałem w kilkukilometrowej kolejce do świątyni wzniesionej na wzgórzu ponad miastem. Warto było, bo okazało się, że złocony dach głównej świątyni (zdjęcie poniżej) ma bardzo bogatą dekorację rzeźbiarską. Można tą świątynię porównywać do świątyni Sikhów w Amritsarze. 
     
     
Undavalli Caves near Vijayawada:   Po drugiej stronie rzeki Krishna (dowiezie was tam z Vijayawada podmiejski bus 301)zwiedzałem Undavalli Caves - świątynie z II i III wieku wykute w zboczu góry. Miejsce warte jest zobaczenia. Tylko jako cudzoziemiec zapłaciłem za wstęp 20 razy więcej (100 rupii) niż Hindusi. Ale takie dyskryminujące zasady obowiązują tu we wszystkich zabytkach nadzorowanych przez państwo!
     
     
 

Charminar - the symbol of Hyderabad:

 

Moja ostatnia jazda hinduskim pociągiem skończyła się wiele kilometrów przed docelowym Hyderabadem. Wysadzono nas na małej stacyjce "bo pociąg nie pojedzie dalej ze względy na roboty". Razem z innymi pasażerami ruszyłem do szturmu na przejeżdżające szosą autobusy. Hayderabad okazał się wielkim, hałaśliwym miastem. Jego symbolem jest historyczna budowla z czterema wieżami - Charminar:

     
     
 

The necropolis of Hyderabad's rulers near Golconda Fort:

 

Na peryferiach tego miasta znalazłem wielki Fort Golconda, w którym nizam - lokalny władca Hyderabadu skutecznie bronił się przez długi czas przed wojskami Wielkich Mogołów. Ale jeszcze większe wrażenie zrobiła na mnie rzadko wspominana w przewodnikach nekropolia władców Hyderabadu odległa od Golcondy zaledwie o jakieś 3 km. Takich wielkich grobowców jest tam kilkanaście:

 

     
From Hyderabad I took the low-cost flight to Delhi.

Here is Old Delhi:

  Z Hyderabadu samolotem taniego przewoźnika IndiGo wróciłem do Delhi. Zamieszkałem na dwa dni w dobrze znanej wszystkim obieżyświatom dzielnicy Pahargandż. Gdzie riksze, wędrowne garkuchnie, dziesiątki zakurzonych sklepików...
 
     
     

Great Mosque in Old Delhi,

 where I have been in 1975 - 37 years earlier:

 

Odwiedziłem też wiele starych, znanych kątów. W tym Wielki Meczet w Old Delhi. Przypomniałem sobie, że kiedy po raz pierwszy - w 1975 roku (37 lat temu!) wchodziłem na dziedziniec tego meczetu wypożyczono mi darmo kawałek materiału, abym zrobił z niego spódniczkę zakrywającą moje odsłonięte poniżej krótkich spodni nogi. Dziś już nikt w takie rzeczy się tu nie bawi. Żądają za to, aby zapłacić 300 rupii za wnoszony aparat lub jeśli ktoś zamierza robić zdjęcia "komórką".  Jakoś swój aparat przeszmuglowałem  :)   Tak wygląda dziś dziedziniec Wielkiego Meczetu: 

     

 

    Nocna taksówka z Pahargandżu na lotnisko kosztuje tu tyle samo co w dzień: 300 rupii czyli 6 dolarów - około 20 zł. Jeśli uruchomią linię metra na lotnisko, co się zepsuła kilka miesięcy temu to dojazd na lotnisko będzie jeszcze tańszy...
Aeroflot's flights took me then from Delhi via Moscow to Warsaw.

And this was the happy end of the another exotic voyage...   :)

 

 

Samolot Aerofłotu z Delhi odleciał z półgodzinnym opóźnieniem. W Moskwie nawoływany po nazwisku przez głośniki biegłem ze skrzydła F do D, aby zdążyć na samolot do Warszawy. Zdążyłem, ale plecaka Rosjanie niestety nie zdążyli przeładować. Złożyłem w Warszawie reklamację, przywieźli mi go do domu następnego dnia.

I tak szczęśliwie zakończyła się moja kolejna egzotyczna podróż. Mam nadzieję, że znajdę w przyszłości czas, aby przygotować obszerniejszą relację...

     
     

 

My hot news from this expedition (in English) you can read in my travel log:  www.globosapiens.net/travellog/wojtekd 

 

 

Notatki robione "na gorąco" na trasie podróży (po angielsku) można przeczytać w moim  dzienniku podróży w serwisie globosapiens.net

To the next part of this report    

Przejście do drugiej części relacji  

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory