2020

tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos

 

Returning from the interesting expeditions I always try to write a travel report - to share my updated knowledge and to help other travelers in their preparations to the voyage. A lot of such reports you can already see on my website - sorry - most of them in Polish only.  New reports require work and time. Unfortunately it is now harder and harder for me to find the time.  On this page you will see some interesting pictures from the last years. They are waiting to be used in the coming reports. I hope to write them someday...    

 

Po powrocie z każdej ciekawej podróży staram się napisać ilustrowany raport, by podzielić się moją świeżo zdobytą wiedzą i w ten sposób pomóc innym podróżnikom w ich przygotowaniach do wyjazdów. Wiele takich raportów znajdziecie już na moich stronach. Niestety pisanie tych raportów to praca pochłaniająca sporo cennego czasu. Nie zawsze mogę znaleźć ten czas... Na tej stronie znajdziecie co ciekawsze zdjęcia do tematów, które czekają na przygotowanie raportów. Mam nadzieje, że kiedyś doczekają się one osobnych stron... Niektóre już się doczekały...  

     
     

In the last days of March I came back from a trip around the world unexpectedly interrupted by a pandemic. For the first time in my history of traveling around the world, I was unable to implement the plan prepared for many months ahead. I intended to spend most of the time - over 2 months - on the Pacific Islands. The award ticket from the airlines allowed me to travel then from the South Pacific to Japan, from where I was supposed to sail to Alaska and then to Canada (option A shown on the travel map). Five days before departure from Gdansk, this cruise was canceled due to a virus found in the passenger of the ship. So I improvised variant B of the route  - through Hawaii. I left Gdańsk on February 25th, convinced that the coronavirus would not spread beyond Asia ... I flew through Doha to Sydney, Australia.  

 

W ostatnich dniach marca wróciłem z podróży dookoła świata niespodziewanie przerwanej przez pandemię. Po raz pierwszy w dziejach mojego podróżowania po świecie nie udało mi się zrealizować przygotowywanego przez wiele miesięcy planu. Większość czasu - ponad 2 miesiące - zamierzałem spędzić na wyspach Pacyfiku. Nagrodowy bilet z linii lotniczych pozwalał mi przemieścić się potem z Południowego Pacyfiku do Japonii, skąd statkiem miałem popłynąć na Alaskę i dalej - do Kanady (wariant A pokazany na mapie podróży). Na 5 dni przed odlotem z Gdańska ten rejs odwołano ze względu na wirusa stwierdzonego u pasażerki statku. Zaimprowizowałem na poczekaniu wariant B trasy - przez Hawaje. Wyjeżdżałem 25 lutego z Gdańska przekonany, że koronawirus nie rozprzestrzeni się poza Azję... Przez Dohę poleciałem do Sydney w Australii.

I've been to Sydney many times, admiring the architecture of the famous opera house. But I've never been inside this interesting building. Its location on the waters of the bay makes walking along the interior corridors you feel close to the sea, waving just behind the large, panoramic windows:

 

W Sydney byłem już wielokrotnie, podziwiając architekturę słynnej opery. Ale nigdy jeszcze nie byłem w środku tego ciekawego budynku. Jego położenie nad wodami zatoki sprawia, że spacerując wewnętrznymi korytarzami do bufetów czuje się bliskość morza, falującego tuż za wielkimi, panoramicznymi szybami: 

The building is imposing. The highest roof point is 67 metres above sea-level which is the same height as that of a 22-storey building. In the bigger "shell" you will find Concert Hall with 2,679 seats (now closed for restoration), while the opera (Joan Sutherland Theatre) has 1,507 seats.

 

I am a fan of opera and ballet. I decided to take the opportunity to spend the only evening in Sydney at the opera, watching the performance of Mozart's "Don Giovanni". I was able to buy online an inexpensive ticket  in the right lodge on the first floor. I came early to see this unique theater in details:

 

Jestem miłośnikiem opery i baletu. Postanowiłem wykorzystać okazję i jedyny tym razem wieczór w Sydney spędzić w operze, na spektaklu "Don Juana" Mozarta. Udało mi się kupić przez internet tani bilet na miejsce w prawej loży pierwszego piętra. Przyszedłem wcześnie, by dokładnie obejrzeć ten wyjątkowy teatr:

The theatre during the spectacle was full. Photographing is not allowed during the performance. So I can only report, that it was at a very high level with magnificent voices and music. Later I wrote to my friends: "... for this spectacle alone it was worth flying to distant Sydney ..." After the performance on a warm summer evening, I was able to stroll along the boulevards, overlooking the famous Harbor Bridge:

 

Sala wypełniła się całkowicie. W trakcie przedstawienia nie wolno fotografować. Mogę więc tylko zrelacjonować, że było na bardzo wysokim poziomie. Napisałem potem do przyjaciół: "...dla samego tego spektaklu warto było przylecieć do odległego Sydney..."      Po zakończeniu spektaklu w ciepły, letni wieczór mogłem z przyjemnością pospacerować bulwarami, z widokiem na słynny Harbour Bridge:

The next morning, my ship appeared at the passenger quay, spectacularly situated next to the bridge - It was "Norwegian Jewel" - an old friend from last year's voyage around New Zealand. The embarkation went very smoothly, we signed declarations of good health... 

 

Następnego poranka przy nabrzeżu pasażerskim, spektakularnie usytuowanym tuż przy moście pojawił się mój statek - stary znajomy z ubiegłorocznej podróży wokół Nowej Zelandii -"Norwegian Jewel". Zaokrętowanie poszło bardzo sprawnie, podpisaliśmy oświadczenia o dobrym stanie zdrowia...

In the afternoon I still had enough time to climb the Harbor Bridge and look from it to the city. On the right of the photo below you can see the oldest part of Sydney - The Rocks district. And in the background CBD (Central Business District) skyscrapers:  

 

Po południu miałem jeszcze dość czasu, aby wspiąć się na Harbour Bridge i popatrzeć z niego na miasto. Po prawej stronie zdjęcia poniżej widać najstarszą część Sydney - dzielnicę The Rocks. A w głębi wieżowce CBD (Central Business District - tak nazywają tutejsze downtown):

We said goodbye to Sydney after sunset. On passenger ships it is always a spectacular moment - everyone appears on the open decks, music plays... No one could have guessed what would happen to us. Admittedly, during passenger registration, it was indicated that we had not received permission to visit three small islands in New Caledonia, but other stopovers in ports were extended:

 

Żegnaliśmy Sydney po zachodzie słońca. Na pasażerskich statkach jest to zawsze spektakularna chwila - wszyscy wylegają na pokład, gra muzyka... Nikt jeszcze się nie domyślał, jaki los nas czeka. Wprawdzie już przy rejestracji pasażerów zaznaczono, że nie otrzymaliśmy zezwolenia na odwiedzenie trzech małych wysp na Nowej Kaledonii, ale za to przedłużono nam inne postoje w portach. Linia NCL przepraszała i obiecywała rekompensatę:

The first port we visited after leaving Sydney was the capital of Queensland - Brisbane. Extending the stay in this port by one day meant that there was no place for our ship in the terminal on the river - close to the center. We had to moor at the grain terminal on Fisherman Island, from where downtown skyscrapers could barely be seen in the distance:

 

Pierwszym portem, do którego zawinęliśmy po wyjściu z Sydney była stolica Queenslandu - Brisbane. Przedłużenie pobytu w tym porcie o jeden dzień spowodowało, że nie było dla naszego statku miejsca w terminalu na rzece - blisko centrum. Musieliśmy zacumować przy terminalu zbożowym na Fisherman Island, skąd ledwo było widać w oddali wieżowce downtown:

It was not my first stay in this city. I have a proven friend in Brisbane - Waldek, whom I wanted to meet. Waldek suggested that we can go by his car to the Glass House Mountains - about 70 kilometers away. I've never been there, so I accepted the offer with enthusiasm. Initially, we drove north on the highway, then we turned west onto the normal road. Who would have thought that in dry Australia there are also such beautiful, green forests?:

 

Nie był to mój pierwszy pobyt w tym mieście.  Mam w Brisbane wypróbowanego przyjaciela - Waldka, z którym chciałem się spotkać. Waldek zaproponował, abyśmy pojechali jego samochodem do odległych o około 70 kilometrów Glass House Mountains. Nigdy tam nie byłem, propozycję  przyjąłem więc z entuzjazmem.  Początkowo jechaliśmy autostradą na północ, potem zjechaliśmy na zwykłą szosę prowadzącą na zachód. Kto by przypuszczał, że w suchej Australii są także takie piękne, zielone lasy?:

Glass House Mountains (these mountains were named in this way because explorers associated their shape with English greenhouses) are a group of 13 volcanic peaks with original shapes rising from the green plateau. Mt Tibrogargan, often called Gorilla first appears in the landscape (picture on the right)

 

Glass House Mountains (nazwano te góry w ten sposób, bo odkrywcom ich kształt kojarzył się z angielskimi szklarniami) to grupa 13 wulkanicznych szczytów o oryginalnych kształtach wyrastających z zielonego płaskowyżu. Pierwszy pokazuje się w krajobrazie Mt Tibrogargan, często nazywany potocznie Gorylem:

 

     

Individual hills have a height of 200 to over 500 meters. Two of them were accessible by tourist routes, but for safety reasons the paths were closed. Somewhere in the middle of the whole group of peaks, a small observation deck with a parking lot was built. It was on that lookout where I have been photographed with my friend Waldek:

 

Poszczególne wzniesienia mają wysokość od 200 do ponad 500 metrów. Na dwa z nich doprowadzały szlaki turystyczne, ale ze względów bezpieczeństwa je zamknięto. Gdzieś w środku całej grupy szczytów wybudowano niewielki taras obserwacyjny z parkingiem. To na nim właśnie sfotografowałem się z moim przyjacielem Waldkiem:

On the same day, we still had enough time to go back to Brisbane City and take a walk along the riverside promenade, which opens the best view of the city center:

 

Tego samego dnia starczyło nam jeszcze czasu aby wrócić do Brisbane i przejść się nadrzeczną promenadą, z której otwiera się najlepszy widok na centrum miasta:

The city is located quite far from the ocean - to the beaches - the nearest on Moreton Island is far (3 hours drive), so a beach was built in the city. Streets Beach and Lagoon are separated from the river by a small causeway and - as you can see on picture below - on hot days they enjoy success. There are even real palm trees... The attraction is free:

 

Miasto położone jest dość daleko od oceanu - do plaż - na najbliższe na Moreton Island jest daleko (3 godziny jazdy), więc wybudowano plażę w mieście. Streets Beach and Lagoon odgrodzone są od rzeki niewielką groblą i jak widać w upalne dni cieszą się powodzeniem. Zadbano nawet, by były tu prawdziwe palmy... Atrakcja jest bezpłatna:

After leaving Brisbane we took the course east, heading for New Caledonia. It was a long distance, we spent two days at the sea. Despite the adverse changes in the cruise program, the atmosphere on the ship was good. Service - mostly Filipinos were smiling. In the self-service restaurant, each passenger himself was taking his chosen food:

 

Po opuszczeniu Brisbane wzięliśmy kurs na wschód, zmierzając ku Nowej Kaledonii. To była spora odległość, spędziliśmy w morzu dwa dni. Mimo niekorzystnych zmian w programie rejsu atmosfera na statku była dobra. Obsługa - w większości Filipińczycy - uśmiechali się. W samoobsługowej restauracji każdy pasażer po staremu sam nabierał sobie potrawy:

The capital of New Caledonia - Noumea is beautifully situated in a deep bay. Every time I am there, I climb the hill behind the Cathedral of St. Joseph, to enjoy once again the spectacular panorama of the colonial city:

 

Stolica Nowej Kaledonii - Noumea jest bardzo pięknie położona w głębokiej zatoce. Zawsze gdy tam jestem wspinam się na wzgórze za Katedrą Św. Józefa, aby raz jeszcze popatrzeć na efektowną panoramę kolonialnego miasta:

Place des Cocotiers with palm trees and flowering trees has been the focal point of the city since the end of the 19th century. Entire Kanak families - the indigenous people of New Caledonia - sit here on the lawns under palm trees. Attempts to take pictures of these people, however, meet with immediate and firm protest. That's why I photographed here only a park, 400 meters long:

 

Centralnym punktem miasta jest od końca XIX wieku Place des Cocotiers z palmami i kwitnącymi drzewami. Na trawnikach pod palmami przesiadują tu całe rodziny Kanaków - często bosonogich rdzennych mieszkańców Nowej Kaledonii. Próby robienia zdjęć tym ludziom spotykają się jednak z natychmiastowym i stanowczym protestem. Dlatego fotografowałem tu tylko park, mający długość 400 metrów: 

In a distance of 8 kilometers from Noumea, a modern, but stylized according to national architecture, Center Culturel Tjibaou - Kanak cultural center was built on a small peninsula. You can get there by city bus paying 300 Pacific francs (CFP), and admission for seniors costs another 500 francs. The buildings of the center (protruding above the green) - the work of architect Renzo Piano are very original indeed:

 

W odległości 8 kilometrów od Noumei na małym półwyspie zbudowano nowoczesne, ale stylizowane według narodowej architektury Centre Culturel Tjibaou - centrum kulturalne Kanaków. Można tam dojechać miejskim autobusem za 300 franków pacyfiku (CFP), a wstęp dla seniorów  kosztuje kolejne 500 franków. Wystające ponad zieleń budowle centrum - dzieło architekta Renzo Piano są rzeczywiście bardzo oryginalne:

Next to the row of exhibition halls in which ethnographic materials, history and paintings are exhibited,  in the complex has been recreated a traditional Kanak farmhouse with interesting wood carvings:

 

Centrum Tjibaou wzięło nazwę od nazwiska kanackiego działacza. Obok rzędu sal wystawowych w których eksponowane są materiały etnograficzne, historia i malarstwo w kompleksie odtworzona została tradycyjna zagroda Kanaków z ciekawymi rzeźbami w drewnie:

From the center to Noumea I came back on foot, looking at the everyday life of the inhabitants and the exotic vegetation. Unfortunately, bad news was waiting on the ship: the government of Vanuatu, fearing of infection by virus, would not let us enter the tiny, deserted Mystery Island. Samoa didn't want us either, even though we didn't have any sick people on board. In return, the captain offered to extend our stop at the Fijian port of Lautoka and visit the capital of Fiji - Suva... Disappointed passengers with affection talked only about the curly, plump people from Fiji, who were waiting for us in Lautoka:

 

Z centrum do Noumei wróciłem pieszo, przyglądając się po drodze codziennemu życiu mieszkańców i egzotycznej roślinności. Niestety na statku czekała niepomyślna wiadomość: rząd Vanuatu obawiając się przywleczenia wirusa nie wpuści nas na maleńką, bezludną Mystery Island. Samoa też nas już nie chciało, mimo że na pokładzie nie mieliśmy żadnych chorych. W zamian kapitan zaoferował przedłużenie postoju w fidżijskim porcie Lautoka i odwiedzenie stolicy Fidżi - Suvy... Rozczarowani pasażerowie z sympatią mówili tylko o kędzierzawych grubasach z Fidżi, którzy czekali na nas w Lautoce, witając nas rubasznym -Bula!:

Day trips offered by private operators at the port of Lautoka were up to four times cheaper than those sold on board. But I knew the attractions of the island of Viti Levu from previous stays and preferred to watch life on my own. I visited local bazaars where they sell tropical fruit and vegetables:

 

Dzienne wycieczki oferowane przez prywatnych operatorów w porcie Lautoka były nawet czterokrotnie tańsze od tych, które sprzedawano na statku. Ale ja znałem atrakcje wyspy Viti Levu z poprzednich pobytów i wolałem podglądać życie na własną rękę. Odwiedziłem miejscowe bazary, gdzie sprzedają tropikalne owoce i warzywa:

By local bus without glass in the windows I went to the pretty village of Sobeto to see the meeting house built in the traditional style - thatched. At the pedestal of the white cross there is a list of priests of the local Methodist church since the adoption of Christianity by village inhabitants :

 

Lokalnym autobusem bez szyb w oknach pojechałem do ładnej wioski Sobeto, by obejrzeć dom spotkań zbudowany w tradycyjnym stylu - kryty strzechą. Na cokole białego krzyża był spis wszystkich kapłanów tutejszego kościoła metodystów od czasów przyjęcia miejscowych chrześcijaństwa:

Life in the village flows slowly. Local men spend hours sitting on the veranda and sipping  from a large wooden bowl kava - a soft drug addict made from grated, dried pepper plant roots mixed with water:

 

Życie w wiosce płynie niespiesznie. Miejscowi mężczyźni spędzają całe godziny siedząc na werandzie i popijając z dużego drewnianego naczynia kavę - narkotyzujący napój przyrządzany ze startych, wysuszonych korzeni pieprzowca zmieszanych z wodą:

In only one night we sailed from Lautoka to the small Fijian island of Dravuni. And here it is time to explain that among the 12 islands, which according to the original program our ship should visit, I knew 11 from my previous voyages. This little Dravuni Island (pictured below) was the only  unknown land on this cruise route. No wonder I was waiting  for landing impatiently. 

 

Z Lautoki w ciągu jednej zaledwie nocy przepłynęliśmy na małą fidżijską wyspę Dravuni, położoną na południe od Viti Levu. I tu pora wyjaśnić, że wśród 12 wysp, które zgodnie z pierwotnym programem miał odwiedzić nasz statek aż 11 znałem z moich poprzednich podróży. Ta mała Dravuni Island (na zdjęciu poniżej) była jedyną ziemią nieznaną na trasie tego rejsu. Nic więc dziwnego, że z niecierpliwością oczekiwałem na lądowanie.

On the small Dravuni, which is less than 2 kilometers long, there is no marina, only a small floating pier  where motorboats can dock. I got up early to reach the small island before more than a thousand passengers from our ship will be there:

 

Na małej Dravuni, mającej niecałe 2 kilometry długości nie ma przystani, a jedynie niewielki pomost, do którego mogą dobijać motorówki. Wstałem wcześnie, by dotrzeć na małą wyspę jeszcze zanim znajdzie się tam ponad tysiąc pasażerów z naszego statku:

Dravuni is an island of beautiful beaches, coconut palms, flowering shrubs. It is these islands that dream about European townspeople during the cold winter nights :)

 

Dravuni to wyspa pięknych plaż, kokosowych palm, kwitnących krzewów. To właśnie takie wyspy śnią się zimowymi nocami europejskim mieszczuchom  :) 

Dravuni is not a typical flat atoll. The southern part of the island is occupied by a large, green mountain. It is so steep that it makes it impossible to walk around the island. Wikipedia says that it is 40 m high, but it seems to me that it is rather about 140 m... Of course, I climbed to the top for the view. Unfortunately, it turned out that the beaches from the summit are not visible. But it was still worth! It's just that when I got to the top it was already raining and I went downhill completely soaked :)

 

Dravuni nie jest jednak typowym, płaskim atolem. Południową część wyspy zajmuje spora, zielona góra. Jest tak stroma, że uniemożliwia obejście wyspy dookoła. W Wikipedii pisze, ze ma 40 m, ale mnie się wydaje, że raczej jakieś 140... Oczywiście wspiąłem się na jej wierzchołek dla widoku grzbietową ścieżką. Niestety okazało się, że plaże ze szczytu nie są widoczne. Ale i tak było warto! Tyle tylko, że gdy znalazłem się na szczycie to lunął deszcz i schodziłem kompletnie przemoczony :)

Dravuni has only about 140 permanent residents. They live here in peace and quiet far from the bustling world - except for those few days of the year when cruise ships arrive on the islet. Then the landscape changes completely for a few hours. Locals have the opportunity to sell their products, offer a boat ride around the island or massage under the palm. They are very friendly:

 

Dravuni ma tylko około 140 stałych mieszkańców. Żyją tu w ciszy i spokoju daleko od gwarnego świata - z wyjątkiem tych kilku dni w roku, kiedy na wysepkę przypływają wycieczkowe statki. Wtedy na kilka godzin zmienia się tu zupełnie krajobraz. Miejscowi mają okazję sprzedać swoje produkty, zaoferować przejażdżkę łodzią wokół wyspy czy masaż pod palmą. Są bardzo sympatyczni:

 

On the island, just next to the jetty, there is a small school with combined classes. Of course, I did not fail to visit lovely kids and their teachers. They enter the classes barefoot. The children are not broken yet. If you bring them some practical gifts (notebooks, pens, markers), it is important that you will give them to the teacher...

 

Na wysepce, zaraz przy przystani funkcjonuje mała szkoła z łączonymi klasami. Nie omieszkałem oczywiście odwiedzić sympatyczne dzieciaki i ich nauczycieli. Do klas wchodzi się boso. Dzieci nie są jeszcze zepsute. Jeśli przywieziecie im jakieś praktyczne podarki (zeszyty, długopisy, mazaki), to ważne, aby trafiły one do nauczyciela...

The most impressive Dravuni looks in the photo taken by the drone (you have it below). You can see it on a long beach on the eastern, more difficult to access side of the island and coral rocks in the shallow, where tourists swim in masks and snorkels. It is worth to establish a separate web page about Dravuni Island in my catalog "World of Islands". It is ready, you'll find it under this link: Dravuni.  You will see there more pics.

 

Najbardziej efektownie Dravuni wygląda na zdjęciu zrobionym przez dron (macie je poniżej). Widać na nim długą plażę po wschodniej, trudniej dostępnej stronie wyspy i koralowe skały na płyciźnie, gdzie turyści pływają w maskach i snorkelach, podglądając podwodny świat. Wyspie Dravuni warto poświęcić osobną stronę www w moim katalogu "Świat wysp". Jest już gotowa, znajdziecie ją pod tym odsyłaczem:  Dravuni. Tam będzie znacznie więcej zdjęć i informacji.

It was the great day!  In the evening we sailed from Dravuni to the capital of Fiji - Suva. The last time I was in Suva in 2006 when I got here a visa in one of the few embassies of the Republic of Kiribati. The visa, opened then my way to Christmas Island. I was curious how the city looks after 14 years ... It turned out that little has changed ... Behind the gate of the commercial port, where taxi drivers and minibus owners were waiting, offering excursions:

 

To był piękny dzień. Wieczorem odpłynęliśmy z Dravuni do stolicy Fiji - Suvy. Ostatni raz byłem w Suvie w 2006 roku - gdy tu właśnie, w jednej z nielicznych ambasad Republiki Kiribati uzyskałem wizę, otwierającą mi drogę na Wyspę Bożego Narodzenia. Ciekaw byłem, jak wygląda miasto po 14 latach... Okazało się, że w Suvie niewiele się zmieniło... Za bramą handlowego portu, gdzie cumowaliśmy - dosłownie o krok od bazaru czekali taksówkarze i właściciele minibusów, oferujący wycieczki:

As always, I went to the city on my own - to look for my memories. Suva has kept a lot of old, colonial character and is certainly more interesting, more picturesque than Nadi. There is a section of a seaside boulevard where shady raintrees grow and a moored old motorboat stands, on which a restaurant is arranged ...  

Ja, jak zawsze sam poszedłem w miasto szukać swoich wspomnień sprzed lat. Suva zachowała sporo dawnego, kolonialnego charakteru i jest na pewno ciekawsza, bardziej malownicza od Nadi. Jest tu odcinek nadmorskiego bulwaru, gdzie rosną cieniste raintrees i stoi zacumowany stary motorowiec, na którym urządzono restaurację... Tego sędziwego grata kiedyś tu nie było...

 

In 2006, the city's most elegant hotel - the Grand Pacific - was in ruins and was closed. The icon of the South Pacific - as they call it -  is over one hundred years old. It has been painstakingly renovated and today it is again the pride of the capital. This is of course a hotel not for my budget, but it was worth going inside and sitting in the elegant lobby. Unfortunately, the wifi network is only available to those who order something for 25 FJD...

 

W 2006 roku najbardziej elegancki hotel miasta - Grand Pacific leżał w ruinie i był zamknięty. Ikonę Południowego Pacyfiku - jak nazywają ponad stuletni obiekt z pietyzmem wyremontowano i dziś znów jest chlubą stolicy. To oczywiście hotel nie na moją kieszeń, ale warto było wejść do środka i posiedzieć w eleganckim lobby. Sieć wifi niestety udostępniają tylko tym, którzy coś zamówią za minimum 25 FJD - wtedy mają na 2 godziny dostęp do sieci...

 

 

 

Przy wejściu do szacownego obiektu spotkacie wesołego doormana - karła. Pogadaliśmy sobie o tym, jak kiedyś wyglądała Suva i co się tu zmieniło. Potem poszedłem do lobby ozdobionego naręczami tropikalnych kwiatów (zdjęcie poniżej) i skorzystałem z... własnego dostępu do internetu. Warto wiedzieć, że komórkowy operator DIGICEL oferuje na Fidżi kartę SIM oraz duży pakiet transmisji danych ważny przez tydzień od aktywacji za jedne 7 fidżijskich dolarów czyli 3 USD - to dla turysty bardzo korzystny deal!

 

At the entrance to the noble building you will meet a cheerful doorman - a dwarf. We talked about what Suva once looked like and what has changed here. Then I went to the lobby decorated with armfuls of tropical flowers (photo below) and used... my own internet access. It is worth knowing that the mobile operator DIGICEL offers in Fiji a SIM card and a large data transmission package valid for a week from activation for  7 Fijian dollars only (like 3 USD) - this is a very profitable deal for the tourists!

 

From the "Grand Pacific" lobby you enter a spacious veranda with cafe tables. Discreet service with hibiscus flowers behind the ear suggests ordering something, but they are not too pushy - you can sit back and work...

 

Z lobby "Grand Pacific" wchodzi się na obszerną werandę z kawiarnianymi stolikami. Dyskretna służba z kwiatami hibiskusa za uchem proponuje zamówienie czegoś, ale nie są zbyt natarczywi - można spokojnie posiedzieć i popracować...

From the "Grand Pacific" veranda opens a nice view of the small pool used by the hotel guests, but above all the bay in the end of which Suva lies:

  Z werandy "Grand Pacific" otwiera się ładny widok na niewielki basen używany przez hotelowych gości, ale przede wszystkim na zatokę, w głębi której leży Suva:

"Grand Pacific" stands on the representative street of the capital, which is called Victoria Parade. On the other side is the impressive but rather gloomy Supreme Court building (the locals say it is the Government Building):

 

"Grand Pacific" stoi przy reprezentacyjnej ulicy stolicy, która nazywa sie Victoria Parade. Po jej drugiej stronie stoi imponujący, ale raczej ponury gmach Sądu Najwyższego (miejscowi mówią o nim Government Building):

If you follow this street further south, then just after Albert Park you will be able to see the gate to the garden in which the State House or the Presidential Palace stands. A soldier in a gala uniform is always standing in front of the gate - this white skirt is always impressive! And the presidential palace can be seen in the distance - behind him on the hill.

 

Jeśli pójdziecie tą ulicą dalej na południe, to zaraz za eleganckim Albert Park będziecie mogli zobaczyć bramę do ogrodu, w którym stoi State House czyli tutejszy Pałac Prezydencki. Przed bramą zawsze stoi tu żołnierz w galowym mundurze - ta biała spódniczka zawsze robi wrażenie. A prezydencki pałac widać za nim w dali, na wzgórzu.

Then I returned to Albert Park, where the Fiji Museum is located behind the clock tower (admission costs 10 FJD). I was in the museum many years ago, so the main attraction of the park became local young ladies posing for photos in blue dresses. It turned out that they had their graduation in their high school that morning. Tradition tells them to come to Albert Park and take a picture in the outfit borrowed from the photographer:

 

Wróciłem potem do Albert Park, gdzie za zegarową wieżą ma swoją siedzibę Fiji Museum (wstęp kosztuje 10 FJD). W muzeum byłem już wiele lat temu, więc główna atrakcja parku stały się miejscowe panienki pozujące do zdjęć w niebieskich strojach. Okazało się, że tego dnia rano miały uroczyste graduation w swojej high school. Tradycja nakazuje przyjść potem do Albert Park i zrobić sobie zdjęcie w stroju pożyczonym od fotografa:

Then I wandered the streets of the capital, talking to smiling people. I was always answering their jolly -Bula! directed to me by unknown people. Among the temples of different religions in Suva, the Catholic cathedral Sacred Heart (pictured below) is most impressive.

 

Włóczyłem się potem ulicami stolicy, rozmawiałem z uśmiechniętymi ludźmi. Odpowiadałem na ich wesołe -Bula! kierowane do mnie przez nieznanych przecież ludzi. W centrum zachowało się tu sporo kolonialnych domów. Wśród świątyń różnych wyznań w Suvie wyróżnia się katolicka katedra Sacred Heart (na zdjęciu poniżej)

A nice girl in the bakery strictly followed the rules of hygiene - all her magnificent, curly hair was hidden under a shower cap. But the hibiscus flower stuck behind the ear was exposed ... such large loaves of white bread are sold here for around 2 FJD. Dark bread is unobtainable :)

 

Miła dziewczyna w piekarni przestrzegała zasad higieny - cała jej okazała, kędzierzawa fryzura ukryta była czepkiem. Ale zatknięty za ucho kwiat hibiskusa był wyeksponowany... Takie duże bochenki białego chleba sprzedaje się tu po około 2 FJD. Ciemny chleb jest nieosiągalny :)

I also looked at the big indoor bazaar located next to the port. It is dominated by vegetables and tropical fruits, and the quantities offered are rather wholesale. Is two Fijian dollars (or 1 USD) for a plump pineapple a lot?

 

Zajrzałem też na kryty bazar tuż przy porcie. Dominują na nim warzywa i tropikalne owoce, a oferowane ilości są raczej hurtowe. Czy dwa fidżijskie dolary (czyli 1 USD) za dorodnego ananasa to dużo?

A large bus station is adjacent to the Suva bazaar. I got there when school kids walking in blu uniforms spilled out of the schools and were returning home - some of them heading to the surrounding villages by bus without glass in the windows. I started a conversation with three waiting boys and ... a moment later this nice photo was created:

 

Z bazarem w Suvie sąsiaduje duża stacja autobusów. Dotarłem tam w momencie, kiedy szkolne dzieciaki, chodzące tu w jednolitych uniformach wysypały się ze szkół i wracały do domu - niektóre do okolicznych wsi autobusem bez szyb w oknach. Rozpocząłem rozmowę z trójką chłopców i... w chwilę potem powstało to sympatyczne zdjęcie:

Half an hour before the ship went out to sea, Suva said to us a cordial good-bye. At the beginning, a representative Fiji Police Band appeared on the waterfront - you can see them in the pictures below. It was great opportunity to take the picture with their soloist. Then a brass band appeared on the waterfront, played few pieces and... a tropical downpour struck. They walked away, still playing in the streams of rain, greated with our cheers ovation and applause. Tough guys!

 

Na pół godziny przed wyjściem statku w morze Suva żegnała nas bardzo hucznie. Najpierw wystąpił na nabrzeżu reprezentacyjny Fiji Police Band - macie ich na zdjęciach poniżej. Trudno było nie skorzystać z okazji i nie sfotografować się ich egzotyczną dla mnie solistką. Potem na nabrzeżu pojawiła się dęta orkiestra, zagrała i... lunęła tropikalna ulewa. Odchodzili, wciąż grając w strumieniach deszczu, żegnani naszymi owacyjnymi okrzykami i brawami. Twarde chłopaki, choć chodzą w białych spódniczkach!

 

As planned, we sailed further towards Tahiti, where after visiting the islands most of the passengers should get off and fly away  home. From there I was supposed to sail on smaller ships to East Tuamotus and Gambier Is... We've crossed the date change line. There was news over the radio about the spread of the coronavirus. And although there were no sick people on the ship, extra hygienic restrictions were introduced: crew only in the gloves served food and drinks.

 

Zgodnie z planem płynęliśmy dalej w kierunku Tahiti, gdzie po zwiedzaniu wysp miała wysiąść i odlecieć do domów większość pasażerów. Ja miałem stamtąd płynąć mniejszymi statkami na Wschodnie Tuamotu i Gambiery... Przekroczyliśmy linię zmiany daty. Przez radio przyszła wiadomość o rozprzestrzenianiu się koronawirusa. I choć na statku nie było chorych wprowadzono dodatkowe obostrzenia higieniczne: potrawy i napoje podawała tylko obsługa w rękawiczkach. Nie przeczuwaliśmy jeszcze, co będzie dalej...

A day before reaching Tahiti, a "bomb" exploded: the captain announced that French Polynesia had closed its ports and was refusing to accept the ship. They don't care that we don't have sick people. The ship turns to the last port - Suva, passengers will depart from Suva, buying new tickets online. We went through the date change line again - I lost March 13th. After a day of sailing, the course changes again - Suva doesn't want us anymore, but apparently the Tauranga port in New Zealand will welcome us. People buy new tickets and apply for a New Zealand transit visa online. Only sun shines like before:

 

Na dobę przed dotarciem do Tahiti wybuchła bomba: kapitan oznajmił, że Polinezja Francuska zamknęła porty i odmawia przyjęcia statku. Nic ich nie obchodzi, ze nie mamy chorych. Statek zawraca do ostatniego portu - Suvy, pasażerowie mają odlecieć z Suvy, kupują przez internet nowe bilety. Ponownie przecięliśmy linię zmiany daty - straciłem dzień 13 marca. Po dobie żeglugi znów zmiana kursu - Suva już nas nie chce, ale podobno przyjmie nas port Tauranga w Nowej Zelandii. Ludzie kupują nowe bilety i aplikują przez internet o wizę tranzytową Nowej Zelandii. Robi się nerwowo. Tylko słońce przypieka jak dawniej. Plażujemy - co nam zostało?

The next morning it seems to me that we are no longer sailing southwest. It was not until 10.00 that the captain reveals that New Zealand cannot accept the ship. But Fiji will allow us to get off at the small port of Lautoka and drive straight to the nearby airport in Nadi. Ship turned again... We have 15 minutes / day of free internet to give up those tickets and buy new ones. The music still sounds like "Titanic", but the atmosphere on the ship breaks down. People stop greeting each other and smile at each other, revealing their true faces despite their will. But there are exceptions - I appreciate the attitude of my new friends - they are in the photo below: Wala and Tolik from Arkhangelsk. Thank you for your kindness and support!

 

Gdy wstaję następnego dnia rano wydaje mi się, że nie płyniemy już na południowy zachód. Dopiero o 10.00 kapitan wyjawia, że Nowa Zelandia nie może statku przyjąć. Ale Fidżi pozwoli nam wysiąść w małym porcie Lautoka i przejechać prosto na pobliskie lotnisko w Nadi. Statek zawrócił już w nocy... Mamy po 15 minut/dzień bezpłatnego internetu by zrezygnować z tamtych biletów i kupić nowe. Muzyka wciąż gra jak na "Titanicu", ale atmosfera na statku się psuje. Ludzie przestają się pozdrawiać i uśmiechać się do siebie, odsłaniają mimo woli swoje prawdziwe twarze. Ale są wyjątki - doceniam postawę moich nowych przyjaciół - to oni na zdjęciu poniżej: Wala i Tolik z Archangielska. Dziękuję Wam za Waszą życzliwość i wsparcie!

Another day of sailing brings new stress: Fiji closes all its ports with immediate effect. What's next? The answer came only after few hours: we are now sailing to Hawaii, 5 days away, but on the way we will dock in Pago Pago - only to refuel. I used to be in American Samoa, but I arrived then by little plane from Apia. The possibility of watching picturesque Pago Pago from a ship becomes in our difficult position surprising attraction:

 

Kolejny dzień żeglugi przynosi nowy stres: Fidżi zamyka wszystkie swoje porty z natychmiastowym skutkiem. Co dalej?  Odpowiedź przychodzi dopiero po kilku godzinach: płyniemy teraz na odległe o 5 dni żeglugi Hawaje, ale po drodze zawiniemy do Pago Pago - tylko po to, by uzupełnić paliwo.  Byłem kiedyś na Amerykańskim Samoa, ale przyleciałem wtedy samolocikiem z Apii. Możliwość oglądania malowniczego Pago Pago ze statku staje się w naszym trudnym położeniu przypadkową atrakcją:

When, after five days of sailing, we were approaching Hawaii, instead of falling, the stress  increased ... In addition after two days, one engine broke down - we were only running on one propeller. Agency news read on the Internet reported that only food would be delivered to our ship and it would continue sailing probably to California. This was the way the other cruise liner "Maasdam" had been treated the day before. The entrance to Honolulu after five days spent in the empty, blue ocean was very spectacular:

  Gdy po pięciu dniach żeglugi zbliżaliśmy sie do Hawajów napięcie zamiast opadać to rosło...  Po dwóch dniach zepsuł się nam jeden silnik - płynęliśmy już tylko na jednej śrubie. Czytane w internecie wiadomości agencyjne donosiły, że na nasz statek zostanie tylko dostarczone jedzenie i popłynie dalej... pewnie do Kalifornii. Tak bowiem potraktowano dzień wcześniej inny wycieczkowiec - "Maasdam". Wejście do Honolulu po pięciu dniach spędzonych w pustym, błękitnym oceanie było bardzo spektakularne. Na zdjęciu widać wieżowce dzielnicy Waikiki i słynną górę Diamond Head:

We moored near Aloha Tower illuminated at night in blue, but no one was allowed to go ashore. The ship's owner announced that we would be taken one by one to charter flights heading to Europe, Australia and the US, and then we would be on our own. “Only will they accept us there?”- we asked ourselves. Will they believe that we are going straight from a ship that has spent over 3 weeks in the Pacific and there was no sick people on it? Charter departure times have been changed several times...

 

Cumowaliśmy w pobliżu iluminowanej nocami na niebiesko Aloha Tower, ale nikomu nie było wolno zejść na ląd. Właściciel statku zapowiedział, że zostaniemy po kolei wywiezieni samolotami czarterowymi do Europy, Australii i USA, a później mieliśmy sobie radzić sami. - Tylko czy tam nas przyjmą? - zadawaliśmy sobie pytanie. Czy uwierzą, że my prosto ze statku, który spędził ponad 3 tygodnie na Pacyfiku i nie było na nim żadnego chorego? Godziny odlotu czarterów kilkakrotnie przesuwano...

On the second night in Honolulu at 3am, I was packed into buses along with Germans, Swiss, Austrians and Frenchmen. Each bus was escorted by a police car. We arrived at the side gate of the airport. Here the buses were waiting for admission to the board, where a powerful jumbo jet stood. Checked baggage was collected. Hand baggage was manually searched. The security check was also carried on airport board, in front of the plane. They were afraid to let us into the terminal!

 

Drugiej nocy w Honolulu o 3 nad ranem zapakowano mnie wraz z Niemcami, Szwajcarami, Austriakami i Francuzami do autokarów. Każdy z nich eskortowany był przez policyjny samochód. Dotarliśmy do bocznej bramy lotniska. Tu autobusy czekały na wpuszczenie na płytę, gdzie stał potężny jumbo jet. Odebrano bagaż rejestrowany. Ręcznie przetrząsano bagaż podręczny. Kontrola bezpieczeństwa (czujnikami) odbyła się też na płycie lotniska. Panika ma wielkie oczy... Oni bali się nas wpuścić do terminalu!

It was an old jumbo, bought back somewhere in Asia, with worn seats and a shabby floor. The information and program screens did not work, but we didn't mind. We didn't roll out until 9.00. The engines howl, run up and... the plane brakes. - Computer error in the cockpit, we need to reset it and we'll start again!- the captain announced in cold blood. At the end, however, we started. It was the longest flight in my life - 14.5 hours in the air. In Frankfurt, before the control allowed us, foreigners to enter Germany we had to present a ticket to leave this country. I invented to buy online in the transit area the train ticket to the border station (international trains no longer run). I crossed the border to Polish Kostrzyn on foot. And from there I reached Gdańsk by Polish regional trains through Krzyż and Chojnice. Everything ended happily, I just had to go to a two-week home quarantine. The unlucky 13th Journey Around the World has gone down in history.    I have suffered irreparable losses, but worse is the lack of certainty whether and when I can travel to the world again!

 

To był stareńki jumbo, odkupiony gdzieś w Azji, z wytartymi siedzeniami i odrapaną podłogą. Nie działały ekrany z informacjami i programem, ale nam to nie przeszkadzało. Na pas potoczyliśmy się dopiero o 9.00.  Silniki wyją, rozbieg i... samolot hamuje. - Błąd komputera w kokpicie, trzeba go zresetować i zaczniemy od nowa! - oznajmił z zimną krwią kapitan. W końcu jednak wystartowaliśmy. To był najdłuższy lot w moim życiu - 14,5 godziny w powietrzu. We Frankfurcie, zanim przepuściła nas kontrola graniczna cudzoziemcy musieli przedstawić bilet na wyjazd z Niemiec. Wybrnąłem z tego tak, że w strefie tranzytowej kupiłem online bilet kolejowy do stacji granicznej (międzynarodowe pociągi już nie kursowały).  Przeszedłem pieszo granicę do Kostrzynia. A stamtąd polskimi pociągami regionalnymi przez Krzyż i Chojnice dotarłem do Gdańska.   Wszystko skończyło się szczęśliwie, musiałem tylko odbyć dwutygodniową domową kwarantannę. Pechowa, 13-ta Podróż Dookoła Świata przeszła do historii.        Poniosłem nieodwracalne straty, ale znacznie gorszy od nich jest brak pewności czy i kiedy będę mógł znowu wyruszyć w świat!

After all, on the route I managed to see some interesting places and meet new people...  :) Short and hot travel notes you will find as always in my travel log.

 

Mimo wszystko na trasie udało mi się przecież zobaczyć kilka ciekawych miejsc i poznać nowych ludzi... :)  Krótkie notki z podróży znajdziecie jak zawsze w moim dzienniku podróży.

     
     

On July 22nd 2020, "Wojtkówka" celebrated its jubilee. Just on this day 35 years ago - in the summer of 1985, I finished my three-year work in building a house and arranging a garden. I invited now friends and neighbors - a dozen or so people to the occasional party. Wojtkówka was beautifully decorated:

 

22 lipca 2020 roku "Wojtkówka" obchodziła swój jubileusz. Tego właśnie dnia 35 lat temu - latem 1985 roku zakończyłem trzyletnią pracę przy budowie domku i  urządzaniu ogrodu. Na okolicznościowe przyjęcie zaprosiłem przyjaciół i sąsiadów - kilkanaście osób. Wojtkówka została pięknie udekorowana:

The weather was good. There were toasts, and then a common, occasional photo, because the next such opportunity will appear in five years:

 

Pogoda dopisała. Były toasty, a zaraz potem wspólne, okolicznościowe zdjęcie, bo przecież następna taka okazja pojawi się dopiero za pięć lat:

My guests had the opportunity to see the vegetables grown on the beds and to taste the crops, which they later took to their homes ... The photo below shows Gabrysia and Jacek - my friendly neighbors from the next plot. Yes, this is kohlrabi, what I keep:

 

Moi goście mieli okazję, aby obejrzeć uprawiane na grządkach warzywa i spróbować plonów, których znaczną ilość zabrali potem do swoich domów... Na zdjęciu poniżej państwo Gabrysia i Jacek - moi sympatyczni sąsiedzi z sąsiedniej działki. A to co trzymam w ręku to dorodna kalarepka z mojej grządki: 

But first of all, with good music, we enjoyed a tasty pavlova, but also the other cakes brought by the guests. After dark, Wojtkówka was illuminated, arousing the understandable interest of passers-by.

 

Ale przede wszystkim przy dobrej muzyce delektowaliśmy się smakowitym tortem, ale także innymi ciastami przyniesionymi przez gości. Po zmroku Wojtkówka była iluminowana, wzbudzając zrozumiałe zainteresowanie przechodniów.

 

The star of the evening was guitarist and singer Jacek Miąskowski, leader of the band "Nemo", who gave us a mini-concert of ballads and songs of the road:

 

Gwiazdą wieczoru był gitarzysta i pieśniarz Jacek Miąskowski, lider zespołu "Nemo", który uraczył nas mini-koncertem ballad i piosenek rajdowych:

Na zakończenie spotkania wyświetliłem na ekranie rozwieszonym między drzewami filmy z dwóch poprzednich jubileuszy Wojtkówki na których goście mogli obejrzeć siebie sprzed lat, a następnie filmy z moich podróży po świecie - były goryle w Afryce oraz Himalaje...  

At the end of the party, I projected my films on a screen hanging among the trees. Gorillas and the Himalaya was among them :)

 

 

     
     

It is difficuIt for someone like me to stay at home for more than 5 months - even if I have a place like my "Wojtkówka". The pandemic made long journeys from March 2020 out of the question, so I decided to go at least to Europe. These were to be two consecutive trips: the first to Latvia and Estonia, and the second to the Italian Aeolian Islands. Unfortunately, at the end of August, the Baltic states closed their borders to Poles. So I decided to expand my tour of Italy with the Mezzogiorno, unknown to me. My plan was that I would reach the end of the Italian "boot" first and then follow the Italian east coast north - all the way to the Apennines. As always, I was going to use local transport. Then the cheap flight would allow me to quickly move to Sicily and sail to its small, volcanic islands.

 

Komuś takiemu jak ja trudno wytrzymać w domu dłużej niż 5 miesięcy - nawet jeśli ma takie miejsce jak moja "Wojtkówka". Pandemia sprawiła, że dalekie podróże od marca 2020 były wykluczone, więc postanowiłem wyruszyć chociaż w Europę. Miały to być dwie kolejne podróże: pierwsza na Łotwę i do Estonii, a druga na włoskie Wyspy Liparyjskie. Niestety pod koniec sierpnia państwa bałtyckie zamknęły granice dla Polaków. Postanowiłem więc rozszerzyć zwiedzanie Włoch o nieznane mi bliżej Mezzogiorno. Mój plan zakładał, że dotrę najpierw na kraniec włoskiego "buta", a potem będę podążać wschodnim wybrzeżem Włoch na północ - aż do Apeninów. Jak zawsze zamierzałem używać lokalnego transportu.  Potem tani lot miał pozwolić mi szybko przemieścić się na Sycylię i popłynąć na jej małe, wulkaniczne wyspy. 

 

Była to kolejna wspaniała przygoda, trwająca dokładnie miesiąc. Pozytywnym skutkiem pandemii była niewielka ilość spotykanych turystów... A wszystko zaczęło się od dwóch lotów tanimi liniami: z Gdańska do Wiednia i z Wiednia do Bari. Za cenę kolejowego biletu Gdańsk - Warszawa przeniosłem się w ciągu 5 godzin na południe Włoch.

It was another great adventure lasting exactly one month. A positive effect of the pandemic was the small number of tourists encountered... And it all started with two low-cost flights: from Gdańsk to Vienna and from Vienna to Bari. For the price of a train ticket from Gdansk to Warsaw, I moved to the south of Italy within only 5 hours.

It is Bari that is the capital of the poor Mezzogiorno region, which covers roughly everything that lies south of Rome. There are several sights worth seeing in Bari. The Norman castle (pictured below) stands out among them, impressive from the outside. If you enter the courtyard after paying 8 euros for the ticket, you will be disappointed...

 

To właśnie Bari jest stolicą ubogiego regionu Mezzogiorno, obejmującego z grubsza wszystko, co leży na południe od Rzymu. W Bari warto zobaczyć kilka zabytków. Wyróżnia się wśród nich normański zamek (na zdjęciu poniżej), imponujący z zewnątrz. Jeżeli po opłaceniu 8 euro za wstęp wejdziecie na dziedziniec, to będziecie niestety rozczarowani...

Poles are looking in Bari for the tomb of our Queen Bona, who left Poland at the end of her days, taking a whole caravan of wagons with valuables. The queen's tomb is located in the Roman Basilica of St. Nicholas. At first, it is not easy to find, because it was built behind the main altar:

 

Polacy szukają w Bari grobowca naszej królowej Bony, która wyjechała z Polski pod koniec swoich dni zabierając całą karawanę wozów z kosztownościami. Grobowiec królowej znajduje się w romańskiej bazylice św. Mikołaja. Zrazu nie jest łatwo go znaleźć, bo umieszczono go za głównym ołtarzem:

I used my stay in Bari to make a full day trip to Matera - a town placed on the UNESCO World Heritage List. You can get there in two ways: by train or by bus. I definitely recommend the train, because the road condition is terrible, and the bus often goes off the main road to the small towns. Old Matera is interestingly situated on the edge of a deep canyon:

 

Wykorzystałem pobyt w Bari, aby zrobić całodzienną wycieczkę do Matery - miasteczka umieszczonego na liście World Heritage UNESCO. Można tam dojechać na dwa sposoby: pociągiem lub autobusem. Zdecydowanie polecam pociąg, bo stan dróg jest fatalny, a autobus często zbacza z głównej szosy do małych miejscowości. Stara Matera jest ciekawie położona na skraju głębokiego kanionu:

Matera is unusual because its old part is made of houses carved into the rock. Only their facades, suspended on the slope, give the appearance of normalcy of this architecture. Only 50 years ago, the local poor lived directly in caves, in deplorable health conditions. Some of these abandoned habitats can be viewed today in the neighborhood that is called Sasso Caveoso.

 

Matera jest niezwykła przez to, że jej starą część tworzą domy wykute w skale. Jedynie ich fasady, zawieszone na zboczu stwarzają pozory normalności tej architektury. Jeszcze 50 lat temu miejscowa biedota mieszkała wprost w jaskiniach, w opłakanych warunkach zdrowotnych. Część tych opuszczonych siedlisk można oglądać i dziś w dzielnicy, która nazywa się Sasso Caveoso.

The district had its shops, taverns, and rock churches, beautifully decorated inside with rock paintings. Today they have been turned into museums and there is an entrance fee (3.50 euro). Perhaps the most impressive is the church of Madonna de Idris:

 

Dziś kwitnie tu turystyczny biznes, ale kiedyś dzielnica miała swoje autentyczne sklepy, gospody, a także skalne kościoły, pięknie zdobione we wnętrzu naskalnymi malowidłami. Dziś zamieniono je na muzea i pobiera się opłaty za wstęp (3,50 euro). Bodaj największe wrażenie robi kościółek Madonna de Idris: 

When traveling through the Italian Mezzogiorno, you shouldn't miss the town of Alberobello - for its unique architecture. I went there by train from Bari (at Bari station you get on at the hidden 11th platform to the private railway train). I have not seen such stone houses with conical roofs anywhere else in the world. Today's Alberobello is very touristy, but you just need to go outside the city to see that among the fields and olive groves there are the same authentic stone houses for centuries serving the local people.

 

Podróżując przez włoskie Mezzogiorno nie powinno się ominąć miasteczka Alberobello - dla jego unikalnej, tradycyjnej architektury. Pojechałem tam pociągiem z Bari (na stacji Bari do pociągu prywatnej linii kolejowej wsiada się na ukrytym 11-tym peronie). Takich kamiennych domków o stożkowych dachach nie widziałem nigdzie indziej na świecie. Dzisiejsze Alberobello jest bardzo turystyczne, ale wystarczy wyjechać poza to miasto, aby przekonać się, że wśród pól i oliwkowych gajów stoją takie same, autentyczne kamienne domki od stuleci służące miejscowej ludności.

The peculiarity of the Mezzogiorno are the old towns built for defense reasons on the tops of the hills. I saw few of them in this trip and I think that the most beautiful of them is Ostuni (pictured below). In Ostuni, the old architecture has not mixed with the modern one, and the oldest part of the city is separated from the rest by defensive walls:

 

Osobliwością Mezzogiorno są stare miasta budowane ze względów obronnych na szczytach wzgórz. Widziałem ich w tej podroży kilka i wydaje mi się, że najładniejszym wśród nich jest Ostuni (na zdjęciu poniżej). W Ostuni stara architektura nie przemieszała się jeszcze ze współczesną, a najstarsza część miasta oddzielona jest od reszty obronnymi murami:

I had to walk 3 kilometers from the train station to find myself under the city walls. Apparently, in "normal" times, there is a city bus on this route, but I travel during a pandemic, when you should rely rather on your own feet! :) I found the gate, and behind it I plunged into a maze of narrow and steep streets. I  left it only entering the tiny square in front of the cathedral. This is where the main street of the old town begins. It seems to be the most beautiful corner of old Ostuni:

 

Musiałem przejść pieszo 3 kilometry ze stacji kolejowej, aby znaleźć się pod murami miasta. Podobno w "normalnych" czasach kursuje na tej trasie miejski autobus, ale ja wędruję przecież podczas pandemii, gdzie polegać należy raczej na własnych nogach!  :) Znalazłem bramę, a za nią zanurzyłem się w labiryncie wąskich i stromych uliczek. Wyszedłem z niego dopiero na maleńki plac przed katedrą. Tu zaczyna się główna ulica starego miasta. Wydaje mi się, że to najładniejszy zakątek starego Ostuni:

There are many beaches and holiday resorts on the coasts of Southern Italy. Some of them additionally have a rich history and monuments. An example of such a connection is the town of Monopoli on the Adriatic coast, south of Bari. Here in the old port, surrounded by old buildings, fishing and tourist boats are moored today:

 

Na wybrzeżach Południowych Włoch jest wiele plaż i miejscowości o charakterze wczasowym. Niektóre z nich mają dodatkowo bogatą historię i zabytki. Przykładem takiego połączenia jest miasto Monopoli na adriatyckim wybrzeżu, na południe od Bari. Tu w starym porcie , otoczonym leciwymi budowlami cumują dziś rybackie i spacerowe łodzie:

There is a miniature beach under the walls of the castle in Monopoli, which opens directly from the streets of the old town. Even though the October sun doesn't tan so intensely, there were still a handful of sunbathers there:

 

Pod murami zamku w Monopoli jest miniaturowa plaża, na którą wychodzi się wprost z uliczek starego miasta. Mimo, że październikowe słońce nie opala już tak intensywnie, była tam wciąż garść plażowiczów:

Around the "heel" of an Italian shoe (the Italians call this area Salento), I traveled mainly by trains. They were usually single-wagon archaic trains, not even having a directional sign in the window. Once I became a victim of an Italian mess, when an Italian conductor directed me to such an unmarked carriage, and it went in a completely different direction...

 

Po "obcasie" włoskiego buta (ten obszar Włosi nazywają Salento) podróżowałem głównie pociągami. Były to zazwyczaj jednowagonowe archaiczne składy, nie posiadające nawet tablicy kierunkowej w oknie. Stałem się pewnego razu ofiarą włoskiego bałaganu, gdy włoski konduktor skierował mnie do takiego nieoznaczonego wagonu, a ten pojechał w zupełnie innym kierunku...

But there is also something good about Italian railways: the ticket machines set up at all stations show the full set of connections on the screen, allowing you to choose the cheapest travel option (usually a "regio" train). The machine always starts a conversation with the customer with a warning: watch out for pickpockets! I was careful and maybe that's why I got safely  with such junk to the charming city of Otranto:

 

Ale o włoskich kolejach można powiedzieć także coś dobrego: ustawione na wszystkich stacjach maszyny biletowe pokazują na ekranie pełny zestaw połączeń, umożliwiając wybór najtańszego wariantu podróży (zazwyczaj jest nim pociąg "regio"). Maszyna zawsze rozpoczyna rozmowę z klientem ostrzeżeniem: uważaj na kieszonkowców!  Uważałem i może dlatego bezpiecznie dojechałem takim rupieciem do uroczego miasta Otranto:

Otranto lies in a beautiful bay, has an elegant (but paid) city beach and a promenade that runs from it to the monumental gates of the Old Town. The Old Town is picturesque but expensive. So I found myself accommodation in a 3-bedroom apartment in the new part of the city at an incredibly low price of 18 euros per night (usually such an apartment costs twice as much and more). I recommend Mr. Emanuele!

 

Otranto leży w pięknej zatoce, ma elegancką (ale płatną) miejską plażę i promenadę, biegnącą od niej do monumentalnych bram Starego Miasta. Stare Miasto jest malownicze, ale drogie. Znalazłem sobie wiec zakwaterowanie w 3-pokojowym apartamencie w nowej części miasta po niewiarygodnie niskiej cenie 18 euro za noc (zwykle taki apartament kosztuje dwa razy drożej i więcej). Polecam pana Emanuele!

Otranto turned out to be a convenient base for exploring the picturesque surroundings. Outside the city, about 2 kilometers from the center, you can see a natural attraction, which is undoubtedly "Bauxite Lake" - a small pond framed by steep slopes made of colorful conglomerates. From here, amateurs of distant hiking can continue their march to the lighthouse situated on a rocky cape ...

 

Otranto okazało się być dogodną bazą dla zwiedzania malowniczych okolic. Za miastem, w odległości około 2 kilometrów od centrum można obejrzeć atrakcję przyrodniczą, którą jest bez wątpienia "Boksytowe Jeziorko" - niewielki staw obramowany stromymi zboczami z kolorowych zlepieńców. Amatorzy dalekich pieszych wędrówek mogą stąd kontynuować marsz aż do latarni morskiej usytuowanej na skalistym przylądku... 

I really wanted to reach the end of Italy - to the Cape of Santa Maria di Leuca, where on the heel of an Italian "boot" stands a 47-meter-high lighthouse. There is no train going there, but it is worth knowing that there is the Galiano Leuca final train station 6 kilometers from the cape, from where you can catch a bus... Santa Maria di Leuca turned out to be a sleepy resort with a large yacht marina. The lighthouse is visible from afar:

 

Bardzo chciałem dotrzeć aż na kraniec Włoch - na przylądek Santa Maria di Leuca, gdzie na obcasie włoskiego "buta" stoi latarnia morska o wysokości 47 metrów. Nie dociera tam pociąg, ale warto wiedzieć, że w odległości 6 kilometrów od przylądka jest końcowa stacja kolejowa Galiano Leuca, skąd złapać można autobus... Santa Maria di Leuca okazała się sennym kurortem z dużą mariną jachtową. Latarnia morska widoczna jest z daleka:

The lighthouse and the sanctuary built next to it are situated on a hill. Two lanes of monumental stone stairs lead to them. In times of prosperity, a cascade of water fell between these steps towards the sea. Today there is no water and only the heavily damaged stairs testify to the former glory of this place:

 

Latarnia i zbudowane obok niej sanktuarium usytuowane są na wzgórzu. Prowadzą na nie dwa pasma monumentalnych, kamiennych schodów. W czasach dawnej prosperity między tymi schodami spadała ku morzu kaskada wody. Dziś wody zabrakło i tylko mocno już zniszczone schody świadczą o dawnej świetności tego miejsca:

When I reached the top of the stairs panting, it turned out that there was a large square up there with a column in the middle. The left frontage of the square is occupied by a monastery, in front of me there is a towerless, not very interesting church, and behind the arcades on the right there is a lighthouse, unfortunately unavailable to visitors. You need to take a souvenir photo here - see it on the right column:

 

Kiedy zasapany dotarłem do szczytu schodów okazało się, że tam na górze jest wielki plac z kolumną po środku. Lewą pierzeję placu zajmują klasztor i inne katolickie instytucje, na wprost stoi pozbawiony wieży i niezbyt ciekawy kościół, a za arkadami po prawej wznosi się niedostępna niestety dla zwiedzających latarnia morska. To miejsce mnie trochę rozczarowało, ale jest ono wciąż niezwykłe przez swoje usytuowanie- trzeba tu sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie:

Prawdziwy geograficzny przylądek wyznaczony jest przez niewielki skalisty cypel wybiegający w morze poniżej latarni. To tu Morze Jońskie spotyka sie z Adriatykiem:  The real cape:

 

The shores of Salento in many places are high, cliffy and therefore very picturesque. After another night in Otranto, I set off on foot along the seashore, starting coastal walk at a place called Torre Sant 'Andrea. There is a small beach here, cliffs, but most of all wonderful rock formations, one of which resembles a tower (torre). From the crystal clear waters also rise small but high islands, composing in a unique landscape:

 

Wybrzeża Salento w wielu miejscach są wysokie, klifowe i przez to bardzo malownicze. Po kolejnej nocy spędzonej w Otranto wyruszyłem pieszo wzdłuż morskiego brzegu, rozpoczynając wędrówkę w miejscu zwanym Torre Sant' Andrea. Jest tu mała plaża, klify, ale przede wszystkim wspaniałe formacje skalne, z których jedna przypomina wieżę (torre). Z krystalicznie czystej wody wyrastają także małe lecz wysokie wysepki komponując się w niepowtarzalny krajobraz: 

I also found there a kind of rock bridge that you can climb for better photos (pic below). A poorly maintained path took me later south - along the seashore. I passed more cliffs, grottos and picturesque little beaches hidden in coves. Few tourists choose this route, which meant that I could, almost in solitude and away from the tourist bustle, admire the wonderful nature of this little-known corner of Italy.

 

Znalazłem tam także rodzaj skalnego mostu, na który można wejść dla lepszych zdjęć (fotka poniżej). Kiepsko utrzymana ścieżka prowadziła mnie stąd na południe wzdłuż morskiego brzegu. Mijałem kolejne klify, groty i malownicze małe plaże ukryte w zatoczkach. Niewielu turystów wybiera tę trasę, co sprawiło, że mogłem niemalże w samotności  i z dala od turystycznego gwaru podziwiać wspaniałą przyrodę tego mało znanego zakątka Włoch.

From Otranto, I took a bus to the large city of Lecce which is the capital of Salento. I have tried to avoid buses not only because they are less comfortable, but also because it is difficult to buy tickets and find bus stops. The bus drivers didn't want to sell tickets, sending me to ... bars. And the bars weren't always open :)  But sometimes the bus line was owned by the railway line and then a bus ticket could be bought in a machine at the station. And this is how I got to Lecce, where the historic part of the city is surrounded by walls:

 

Z Otranto pojechałem autobusem do dużego miasta Lecce, które jest stolicą Salento. Starałem się unikać autobusów nie tylko dlatego, że sa mniej wygodne, ale także dlatego, że są trudności z zakupem biletów i znalezieniem przystanków. Kierowcy autobusów nie chcieli sprzedawać biletów, odsyłając mnie do... barów. A bary nie zawsze były otwarte  :)  Czasem jednak linia autobusowa była własnością linii kolejowej i wtedy bilet na autobus można było kupić w maszynie na stacji.  I w ten sposób dotarłem do Lecce, gdzie historyczna część miasta otoczona jest murami:

Lecce is a pearl of baroque architecture. There are many sites to visit (Lecce has 40 old churches!), but the most beautiful monument in town is undoubtedly the Basilica of Santa Croce (photo below on the left column). The ornate facade of the basilica can be admired free of charge, but you have to pay as much as 9 euros to enter the interior!

 

Lecce jest perłą barokowej architektury. Jest tam wiele obiektów do zwiedzania (w mieście jest 40 starych kościołów!), ale najpiękniejszym obiektem jest bez wątpienia bazylika Santa Croce (zdjęcie poniżej na lewej kolumnie). Ozdobną fasadę bazyliki można podziwiać bez opłat, ale za wejście do wnętrza trzeba zapłacić aż 9 euro!

 

Do fasady bazyliki przylega piękny budynek dawnego klasztoru. Obecnie ten budynek mieści municipio, czyli siedzibę władz miasta:

A beautiful building of a former monastery adjoins the facade of the basilica Santa Croce. Currently, this building houses municipio, the seat of the city authorities.   See also its wide courtyard below:

Do municipio można wejść, by podziwiać choćby rozległy arkadowy dziedziniec:

If you look at the map of Italy, you will notice a clear hump on the Adriatic coast of this country - this is the Gargano Peninsula, considered as one of the most beautiful regions of Italy. By train I got to Manfredonia - a city that could be a convenient base for exploring the peninsula.  I lived in Manfredonia near the cathedral - it is an interesting building because the representative main entrance is designed here on the side of the building, not opposite the main altar:

 

Jeśli popatrzycie na mapę Włoch to na adriatyckim wybrzeżu tego kraju zauważycie wyraźny garb - to Półwysep Gargano, uważany za jeden z najpiękniejszych regionów Włoch. Pociągiem dotarłem do Manfredonii - miasta będącego dogodną bazą wypadową do zwiedzania półwyspu. Zamieszkałem w Manfredonii w stylowym apartamencie w pobliżu katedry - o tyle ciekawej, że reprezentacyjne główne wejście zaprojektowane jest tu z boku budynku, a nie naprzeciw głównego ołtarza:

In Italy, every "county" town has a cathedral. So their number counts in the hundreds! And how many bishops must be in Italy then! :) In Manfredonia, as in my Gdańsk, there is a Neptune fountain. The park around the fountain is a favorite place for older men to spend the time - they hang out here until late in the evening:

 

We Włoszech katedrę ma każde "powiatowe" miasteczko. Zatem ich ilość liczy się na setki! A ile w takim razie musi być we Włoszech biskupów!  :)  W Manfredonii podobnie jak w moim Gdańsku jest fontanna Neptuna. Park wokół fontanny to ulubione miejsce spędzania czasu przez starszych panów - przesiadują tu do późnego wieczora:

Opposite Neptune is the "Impero" bar - a very important institution, because you can buy tickets for passing buses here. There used to be a railway on the peninsula, now public transport is just a bus.

The mountainous and wooded Gargano Peninsula is indeed beautiful. I found out about it already on my first excursion, the route of which led to Mont Sant 'Angelo - 800 meters above sea level:

 

Naprzeciw Neptuna jest bar "Impero" - bardzo ważna instytucja, bo tu kupuje się bilety na przejeżdżające autobusy. Kiedyś na półwyspie była kolej, teraz publiczny transport to tylko bus. 

Górzysty i lesisty Półwysep Gargano jest rzeczywiście piękny. Przekonałem się o tym już na pierwszej wycieczce, której trasa prowadziła do Mont Sant' Angelo - na wysokość 800 metrów ponad poziom morza:

The records say that in the fifth century, Michael the Archangel appeared to the local bishop in the grotto on the top of the mountain. Since then, pilgrims from Europe and the world come to the town that grew up around the grotto. My bus was unable to enter the narrow, sometimes stepped streets leading to the sanctuary. I walked the last 2 kilometers, enjoying the beauty of Mont Sant' Angelo:

 

Przekazy mówią, że w V wieku miejscowemu biskupowi w grocie na szczycie góry objawił się Michał Archanioł. Od tego czasu do miasteczka, które wyrosło wokół groty przybywają pielgrzymi z Europy i świata.  Mój autobus nie mógł wjechać w wąskie, czasem schodkowane uliczki doprowadzające do sanktuarium. Ostatnie 2 kilometry przeszedłem pieszo, ciesząc oczy urodą Mont Sant' Angelo:

The inconspicuous entrance to the sanctuary is located next to the bell tower. The corridor system leads down to a low grotto (pictured below). And there, in the place where the imprint of an angel's foot is said to be on the rock, there is a silver statue of it, about a meter high. People kneel, pray, believing that an angel will fulfill their requests, often brought from afar. Even Emperor Otto was here in 999. It is said that there is a marked pilgrimage route connecting this place with another place dedicated to the angel: Mont Saint Michel in Normandy.

 

Niepozorne wejście do sanktuarium znajduje się obok dzwonnicy. System korytarzy prowadzi w dół, do niskiej groty (na zdjęciu poniżej). A tam, w miejscu gdzie podobno jest na skale odcisk stopy anioła ustawiony jest jego srebrny posąg mniej więcej metrowej wysokości. Ludzie klęczą, modlą się, wierząc, że anioł spełni ich przyniesione często z daleka prośby. Był tu nawet w 999 roku sam cesarz Otton. Podobno wyznaczony jest pątniczy szlak łączący to miejsce z innym miejscem poświęconym aniołowi: Mont Saint Michel w Normandii.

     

 

Zwiedzanie Półwyspu Gargano nie jest łatwe. Dróg jest niewiele, a te które wybudowano są wąskie i kręte. Dla kogoś, kto nie ma samochodu rozsądnym rozwiązaniem jest przejazd rejsowym autobusem za 4,30 euro do Vieste 40-kilometrową drogą "littoral" poprowadzoną po wysokich klifach. Zajmijcie miejsce po prawej stronie busu!

Exploration of the Gargano Peninsula is not easy. There are few roads, and those built are narrow and winding. For those who do not have a car, it makes sense to take the public bus to Vieste on the 40 km "littoral" road along high cliffs. Take your seat on the right side of the bus!

Vieste itself has nice, wide beaches and a lovely Old Town built on a high cliff. Under the cliff on the beach, nature has set up a tall outlier resembling a sugar head - it has become a symbol of the town:

 

Samo Vieste ma ładne, szerokie plaże i urocze Stare Miasto zbudowane na wysokim klifie. Pod klifem na plaży przyroda ustawiła wysoki ostaniec przypominający kształtem głowę cukru - stał się on symbolem miasteczka:

The next stage of my journey through Southern Italy led to the small port of Termoli on the Adriatic Sea. Termoli stands out for its miniature medieval castle (pictured below). There is a beacon installed in the castle and therefore it is unfortunately unavailable for visitors:

 

Kolejny etap mojej wędrówki przez Południowe Włochy prowadził do małego portu Termoli nad Adriatykiem. Termoli wyróżnia się miniaturowym średniowiecznym zamkiem (na zdjęciu poniżej). Na zamku zainstalowana jest radiolatarnia i z tego względu jest on niestety niedostępny:

For tourists, Termoli is primarily a base for excursions to the tiny and charming Tremiti Islands (there are five of them) located on the Adriatic Sea, approximately 50 kilometers away. The cruise to the islands takes approximately one hour. I was going to be on the islets all day and come back in the evening. The morning was sunny. Already at 7.30 am I reached the ticket office located in the port and...

 

Dla turystów Termoli jest przede wszystkim bazą dla wycieczek na maleńkie i urokliwe Wyspy Tremiti (jest ich pięć, ale tylko dwie z nich są zamieszkane) położone na Adriatyku w odległości około 50 kilometrów. Rejs na wyspy trwa około jednej godziny. Zamierzałem popłynąć na wysepki rano, spędzić na tam cały dzień i wrócić wieczorem. Poranek był słoneczny. Już o 7.30 znalazłem się w porcie przy kasie i...

They haven't even started selling tickets. It was announced that due to the sea conditions (a little windy, but it was not a storm!), all today's sailings are being canceled. I was very disappointed. The next day I had to go on. I hope that you will not meet such an adventure and, as a consolation, I present a reproduction of an aerial photo of the Tremiti Islands:

 

Nawet nie rozpoczęli sprzedaży biletów. Ogłoszono, że ze względu na stan morza (trochę wiało, ale to nie był sztorm!) wszystkie dzisiejsze rejsy zostają odwołane.  Byłem bardzo rozczarowany. Następnego dnia musiałem już jechać dalej. Życzę, aby was nie spotkała taka przygoda i na pociechę zamieszczam reprodukcję lotniczego zdjęcia Wysp Tremiti:

In order not to waste the day, I decided to go by train to nearby Vasto - an old town built on a hill above a wide beach. The train line runs underneath Vasto in a tunnel, so the train station is far ahead of town - you have to walk almost 3 kilometers or take the bus to get to the town. Here is a nicely landscaped beach and historic Vasto on the hill:

 

Aby nie zmarnować dnia postanowiłem pojechać pociągiem do pobliskiego Vasto - starego miasta zbudowanego na wzgórzu ponad szeroką plażą. Linia kolejowa przebiega pod Vasto w tunelu, więc stacja kolejowa jest daleko przed miastem - trzeba przejść pieszo prawie 3 kilometry lub skorzystać z autobusu, aby znaleźć się w mieście. Oto ładnie zagospodarowana plaża i historyczne Vasto na wzgórzu:

At the top, along the former city walls, there is a nice promenade, from which a nice view of the beaches and the bay opens - you can see it in the photo below. Unfortunately, when I was on the promenade after climbing the hill, clouds came. I still managed to visit the cathedral of St. Joseph - the most interesting monument of Vasto.

 

Na górze, wzdłuż dawnych murów miejskich przebiega ładna promenada, z której otwiera się ładny widok na plaże i zatokę - widać to na zdjęciu poniżej. Niestety, gdy po wspinaczce na wzgórze znalazłem się w końcu na promenadzie nadciągnęły chmury. Zanim lunęło zdążyłem jeszcze odwiedzić katedrę Św. Józefa - najciekawszy zabytek Vasto.

The next morning I rented a small car in the city of Pescara and set off down the mountain roads of the Apennines. Renting a small lancia ypsilon  for a week with no mileage limit cost me 620 zlotys. I decided that this is the best solution, because public transport in many mountain regions of the Apennines is practically non-existent. Already on the first day, I admired the wonderful panoramas:

 

Następnego dnia rano wynająłem w mieście Pescara małe auto i ruszyłem górskimi szosami Apeninów. Wynajęcie małej lanci ypsilon na tydzień bez limitu kilometrów i z podstawowym ubezpieczeniem kosztowało mnie 620 złotych. Uznałem, ze jest to najlepsze rozwiązanie, gdyż publiczny transport w wielu górskich rejonach Apeninów praktycznie nie istnieje. Już tego pierwszego dnia podziwiałem wspaniałe górskie panoramy.

I headed first over the mountains to the town of Cassino. Why? I've been to Italy six or seven times already, but Monte Cassino has always been well off my mail route... And I think that every Polish patriot should someday find himself in the this place of the famous battle.  The car made my task easier - I only had to take a hundred kilometers off the main route. After a few hours of driving along narrow and winding mountain roads, I finally saw a monastery on top of a lofty mountain and the town lying at its feet:

 

Zmierzałem na początek przez góry do miasteczka Cassino. Dlaczego? Byłem we Włoszech już sześć czy siedem razy, ale na Monte Cassino zawsze było nie po drodze... A uważam, że każdy polski patriota powinien kiedyś trafić na miejsce słynnej bitwy, Samochód ułatwił mi teraz zadanie - musiałem tylko odbić około stu kilometrów od głównej trasy. I tak po kilku godzinach jazdy wąskimi i krętymi górskimi drogami zobaczyłem w końcu klasztor na szczycie wyniosłej góry i leżące u jego stóp miasteczko. To było to Monte Cassino, o którym czytałem i myślałem wiele razy: 

The great Benedictine monastery, completely destroyed in the battle, was rebuilt. I visited it ... But for Poles more important is this war cemetery, perfectly visible from the monastery balcony - a symbol of heroism and sacrifice of our countrymen. There are two stone eagles at the entrance. Behind them, you can see 1,050 soldiers' graves:

 

Wielki klasztor Benedyktynów, kompletnie zniszczony podczas bitwy został odbudowany. Zwiedzałem go... Ale dla Polaków ważniejszy jest ten wojenny cmentarz doskonale widoczny z klasztornego balkonu - symbol bohaterstwa i poświęcenia naszych rodaków. Przy wejściu ustawiono dwa kamienne orły. Za nimi widać 1050 żołnierskich grobów:

Luckily, after a cloudy day in the evening the sun came out beautifully illuminating the area. It is from the Polish war cemetery that the best view of the monastery opens up. The red poppies don't grow here anymore - they are only in the song ...

 

Szczęśliwie po pochmurnym dniu wieczorem wyszło słońce, pięknie oświetlając okolicę. To właśnie z polskiego cmentarza wojennego otwiera się najlepszy widok na klasztor Monte Cassino. Czerwone maki już tu nie rosną - zostały tylko w piosence...

I returned from Cassino to the Apennines, trying to get to know their most interesting parts. Based in small towns like Pescoconstanzo and Pescasseroli. I was hiking to the peaks and passes, admiring the mountain panoramas. The hiking trails in the Apennines are not very well marked and I often had to use GPS to find the direction of the further hike. I met other tourists very rarely - I didn't have to use a mask on the trail.

 

Z Cassino wróciłem w Apeniny, starając się poznać ich najciekawsze partie. Bazując w małych miasteczkach jak Pescoconstanzo i Pescasseroli robiłem piesze wycieczki na szczyty i przełęcze podziwiając górskie panoramy. Szlaki piesze w Apeninach są niezbyt dobrze oznakowane i często musiałem wspomagać się GPS, aby ustalić kierunek marszu. Innych turystów spotykałem niezwykle rzadko - na szlaku nie musiałem używać maseczki. 

 

 

 

Gdy wybrałem się na Monte Tranquillo na rogatkach miasta dołączył do mnie duży biały owczarek i wiernie towarzyszył mi przez 7 godzin górskiej wędrówki. Razem dotarliśmy na przełęcz 1717 metrów. W moim życiu tylko raz spotkała mnie podobna przygoda: na Grenlandii, w Illulisat zerwany ze sznura zaprzęgowy pies poszedł ze mną aż do lodowca...

When I started the hike to Monte Tranquillo on the outskirts of the city a large white sheepdog joined me and  accompanied me for 7 hours of mountain hiking. Together we reached the 1717 meter pass. Only once in my lifetime I have had a similar adventure: in Greenland, in Illulisat, a sled dog, broken off its rope, followed me to the glacier...

 

Heading to the highest part of the Apennines - Gran Sasso, I passed many small towns stuck to the mountain slopes. One of the more interesting ones is called Scanno (you have it in the picture above). Slightly below Scanno a small hydroelectric power plant was built at the beginning of the mountain gorge and the result was a picturesque mountain lake. It looks natural. There is even a small beach here:

 

Kierując się do najwyższej partii Apeninów - Gran Sasso mijałem małe miasteczka przylepione do górskich zboczy. Jedno z ciekawszych nazywało się Scanno (macie je na zdjęciu powyżej). Nieco poniżej Scanno - na początku górskiego wąwozu - zbudowano małą elektrownie wodną i w wyniku tego powstało malownicze górskie jezioro. Wygląda jak naturalne. Jest tu nawet mała plaża i wypożyczalnia kajaków:

Below the power plant, a narrow road runs through a picturesque canyon with many "death bends". It is undoubtedly one of the greatest natural attractions of this region. The only drawback of this wonderful route is the lack of designated viewpoints. There is no place to stop the car legally and take the picture. Fortunately, car traffic on this route is not high:

 

Poniżej elektrowni wąska szosa biegnie malowniczym kanionem z wieloma "zakrętami śmierci". Jest to bez wątpienia jedna z największych atrakcji przyrodniczych tego regionu. Jedynym mankamentem tej wspaniałej trasy jest brak wyznaczonych punktów widokowych. Na szczęście ruch samochodowy na tej trasie nie jest duży:

This beautiful canyon led me to the valley where Sulmona lies - the city of artists and poets, where high mountains can be seen in the perspective of almost every street. Roman poet Ovidius was born here - his monument stands in pedestrian zone. A fragment of the Roman aqueduct has survived in the central square. It was from under this aqueduct that I took this photo:

 

Ten piękny kanion doprowadził mnie do doliny, w której leży Sulmona - miasto artystów i poetów, gdzie w perspektywie każdej niemal ulicy widać wysokie góry. Z Sulmony pochodził rzymski poeta Owidiusz, który ma na deptaku swój pomnik. Na centralnym placu przetrwał tu fragment rzymskiego akweduktu. To właśnie spod tego akweduktu zrobiłem to zdjęcie:

Then, on the way to Santo Stefano, I visited the romantic ruins of the Rocca Calascio castle, built 1460 meters above sea level. A tiny parking, which can be reached by car, is located much below the ruins and enthusiasts of sightseeing should be ready for at the last 20 minutes of climbing. But it is worth going there, because wonderful view of the surrounding area from the ruins.

 

Potem przy drodze do Santo Stefano odwiedziłem romantyczne ruiny zamku Rocca Calascio zbudowanego 1460 metrów ponad poziomem morza. Maleńki parking, do którego można dojechać samochodem położony jest znacznie poniżej ruin i amatorów zwiedzania czeka tu na końcowym odcinku minimum 20 minut wspinaczki. Ale warto tam dojść, bo z ruin otwiera się wspaniały widok na okolicę.

The highest peak in the Apennines is Corno Grande - the Great Horn, which is 2912 m high (pictured below). Could I, a mountain lover, conqueror of Kilimandzaro and Fujiyama, miss such an opportunity? The weather looked good. By car I reached the beginning of the trail - the observatory in the great Campo Imperatore meadows. No maps, no information... But there is the trail! ... white and red!... let's go!

 

Najwyższym szczytem Apeninów jest Corno Grande - Wielki Róg mający 2912 m (na zdjęciu poniżej). Czy ja, miłośnik gór, zdobywca Kilimandzaro i Fudżijamy mógłbym przepuścić taką okazję? Pogoda zapowiadała się dobra. Samochodem dojechałem na początek szlaku - do obserwatorium astronomicznego na wielkiej hali Campo Imperatore.  Żadnych map, informacji... Ale szlak jest... biało-czerwony... ruszam!

The path is moderately steep up to the pass at an altitude of 2300 m. Here, on the pass trampled snow has appeared on the path. It led me to a real "wailing wall" - steep climb to the ridge 2530 m. I slipped many times on the snowy ascent in my summer trekking shoes.

 

Ścieżka jest umiarkowanie stroma aż do przełęczy na wysokości 2300 m. Tu na ścieżce pojawił się już udeptany śnieg. Doprowadził mnie do prawdziwej "ściany płaczu" - stromego podejścia na grań 2530. Ślizgałem się na podejściu w moich butach do letniego trekkingu.

Puffing, I finally stepped onto the ridge of 2530 to admire the 360-degree panorama. I concluded: I am already above the level of Rysy - the highest peak in Poland! The sun, but how it blows! Now uphill on the ridge! The first sloping snow field, ending in a slip to the abyss. Warning!  I stick my shoes in the footsteps of others. Second snow field, the icy wind intensifies ...

 

Posapując wyszedłem w końcu na grzbiet 2530, by zachwycić się panoramą 360 stopni. Skonstatowałem: jestem już powyżej naszych Rysów! Słońce, ale jak tam duje! Teraz granią w górę! Pierwsze nachylone pole śniegowe, kończące się niechybnym zjazdem do przepaści. Uwaga! Wbijam buty w ślady innych. Drugie pole śniegowe, lodowaty wiatr się nasila...

When I finally reached an altitude of about 2700 m, I saw a steep and snow-capped ascent to the summit in front of me. There are no safeguards here - ropes, chains or barriers. I took the pictures and turned back. Because I believe there are limits of acceptable risk.

 

Gdy w końcu znalazłem się na wysokości około 2700 m zobaczyłem przed sobą strome i ośnieżone szczytowe podejście. Nie ma tu żadnych zabezpieczeń - rozpiętych lin, łańcuchów czy barierek. Zrobiłem zdjęcia i zawróciłem. Bo uważam, że są granice akceptowalnego ryzyka.

How did I know there would be fresh snow in the upper Apennines on October 2nd? The Italians probably knew this, but at the beginning of the trail I didn't see any warning. Even though I didn't reach the summit (I know from the reports of those who did it with crampons on their shoes that there was a bitter, strong wind there) it was a great hike. And the views that opened along the way were not much worse than those at the top!

 

Skąd mogłem wiedzieć, że już 2 października w górnych partiach Apeninów będzie leżał świeży śnieg? Włosi pewnie o tym wiedzieli, ale na początku szlaku nie widziałem żadnego ostrzeżenia.  Mimo, że nie doszedłem do szczytu (z relacji tych, którzy tam doszli z rakami na butach wiem, że na szczycie hulał przenikliwy, silny wiatr) była to wspaniała wycieczka. W moim podróżowaniu nie chodzi o bicie rekordów. A widoki, które otwierały się po drodze były niewiele gorsze od tych na szczycie!

A low-cost flight from Pescara straight to Sicily allowed me to move in one day from the snowy mountains to the warm sea: my next stop was at the beach in Milazzo - a port located opposite the Aeolian Islands, also known as Lipari Islands. The islands are visible in the fog on the horizon:

 

Lot samolotem taniej linii z Pescary prosto na Sycylię pozwolił mi przenieść się w ciągu jednego dnia z ośnieżonych gór nad ciepłe morze:  mój następny przystanek wypadł przy plaży w Milazzo - porcie położonym naprzeciw Wysp Liparyjskich, zwanych także Eolskimi. To właśnie te wyspy widać we mgle na horyzoncie:

Milazzo itself is little known to travelers. Mistake! It is situated on a small peninsula and is worth a visit. There is a large castle on a rocky hill above the town:

 

Samo Milazzo jest mało znane podróżnikom. Niesłusznie! Leży ono na niewielkim półwyspie i warte jest odwiedzenia. Ponad miastem na skalistym wzgórzu usytuowany jest duży zamek:

On the western side of the peninsula, the wide city beach is tempting, it is interesting that there are very small pebbles instead of sand. Even though that day was the temperature of hot Polish summer, only a few people were sunbathing on the beach. The scenery is beautiful: from the north, the beach is framed by a picturesque cliff:

 

Po zachodniej stronie półwyspu kusi szeroka miejska plaża o tyle ciekawa, że zamiast piasku leżą tu bardzo drobne kamyki. Ciepła woda zachęca do kąpieli, ale fala dość wysoka... Mimo, że tego dnia była temperatura upalnego polskiego lata na plaży opalało się zaledwie kilka osób. Sceneria jest piękna: od północy plażę zamyka malowniczy klif:

I climbed this cliff for a beautiful view (see the photo below) and then along an overgrown path, among fruiting prickly pears I walked all the way to a distant cape with a squat lighthouse. The lighthouse area is very tourist place, but it was difficult to find the lift back to the town...

 

Wspiąłem się na ten klif dla pięknego widoku (popatrzcie na zdjęcie poniżej) a potem zarośniętą ścieżką wśród owocujących opuncji i zwykłą drogą doszedłem aż na odległy przylądek, na którym stoi przysadzista latarnia morska. Okolice latarni to tłumnie odwiedzane miejsce, ale wcale nie było łatwo znaleźć stopa do miasta...

 

 

 

Następnego poranka popłynąłem promem na Lipari - do stolicy archipelagu. Bilety kosztował 12,60 euro. Warto wiedzieć, że między wyspami archipelagu kursują dwa rodzaje statków: szybkie i drogie wodoloty kompanii Liberty oraz wolne i tanie promy firmy Siremar. U celu powitał mnie widok kolejnego zamku.

The next morning I took the ferry to Lipari - the capital of the archipelago. Tickets cost 12.60 euros. It's good to know that two types of ships operate between the islands of the archipelago: Liberty's fast and expensive hydrofoils and Siremar's slow and cheaper ferries. At my destination, I was greeted by the sight of another castle.

The town of Lipari has a lot of charm: a representative seaside promenade (pictured above), a maze of old town streets, a pretty cathedral hidden behind the castle walls ... I lived in Lipari in a private apartment located in such a narrow street as in the photo below. It was not easy to remember the path leading through numerous alleys and stairs. The apartment looked like a basement, but I only paid 27 euros a night. :)

 

Miasto Lipari ma wiele uroku: reprezentacyjną nadmorską promenadę (na zdjęciu powyżej), labirynt uliczek starego miasta, ładną katedrę schowaną za murami zamku... Mieszkałem w Lipari w prywatnym apartamencie zlokalizowanym w takiej wąskiej uliczce, jak na zdjęciu poniżej. Nie było łatwo zapamiętać drogę, prowadząca przez liczne zaułki i schodki. Apartament przypominał wprawdzie suterenę, ale płaciłem tylko 27 euro za noc.  :)

From the castle walls of Lipari there is a nice view of the little old port, framed by churches. This port is called Marina Corta and it is a favorite place not only for tourists, but also for local old people who spend hours here:

 

Z murów zamku w Lipari otwiera się ładny widok na mały stary port, obramowany kościołami. Ten porcik nazywa się Marina Corta i jest ulubionym miejscem nie tylko dla turystów, ale i dla miejscowych staruszków, którzy przesiadują tu godzinami:

Adjacent to the large island of Lipari is the small but interesting islet of Volcano. I took it the next day for € 5.50 - it's only a 20 minute sail. There is an extinct volcano on the islet that can be climbed for an nice view. It took me an hour to walk to reach the rim of the former crater. The view towards Lipari was beautiful, although the sun escaped me somewhere:

  Z dużą wyspą Lipari sąsiaduje mała, ale ciekawa wysepka Volcano. Popłynąłem na nią następnego dnia za 5,50 euro - to tylko 20 minut rejsu. Na wysepce jest wygasły wulkan na który można wejść dla rozległego widoku. Dotarcie na krawędź dawnego krateru zabrało mi godzinę marszu. Widok w kierunku Lipari był piękny, choć słońce mi gdzieś uciekło:

The crater on Volcano Island can be walked around. Its current depth is less than 100 meters. The highest point on its circumference is 388 meters above sea level. About a quarter of the perimeter of the crater, there are still fumaroles - volcanic gas blasts. The sulfur contained in them settles on the rocks, dyeing them yellow:

 

Krater na wyspie Volcano można obejść dookoła. Jego obecna głębokość to niecałe 100 metrów. Najwyższy punkt na jego obwodzie położony jest 388 metrów nad poziomem morza. Mniej więcej na jednej czwartej obwodu krateru działają wciąż fumarole - wywierzyska gazów wulkanicznych. Zawarta w nich siarka osiada na skałach barwiąc je na żółto:

Walking this section of the volcano's edge is very emotional. Not only because inhaling gases causes coughing, but also because we walk on hot earth - its high temperature can be felt even through the thick sole of the shoe:

 

Przejście tego odcinka krawędzi wulkanu dostarcza wiele emocji. Nie tylko dlatego, że wdychanie gazów powoduje kaszel, ale również dlatego, że stąpamy po gorącej ziemi - jej wysoka temperature wyczuwa się nawet przez grubą podeszwę buta:

Two other regular volcanic cones can be seen in the distance in the photo below. They both rise to the sky on the island of Salina, which I planned to visit at the end of my stay in the archipelago. It started to rain soon after this photo was taken. I started my hike down. However, there was no shelter by the path and by the time I got to the settlement I was completely soaked. Luckily it was warm and my clothes dried on me very quickly...

 

Na zdjęciu poniżej widać w dali dwa inne regularne wulkaniczne stożki. Oba wyrastają w niebo na wyspie Salina, którą planowałem odwiedzić pod koniec mojego pobytu na archipelagu. Nie wiedziałem jeszcze, że uda mi się wejść na jeden z nich. Wkrótce po zrobieniu tego zdjęcia zaczęło padać. Ruszyłem w dół. Przy ścieżce nie było jednak żadnego schronu i zanim znalazłem sie w osadzie byłem już kompletnie przemoczony. Na szczęście było ciepło i moja odzież schła na mnie bardzo szybko...

The next day I took a hydrofoil (paying 17 euro for a ticket) to the island of Stromboli. It has been famous for its active volcano for centuries. The last eruption with a lava eruption occurred two years ago. When I got off at a small marina, I could see clouds of smoke and steam hovering over the 926 meter high crater:

 

Kolejnego dnia popłynąłem wodolotem (płacąc aż 17 euro za bilet) na wyspę Stromboli. Od wieków słynęła ona z aktywnego wulkanu, właściwie jest wulkanem, którego zbocze jest spłaszczone tylko od wschodu. Ostatni wybuch z erupcją lawy miał miejsce dwa lata temu. Gdy wysiadłem na niewielkiej przystani widać było obłoki dymu i pary unoszące się nad kraterem, który ma wysokość 926 metrów:

Thanks to its fame and uniqueness, Stromboli attracts many tourists, offering a few beaches made of black volcanic sand and climbing the slopes of the volcano. About 600 people live in two settlements on the island, employed in tourism services. The accommodation base is limited and probably therefore more expensive than on the other islands of the archipelago. So it is worth to consider to visit the island as part of a day trip from Lipari, or the neighboring island of Panarea.

 

Stromboli przez swoją sławę i niezwykłość przyciąga turystów oferując nieliczne plaże z czarnego, wulkanicznego piasku i wspinaczkę na zbocza wulkanu. Na wyspie mieszka w dwóch osadach około 600 ludzi, zatrudnionych w usługach turystycznych. Baza noclegowa jest skromna i pewnie dlatego droższa niż na pozostałych wyspach archipelagu. Radzę więc rozważyć odwiedzenie wyspy w ramach całodniowej wycieczki z Lipari, lub z sąsiedniej wyspy Panarea.

After the last eruption, the possibility of exploring the volcano was limited: there is only one path leading to the viewpoint at an altitude of about 300 meters. Further climbing is prohibited under a penalty of 500 euros. Unless you have a local guide with you (it costs 20 euros per person) - then you can go 100 meters higher with him. From this path there is a nice view of the "Sciara del Fuoco" or the Way of Fire - a slope equal to the incline on which the lava slides down to the sea during the eruption:

 

Po ostatniej erupcji ograniczono możliwość eksploracji wulkanu. Nie można dojść na krawędź krateru: jest tylko jedna ścieżka doprowadzająca do punktu widokowego na wysokości około 300 metrów. Dalsza wspinaczka jest zabroniona pod karą 500 euro. Chyba, że ma się ze sobą lokalnego przewodnika (kosztuje to 20 euro od osoby) - wtedy możecie wejść z nim jeszcze 100 metrów wyżej.  Z tej ścieżki otwiera się ładny widok na "Sciara del Fuoco" czyli Drogę Ognia - równe jak pochylnia zbocze po którym podczas erupcji lawa zsuwa się do morza:

In the photo below I show how the edge of the crater looks like when viewed from a vantage point at 300 m above sea level. But to take such a photo you need to have a 10x zoom. The view from the balcony at 400 meters is similar ... Agencies in the town offer guided tours to the balcony "400m" after dark. Then the white clouds of smoke are colored by the reflection of fire emanating from the inside of the crater, and sometimes you can also see volcanic bombs flying up and falling back into the crater. Photos from such a trip have been posted on his website by my friend - the outstanding traveler Valeri Skliarov.

 

Na zdjęciu poniżej pokazuję, jak wygląda krawędź krateru oglądana z punktu widokowego na 300 m npm. Z tym, że aby zrobić takie zdjęcie trzeba mieć 10-krotny zoom. Widok z balkonu na 400-metrach jest podobny... Agencje w miasteczku oferują wycieczki z przewodnikiem na balkon "400m" po zmroku. Wtedy białe obłoki dymu zabarwione są odblaskiem ognia bijącym z wnętrza krateru, a czasem zobaczyć można także bomby wulkaniczne wylatujące w górę i opadające na powrót do krateru. Zdjęcia z takiej wycieczki zamieścił w swoim serwisie internetowym mój przyjaciel - znamienity podróżnik Valeri Skliarov.

Returning from the volcano to the settlement, you can choose a path that runs along a long stretch of terraced slope. Strombilicchio is clearly visible from it - a small but high rocky island rising from the sea east of the settlement. A lighthouse was built on top of the islet. Strombolicchio is often shown on postcards sent from Stromboli:

 

Wracając z wulkanu do osady można wybrać ścieżkę biegnącą na długim odcinku tarasowato po zboczu. Dobrze widać z niej Strombilicchio - małą, ale wysoka skalistą wysepkę wyrastającą z morza na wschód od osady. Na szczycie wysepki zbudowano latarnię morską. Strombolicchio czesto pokazywane jest na pocztówkach wysyłanych ze Stromboli:

I was leaving Stromboli aboard a normal slow ferry, which allowed me to take good pictures from its open deck. Here below, for example, is Ginostra - a small settlement located on the western tip of the islet Stromboli (on the Lipari side). All ferries call at the Ginostra dock, but not many tourists get off, because to be honest there is not much to do here. There is no path connecting the two settlements on the island:

 

Odpływałem ze Stromboli na pokładzie zwykłego, wolnego promu, co pozwoliło mi zrobić z jego otwartego pokładu dobre zdjęcia. Tu na przykład Ginostra - niewielka osada położona na zachodnim krańcu wysepki Stromboli (od strony Lipari). Do przystani Ginostry zawijają wszystkie promy, ale turystów wysiada niewielu, bo szczerze mówiąc nie bardzo jest co tutaj robić. Nie ma ścieżki, łączącej obie osady na wyspie:

The next island visited by ferries on the way back to Lipari is Panarea. But even earlier on the port side you will see rock formations with vertical walls and fanciful shapes protruding from the inky sea. There is a lot to photograph, but it's good to have a telephoto lens:

 

Następną wyspą, którą odwiedzają promy w powrotnej drodze do Lipari jest Panarea.  Ale jeszcze wcześniej po lewej burcie zobaczycie wystające z atramentowego morza formy skalne o pionowych ścianach i fantazyjnych kształtach. Jest co fotografować, ale dobrze mieć teleobiektyw:

And this is Panarea itself with its sandy and rocky beaches - to choose from. It is also a former volcano. From the south, which we see in the photo, its slopes are milder. On the north side, steep cliffs dominate. I ran out of time to stay on this island. But I will probably come back here again sometime:

 

A to już sama Panarea ze swoimi piaszczystymi i kamienistymi plażami - do wyboru. To też dawny wulkan. Od strony południowej, którą oglądamy na zdjęciu jego zbocza są łagodniejsze. Po stronie północnej dominują strome klify. Zabrakło mi czasu, aby zatrzymać się na tej wyspie. Ale zapewne wrócę tu jeszcze kiedyś:

The island of Salina has two ports where ferries arrive. On board the "Filippo Lippi" ferry (pictured below - it has open decks and therefore worth recommending) I reached Santa Marina Salina. Santa Maria - yes - I have visited hundreds of places with that name, but Santa Marina? It turns out that she was the saint - she lived in such ancient times that she is known by several different names...

 

Wyspa Salina ma aż dwa porty do których przybywają promy. Na pokładzie promu "Filippo Lippi" (na zdjęciu poniżej - ma on odkryte pokłady i dlatego wart jest polecenia) dopłynąłem do Santa Marina  Salina. Santa Maria - to owszem - odwiedziłem setki miejsc o tej nazwie, ale Santa Marina? Okazuje się, że była taka święta - żyła w tak zamierzchłych czasach, że znana jest pod kilkoma różnymi imionami...

Santa Marina is a charming town, bathed in flowers. Can you see that little church right near the pier? - This is the church of Saint Marina. I spent an hour here waiting for the bus, but this church didn't open. Bus transport on the island works unexpectedly well - there are even timetables at the most important stops, andthe minibuses are departing on time! For a ticket to Leni - on the other side of the island I paid 2.70 euro, including a transfer in Malfa.

 

Santa Marina to urocze, skąpane w kwiatach miasteczko. Widzicie ten mały kościółek tuż przy molo? - To właśnie kościół Świętej Mariny. Spędziłem tu godzinę czekając na autobusik, ale nie doczekałem się otwarcia tego kościoła. Transport autobusowy na wyspie działa nadspodziewanie dobrze - na ważniejszych przystankach wywieszone są nawet rozkłady, a za bilet do Leni - po drugiej stronie wyspy zapłaciłem 2,70 euro, wliczając w to przesiadkę w Malfa.

Leni, where I stayed in the lovely "L'appartimentino" lies in the saddle between two volcanic cones. Two kms away you will see nice church of Sanctuario Madonna del Terzito. (Se the picture below) This is the trailhead for the trail heading to The top of Mont Fossa... - one of the two volcanic cones of Salina Island. Why I made the coice of this cone to climb? Because I calculated that the viev from this summit will not be disturbed by the shape of the other one! 

 

Leni, gdzie zatrzymałem się w uroczym „L'appartimentino” leży w siodle pomiędzy dwoma wulkanicznymi stożkami. Dwa kilometry dalej zobaczycie ładny kościół Sanctuario Madonna del Terzito. (Zdjęcie poniżej) Tam jest początek szlaku prowadzącego na szczyt Mont Fossa… - jeden z dwóch stożków wulkanicznych wyspy Salina. Dlaczego zdecydowałem, że na ten właśnie stożek się wspiąć? Bo skalkulowałem, że widok z tego szczytu nie zostanie zakłócony przez kontur drugiego!

The island of Salina is famous for the cultivation of a unique variety of amber grapes from which Malvasia wine is produced. The vineyards are spread over the slopes under the volcanoes. You can see them at the foot of Mount Porri and around the sanctuary:

 

Wyspa Salina słynie z uprawy unikalnego gatunku bursztynowych winogron, z których produkują wino Malvasia - specjalność archipelagu. Winnice rozłożone są na stokach pod wulkanami. Widać je na moich zdjęciach między innymi u stóp góry Porri i wokół sanktuarium:

The trail is badly marked - I had to use GPS. to find the right path. From the final ascent to the top, which is very steep, an unexpectedly beautiful view of the western cone of Salina - Porri (886m) and the two least known islands of the archipelago: Alicudi and Filicudi, opened. This view was worth 3 hours of mountain hiking from my quarters!

 

Szlak jest bardzo kiepsko oznakowany - byłem zmuszony użyć GPS. aby znaleźć właściwą drogę. Z finalnego podejścia na szczyt, które jest bardzo strome otworzył się niespodziewanie piękny widok na zachodni stożek Saliny - Porri (886m) oraz dwie najmniej znane wyspy archipelagu: Alicudi i Filicudi. Ten widok wart był 3 godzin górskiego marszu z mojej kwatery! 

The Fossa... summit (968 m), on which I soon found myself, disappointed me severely: The highest point of the archipelago is marked only by a mound of stones with a sticky wooden cross. Visibility from the top is limited by bushes and trees. You have to descend from the proper peak to the viewpoints on the southern slope (where the descent to Santa Marina begins). From here you can see Lipari and Volcano, and at some angle also Panarea and Stromboli. It is worth to know that! At the bottom of the photo you can see a salt pond, where salt was obtained from seawater - Salina got its name from it:

 

Szczyt Fossa (968 m) na którym wkrótce się znalazłem srogo mnie rozczarował: Najwyższy punkt archipelagu wyznacza tylko kopczyk kamieni z zatkniętym byle jak drewnianym krzyżem.  Widoczność ze szczytu ograniczają krzaki i drzewa. Trzeba zejść z właściwego szczytu na punkty widokowe na południowym zboczu (tam gdzie zaczyna się zejście do Santa Marina. I dopiero stąd świetnie widać Lipari i Volcano, a pod pewnym kątem także Panareę i Stromboli. Warto to wiedzieć! Na dole zdjęcia widać słony staw, gdzie pozyskiwano sól z morskiej wody - to od niego wzięła nazwę Salina. A wioska na cyplu nazywa się Lingua:

It took me 1.5 hours to descend from the top of Fossa and it was not easy at all, because in many places on the path there were dry leaves and needles, on which it is very easy to slip when descending fastly. The next morning, I walked with my backpack down to the marina at Rinelli. A ticket for the hydrofoil to Milazzo (there was no slow ferry at this time) cost 17.25 euro. The morning sun brilliantly colored the sky over Alicudi and Filicudi. I believe that I will come back to them again!

 

Zejście ze szczytu Fossa zabrało mi 1,5 godziny i nie było wcale łatwe, bo w wielu miejscach na ścieżce zalegały suche liście i igliwie, na których schodząc w dół z impetem bardzo łatwo sie poślizgnąć. Następnego poranka pomaszerowałem z plecakiem w dół - do przystani w Rinelli. Bilet na wodolot do Milazzo (wolnego promu kompanii Siremar o tej porze nie było) kosztował 17,25 euro. Poranne słońce wspaniale barwiło niebo nad Alicudi i Filicudi. Wierzę, że jeszcze do nich wrócę!

I took the train from Milazzo to Messina. The port and the city looked very beautiful from the ferry pier to the other side of the strait. Surprisingly not to the big city of Reggio di Calabria, but to the little Villa San Giovanni. My train ticket to Reggio was also valid for the ferry.

 

Pociągiem dojechałem z Milazzo do Messyny. Port i miasto prezentowały się bardzo pięknie z przystani promów kursujących na drugą stronę cieśniny. O dziwo nie do dużego miasta Reggio di Calabria, ale do Villa San Giovanni. Mój kolejowy bilet do Reggio ważny był także na prom.

Reggio di Calabria is the capital of all Calabria. They have a long corso (walking avenue) in the center of the city -  and a nice cathedral (pictured below). After arriving in Reggio, however, I had an unpleasant adventure: the person who was supposed to rent me a room was absent. And when I finally managed to call her, she said that due to the prevailing COVID, she would not accept me for the night. Of course, I found something to replace, but the disgust and regret towards the Italians remained

 

Reggio di Calabria to stolica całej Kalabrii. Mają tu w centrum długie corso - aleję spacerową i ładną katedrę (na zdjęciu poniżej). Po przyjeździe do Reggio spotkała mnie jednak niemiła przygoda: osoba, która miała mi wynająć pokój była nieobecna. A gdy w końcu udało mi się do niej dodzwonić oświadczyła, że ze względu na panujący COVID na nocleg mnie nie przyjmie. Znalazłem oczywiście coś zastępczego, ale pozostał niesmak i żal do Włochów za takie potraktowanie obcokrajowca...

The next morning I went by train from Reggio to Bari and flew from there to Warsaw. The next voyage was a complete success! So many different landscapes: snowy mountains and hot beaches, medieval castles and volcanoes ... It turned out that even during a pandemic, you can explore the world with some caution!  My best memories are from the archipelago of Aeolian Islands  - it is a beautiful place and it is no wonder that it was placed on UNESCO World Heritage List.

 

Kolejnego dnia rano pojechałem pociągiem do Bari i stamtąd odleciałem do Warszawy. Kolejna podróż zakończyła się pełnym sukcesem!  Tyle zróżnicowanych krajobrazów: śnieżne góry i gorące plaże, średniowieczne zamki i wulkany... Okazało się, że nawet podczas pandemii zachowując pewną dozę ostrożności można odkrywać świat! Najlepsze wspomnienia mam z archipelagu Wysp Liparyjskich - to piękne miejsce i nic dziwnego, że trafiło na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

 
You will find a daily reports in English about where I was and what happened as always in my travel log.  

Codzienne relacje w języku angielskim o tym gdzie byłem i co się wydarzyło znajdziecie jak zawsze w moim dzienniku podróży.

     
     
     

Just before the Christmas 2020 I came back refreshed and tanned from a short voyage to South Egypt. I wanted to get away from December's cold weather and short, dark days, at least for a while! Traveling during a pandemic is not that easy, but possible nonetheless. However, it is associated with quite a high risk. In fact, it was not known until the end whether the program would be successful. The host country required a PCR test, but they did it for free only after arriving in Egypt at the airport. I waited 24 hours at the hotel for the result. It turned out to be negative. If, however, my test was positive, I would be quarantined - fortunately in the sun and under palm trees! :).

 

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2020 wróciłem wypoczęty i opalony z krótkiej podróży  do Południowego Egiptu. Chciałem uciec choć na jakiś czas od grudniowych chłodów i krótkich, ciemnych dni! Podróżowanie w czasie pandemii nie jest takie proste, ale mimo wszystko możliwe. Wiąże się jednak z dość dużym ryzykiem. Właściwie do końca nie było wiadomo, czy program uda się zrealizować. Kraj przyjmujący wymagał testu PCR, ale zrobili go bezpłatnie dopiero po przylocie do Egiptu - na lotnisku. 24 godziny czekałem w hotelu na wynik. Okazał się korzystny. Gdyby jednak wynik mojego testu okazał się pozytywny, to czekała mnie kwarantanna - na szczęście w słońcu i pod palmami! :).

 

Dolot do Egiptu możliwy był w tym czasie właściwie tylko samolotem czarterowym. Udało mi się znaleźć dogodny termin, który jednak był zmieniony przez biuro podróży. Ceny na imprezy turystyczne w okresie pandemii są bardzo korzystne, ponieważ mało turystów decyduje się na ryzykowną podróż.  A dzięki temu, że leciałem  z biurem podroży miałem zagwarantowany powrót do kraju, niezależnie od rozwoju sytuacji. W Górnym Egipcie byłem w 1976 roku, wjeżdżając wtedy z Sudanu. Ciekawym było, jak zmienił się ten region w ciągu 44 lat...  Była również okazja, by zobaczyć kilka nowych miejsc. Moja trasa zaznaczona jest na mapce obok czerwoną linią.

Flying to Egypt was at this time virtually only possible by charter plane. I was able to find a convenient date, which, however, was changed by the travel agency. Prices for travel packages during a pandemic are very favorable as few tourists decide to go on a risky journey. And thanks to the fact that I was flying with the travel agency, I had a guaranteed return to my country, regardless of the development of the situation. I was in Upper Egypt in 1976, entering from Sudan. It was interesting how this region has changed in 44 years... There was also an opportunity to see some new places. My route is marked on the map with a red line.   

The journey began with a three-hour train ride to Warsaw. Then there was a 4-hour charter flight to Marsa Alam in South Egypt. Unfortunately, they did not serve meals on board the Boeing, but the sandwiches taken from home were enough for me :). In the small terminal at Marsa Alam airport, they efficiently took our nasal swabs. The PCR test results were to be delivered after 24 hours. There was no visa fee - its collection was suspended for the duration of the pandemic. Just before sunset, we took the bus to the hotel. How different this landscape was from gray and wet Poland at this time of the year !:

 

Podróż rozpoczęła się od trzygodzinnej jazdy pociągiem do Warszawy. Potem był 4-godzinny lot samolotem czarterowym do Marsa Alam w Południowym Egipcie. Na pokładzie boeinga niestety nie serwowali posiłków, ale wystarczyły mi zabrane z domu kanapki :). W małym terminalu lotniska Marsa Alam sprawnie pobrali nam wymazy z nosa. Wyniki testów PCR mieli dostarczyć po 24 godzinach. Opłaty wizowej nie było - zawieszono jej pobieranie na czas pandemii. Tuż przed zachodem słońca ruszyliśmy autobusem do hotelu. Jakże różnił się ten krajobraz od szarej i mokrej o tej porze roku Polski!:

The beach hotel was a bit shabby but tropical flowers bloomed around it and the temperature was reminding the warmth of our July. There were only 100 meters to the beach. The day of waiting for the results passed very quickly - we were swimming in a warm sea with colorful fish and sunbathing. There was a kind of emotion, of course. A positive test result meant that I would stay in this hotel for two weeks:

 

Hotel położony przy żwirowej przy plaży był trochę wytarty, ale wokół niego kwitły tropikalne kwiaty, a temperatura przypominała ciepło naszego lipca. Do plaży mieliśmy 100 metrów. Dzień oczekiwania na wyniki minął nam bardzo szybko na kąpielach w ciepłym morzu, w którym pływały kolorowe ryby i na plażowaniu. Było oczywiście trochę emocji podczas tego oczekiwania. Dodatni wynik testu oznaczał  bowiem pozostanie na dwa tygodnie w tym hotelu:

Fortunately, the virus was not detected in anyone of us. which opened the way for the implementation of the planned program. The next morning we were awakened well before dawn. We got packed lunch boxes and hit the road on the bus. When it lightened, it turned out that we were already driving through the Egyptian Eastern Desert. There were gravel sections on the route, and even the so-called grater. Fortunately, there weren't many such sections. There were armed policeman on our bus taking care about the safety:

 

Na szczęście u nikogo wirusa nie wykryto. co otworzyło nam drogę do realizacji zaplanowanego programu. Następnego poranka obudzono nas na długo przed świtem. Dostaliśmy pudełka z suchym prowiantem i ruszyliśmy autobusem w drogę. Gdy się rozjaśniło okazało się, że jedziemy już przez egipską Wschodnią Pustynię. Na trasie zdarzały się odcinki szutrowe, a nawet tzw. tarka. Na szczęście takich odcinków z trzęsionką nie było zbyt wiele. Ze względów bezpieczeństwa autobus nie zatrzymywał się po drodze. Eskortował nas uzbrojony policjant:

After 5 hours of non-stop driving, we reached the Nile, or more precisely - the city of Edfu, buit on the bank of a great river. A river ship with the pretentious name "Chateau Lafayette" was waiting for us. The ship was neat, offering double cabins. There was even a small swimming pool on the promenade deck. Soon we left, heading upstream the river:

 

Po 5 godzinach jazdy non-stop i z uzbrojonym policjantem na pokładzie dotarliśmy do Nilu, a dokładniej - do miasta Edfu, leżącego na brzegu wielkiej rzeki. Tu czekał na nas statek rzeczny o pretensjonalnej nazwie "Chateau Lafayette". Jednostka była zadbana, kabiny dwuosobowe. Na pokładzie spacerowym był nawet mały basen. Wkrótce odpłynęliśmy, kierując się w górę rzeki:

The cruise made it possible to observe the banks. In many places, the desert began just beyond the narrow strip of coastal greenery. I also saw quarries where stone blocks were once obtained for the construction of Egyptian temples:

 

Rejs umożliwiał obserwację brzegów. W wielu miejscach tuż za wąskim pasem nadbrzeżnej zieleni zaczynała się pustynia. Oglądałem także kamieniołomy, w których kiedyś pozyskiwano kamienne bloki na budowę egipskich świątyń:

In the late afternoon we reached Kom Ombo, where a temple of the gods Horus and Sobek was built on a hill next to the landing in the times of the pharaohs. It was the first meeting with the monumental architecture of ancient Egypt on this trip. The ship moored a just step away from the spectacular temple ruins illuminated by the setting sun:

 

Późnym popołudniem dotarliśmy do Kom Ombo, gdzie na pagórku tuż obok przystani w czasach faraonów zbudowano świątynię bogów Horusa i Sobka. To było pierwsze w tej podróży spotkanie z monumentalną architekturą starożytnego Egiptu. Statek zacumował o krok od spektakularnych ruin świątyni, oświetlonych przez zachodzące słońce:

On the same day, but after dark, our ship reached Assuan. The city is picturesquely situated just below the first Nile cataract, on the eastern bank of the river. On the west bank of the great river, high sand dunes attract attention. The old part of the city has its own unique charm:

 

Jeszcze tego samego dnia, ale już po zmroku nasz statek dotarł do Assuanu. Miasto jest malowniczo położone nieco poniżej pierwszej nilowej katarakty, na wschodnim brzegu rzeki. Na zachodnim brzegu wielkiej rzeki przyciągają uwagę wysokie piaszczyste diuny. Stara część miasta ma swój niepowtarzalny urok:

In the morning I escaped from the ship to explore Assuan on my own. On the eastern bank of the river runs a representative boulevard, in French called the Corniche. I did not see tourists on the boulevard at all, but it was an opportunity to meet many locals, not only those who wanted to sell me some goods or offered services. I like such atmosphere:

 

Rano uciekłem ze statku zwiedzać Assuan na własną rękę. Po wschodnim brzegu rzeki przebiega reprezentacyjny bulwar, z francuska zwany Corniche. Turystów na bulwarze nie widziałem wcale, za to była okazja do wielu spotkań z krajowcami, i to nie tylko takimi, którzy chcieli mi sprzedać jakieś towary, czy oferowali usługi. Lubię takie klimaty:

During 44 years since my first stay in Aswan in 1976, little has changed in the city. The new thing is great Coptic cathedral built opposite colonial "Old Cataract Hotel". Let me remind you that Copts - Christians who do not recognize the sovereignty of the Vatican constitute only a few percent of the Egyptian population. The cathedral is guarded day and night by armed guards, but you can visit it for free:

 

W ciągu 44 lat, które minęły od mojego pierwszego pobytu w Assuanie niewiele się w tym mieście zmieniło. Przybyła wielka koptyjska katedra. Przypomnę, że koptowie - chrześcijanie nie uznający zwierzchności Watykanu stanowią tylko kilka procent egipskiego społeczeństwa. Katedra strzeżona jest dzień i noc przez uzbrojonych wartowników, ale można ją zwiedzać i do tego bez żadnych opłat:

A kind lady-guide led me into an interior that resembles Eastern Rite Christian churches: The altar proper is placed behind an exquisitely carved wooden iconostasis. Only priests are allowed to go behind the iconostasis. The last supper is depicted in the central part of the iconostasis. But there are only eleven apostles in the icon:

 

Życzliwa przewodniczka poprowadziła mnie do wnętrza, które przypomina chrześcijańskie kościoły obrządku wschodniego: Właściwy ołtarz umieszczony jest za wspaniale rzeźbionym drewnianym ikonostasem. Wstęp za ikonostas mają tylko kapłani. W centralnej części ikonostasu przedstawiona jest ostatnia wieczerza. Ale apostołów  na ikonie jest tylko jedenastu:

The first cataract (pictured below) features hundreds of smaller and larger rocky islets. Some of them are inhabited. On one of these river islands, called Kitchener's Island, the British founded a botanical garden back in colonial times. It exists to this day and is often visited by tourists. We also took a rented motorboat there...

 

Pierwsza katarakta (na zdjęciu poniżej) to setki mniejszych i większych skalistych wysepek. Niektóre z nich są zamieszkane. Na jednej z tych rzecznych wysp nazywanej Wyspą Kitchenera jeszcze w czasach kolonialnych Brytyjczycy założyli ogród botaniczny. Istnieje on do dziś i jest chętnie odwiedzany przez turystów. My także popłynęliśmy tam wynajętą motorówką...

The main "avenue" lined with tall palm trees runs the entire length of the island (several hundred meters). In side alleys you can find many rare specimens of other trees, sometimes brought from distant continents. The signs inform about their features and origin. The place is beautiful and well-kept, but I was surprised by the relatively small amount of flowers:

 

Przez całą długość wyspy (to kilkaset metrów) prowadzi wysadzana wysokimi palmami główna aleja. W bocznych alejkach można znaleźć wiele rzadkich okazów innych drzew, sprowadzonych niekiedy z odległych kontynentów. Tabliczki informują o ich cechach i pochodzeniu. Miejsce jest piękne i zadbane, ale zaskoczony byłem stosunkowo niewielką ilością kwiatów:

From Kitchener Island there is a magnificent view of the orange-yellow sand mountains of the west bank of the Nile. When I was there, they looked at each other in the water. It was one of the most beautiful views I have brought from this trip:

 

Z Wyspy Kitchenera otwiera się wspaniały widok na pokryte żółtym piaskiem góry zachodniego brzegu Nilu. Gdy tam byłem przeglądały się one w lustrze wody. To był jeden z najpiękniejszych widoków jakie przywiozłem z tej podróży: 

At the far end of the main alley, there are numerous stalls of souvenir sellers. You can buy beads and perfumes, textiles and leather goods here. And, of course, plastic trash... The Egyptians are masters at deceiving tourists, and the requested initial price usually exceeds the real value of the goods. You need to be able to bargain and not show emotions:

 

U krańca głównej alei rozsiadły się liczne kramy sprzedawców pamiątek. Można tu kupić koraliki i pachnidła, tekstylia i wyroby ze skóry. No i oczywiście plastykową tandetę... Egipcjanie są mistrzami w oszukiwaniu turystów, a żądana cena wywoławcza z reguły wielokrotnie przekracza rzeczywistą wartość towaru. Trzeba umieć się targować i nie okazywać emocji:

A stay in Assuan would be incomplete without a trip to the Great Dam on the Nile, built by the Soviet Union in the early 1970s. It is the largest dam of its kind in the world - it is 111 meters high. A large hydroelectric power plant works here, and the dam itself helps to prevent flooding of the Nile. It is a strategic object, so there is not much to photograph allowed here. Here is a view from the dam down the Nile - at the lake between the Great Dam and the old dam built by the English in the early 20th century:

 

Pobyt w Assuanie byłby niekompletny bez wycieczki na Wielką Tamę na Nilu, zbudowaną przez Związek Radziecki na początku lat siedemdziesiątych. To największa tego rodzaju tama na świecie - ma 111 metrów wysokości. Pracuje tu wielka hydroelektrownia, a sama tama pozwala zapobiegać wylewom Nilu. To obiekt strategiczny, więc niewiele można tu fotografować. Oto widok z tamy w dół Nilu - na rozlewisko między Wielką Tamą i starą tamą zbudowaną przez Anglików na początku XX wieku:

The old dam, built at the beginning of the 20th century, raised the water level in the Nile by at least several meters. This resulted in the flooding of the temple of the goddess Isis. When I was here in 1976, the fragments of the building protruding above the water were admired from.. boats. In later years, it was possible to move the temple block by block to another, higher island. It now stands 25 meters higher, admired by tourists who come to the island by motor boats. The Temple of Isis on Philae Island is included in the UNESCO World Heritage List:

 

Stara tama zbudowana na początku XX wieku podniosła poziom wody w Nilu co najmniej o kilkanaście metrów. Spowodowało to zalanie świątyni bogini Izydy. Gdy byłem tu w roku 1976 wystające ponad wodę fragmenty budowli podziwiano z... łódek. W późniejszych latach udało się przenieść świątynię blok po bloku na inną, wyżej położoną wyspę. Stoi teraz 25 metrów wyżej, podziwiana przez turystów, którzy przypływają na wyspę motorowymi łodziami. Świątynia Izydy na wyspie Philae umieszczona jest na liście World Heritage UNESCO:

The sunsets over the wide-spread Nile are very spectacular. This is what it was like that evening, when we sailed down the river - to Edfu. We passed other ships very rarely. The pandemic has paralyzed tourist traffic in Egypt. In many places on the route I saw moored side to side, three or even four empty, "unemployed" ships... 

 

Zachody słońca nad szeroko rozlanym Nilem są bardzo spektakularne. Taki był i tego wieczoru, gdy płynęliśmy w dół rzeki - do Edfu. Inne statki mijaliśmy bardzo rzadko. Pandemia spowodowała paraliż ruchu turystycznego w Egipcie. W wielu miejscach na trasie widziałem zacumowane burta w burtę po trzy, a nawet cztery puste, "bezrobotne" jednostki...

The next morning in Edfu, we were awakened before sunrise. On the quayside, horse-drawn carriages were waiting, which took us through the waking city to the temple of the god Horus. It's only a 15-minute drive, but it is probably not easy for a walker to get there, because the temple is located in a hollow of the terrain and cannot be seen from a distance. The gigantic and well-preserved pylon (entrance gate) of this temple is second only to that of Karnak. I saw this temple for the first time and it made a big impression on me:

 

Następnego poranka w Edfu obudzono nas przed wschodem słońca. Zamiast śniadania tylko kubek herbaty i w drogę! Na nabrzeżu czekały już konne dorożki, które powiozły nas przez budzące się dopiero miasto do świątyni boga Horusa. To tylko 15 minut jazdy, ale piechurowi zapewne nie jest łatwo tam trafić, bo świątynia stoi w zagłębieniu terenu i z daleka jej nie widać. Gigantyczny i dobrze zachowany pylon (brama wejściowa) tej świątyni  ustępuje tylko temu z Karnaku. Tę świątynię oglądałem po raz pierwszy i zrobiła na mnie duże wrażenie:

We returned to the ship in the same carriages. The owners of the carriages suggest to tourists that they can try to drive. The task is not difficult, because the horse knows the way he has traveled thousands of times. When we reach our destination, the tourist was satisfied, and the coachman stretches out his hand for an additional tip:

 

Na statek wróciliśmy tymi samymi dorożkami przez niezbyt ciekawe miasto. Właściciele powozów sami proponują tu turystom, aby spróbowali powożenia. Zadanie nie jest trudne, bo koń doskonale zna drogę, którą przemierzył już tysiące razy. Gdy docieramy do celu turysta jest zadowolony, a woźnica wyciąga rękę po dodatkowy napiwek:

As soon as all the passengers were on board, we continued our sail down the great river. It is worth being on the open deck during such sailing with a camera or a photo camera. You can capture not only the landscapes of the yellow desert and the green Nile Valley, but also Egyptian boats - felukas, pumps that pump river water into the irrigation channels located above, fishermen and children playing:

 

Gdy tylko komplet pasażerów znalazł sie na pokładzie popłynęliśmy dalej w dół wielkiej rzeki. Warto być podczas takiej żeglugi na otwartym pokładzie z kamerą czy aparatem fotograficznym. Można uwiecznić nie tylko krajobrazy żółtej pustyni i zielonej Doliny Nilu, ale także egipskie łodzie - feluki, pompy tłoczące rzeczną wodę do położonych wyżej kanałów nawadniających, rybaków i bawiące się dzieci:

A railway track and a road run along the eastern bank of the Nile. When I was had a chance to photograph the neglected Aswan Express going south, I remembered how 44 years ago I had traveled on such a crowded train from Assuan to Luxor and further - onward to Cairo:

 

Po wschodnim brzegu Nilu biegną na tym odcinku tor kolejowy i szosa. Gdy udało mi się sfotografować jadący na południe zaniedbany Aswan Express przypomniałem sobie jak 44 lata wcześniej jechałem takim właśnie zatłoczonym pociągiem z Assuanu do Luxoru i dalej - do Kairu:

Already at the beginning of the twentieth century, the first dams were built on the Nile to allow irrigation of new agricultural lands. A lock was built into each dam so that ships could pass. I saw such an old and no longer used lock in Esna (pictured below). Ships still have to pass through this monument. A kilometer further downstream there is a new, active lock, in which we fell 7 meters...

 

Już na początku dwudziestego wieku zbudowano na Nilu pierwsze tamy, które miały pozwolić na nawodnienie nowych terenów rolniczych. W każdą tamę wbudowywano śluzę, aby mogły przepływać statki. Widziałem taka starą i już nie używaną śluzę w Esna (na zdjęciu poniżej). W dalszym ciągu statki muszą przepływać przez ten zabytek. Kilometr dalej jest nowa, czynna śluza, w której opadliśmy o 7 metrów... i popłynęliśmy dalej...

In the afternoon we reached city of Luxor, known for its many ancient monuments. We started our tour of the city from the largest Egyptian temple - the Temple of God Amon in Karnak. The main attraction of this temple is the hypostyle hall with a "forest" of giant columns. The highest of them are 23 meters high... An alley of sphinxes with sheep's heads leads to the entrance gate (pylon):

 

Po południu dotarliśmy do znanego z wielu starożytnych zabytków Luxoru. Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od największej egipskiej świątyni - świątyni Amona w Karnaku. Główną atrakcją tej świątyni jest sala hypostylowa z lasem gigantycznych kolumn. Najwyższe z nich mają 23 metry wysokości... Do bramy wejściowej (pylonu) prowadzi tu aleja sfinksów z baranimi głowami. Również i ta świątynia jest na liście UNESCO:

Our guides also took us to workshops and shops, where we could see the process of making handicrafts and, of course, buy various products (these were, for example, a papyrus factory or a marble factory). The guides collected their "extras" - a percentage of the value of purchases. However, I focused on watching and photographing witnesses to the history of ancient Egypt. The next morning found me in the Valley of the Kings, where 64 tombs of pharaohs and nobles were discovered. As part of the ticket purchased for 240 Egyptian pounds, you can visit 3 tombs of your choice: 

 

Nasi przewodnicy wozili nas także do warsztatów i sklepów, gdzie mogliśmy obejrzeć proces powstawania rękodzieła no i oczywiście kupić różne produkty  (były to na przykład wytwórnia papirusu czy fabryka wyrobów z marmuru). Przewodnicy inkasowali swoją "dolę" - procent od wartości zakupów.      Ja jednak koncentrowałem się na oglądaniu i fotografowaniu świadków historii starożytnego Egiptu. Następny poranek zastał mnie w Dolinie Królów, gdzie odkryto 64 grobowce faraonów i dostojników. W ramach kupionego za 240 funtów egipskich biletu można zwiedzić 3 wybrane przez siebie grobowce:

Only a high mountain ridge separates the Valley of the Kings from the Valley of Deir el Bahari, where the temple of Queen Hatshepsut - the only woman who ruled in ancient Egypt was built in an unusual setting. This place is close to the heart of a Pole, because the reconstruction of the temple was led by Poles for many years:

 

Tylko wysoki górski grzbiet oddziela Dolinę Królów od Doliny Deir el Bahari, gdzie w niezwykłej scenerii zbudowano świątynię królowej Hatszepsut - jedynej kobiety, która panowała w starożytnym Egipcie. Miejsce to bliskie jest sercu Polaka, bo rekonstrukcją świątyni przez wiele lat kierowali Polacy. Do dziś jest tam siedziba Polskiej Misji Archeologicznej:

The program was very intense! On the same day in the afternoon we said goodbye to our ship and within 6 hours by bus we moved back to the coast of the Red Sea. Here, in a slightly neglected, but cheap hotel, I was supposed to spend another week relaxing after the hardships of intensive sightseeing and organizing for myself hiking trips:

 

Program był intensywny! Jeszcze tego samego dnia w godzinach popołudniowych pożegnaliśmy nasz statek i w ciągu 6 godzin autobusem przemieściliśmy się z powrotem na wybrzeże Morza Czerwonego. Tu w nieco zaniedbanym, ale tanim hotelu miałem spędzić kolejny tydzień odpoczywając po trudach intensywnego zwiedzania i organizując sobie piesze wędrówki:

Marsa Alam has the advantage over other Red Sea resorts in that the seaside hotels are far apart - so you can wander the empty stretches of the coast in search of wild, empty beaches and beautiful landscapes. This is what I did, taking obligatory tha hat and  bottle of a water:

 

Marsa Alam ma tę przewagę nad innymi miejscowościami wypoczynkowymi nad Morzem Czerwonym, że nadmorskie hotele usytuowane są w dużej odległości od siebie - można zatem wędrować po pustych odcinkach wybrzeża w poszukiwaniu dzikich, pustych plaż i pięknych krajobrazów. Tak właśnie robiłem:

The beaches here are mostly gravel. But you can watch colorful fish and coral reefs below the water's surface. Many tourists use oxygen scuba diving devices in the warm sea. It is they who catch such shells as in the photo below. Officially, collecting even small shells is prohibited and punishable. They are also not allowed to be taken out: before departing from Marsa Alam, all luggage is screened for shells and corals. Leave them at sea!

 

Plaże są tu w większości żwirowe. Ale pod powierzchnia wody można oglądać kolorowe ryby i rafy koralowe. Wielu turystów nurkuje w ciepłym morzu z aparatami tlenowymi. To oni właśnie wyławiają takie muszle jak na zdjęciu poniżej. Oficjalnie zbieranie nawet małych muszelek jest zabronione i karalne. Nie wolno też ich wywozić: przed odlotem z lotniska Marsa Alam wszystkie bagaże są prześwietlane w poszukiwaniu muszli i korali. Zostawcie je w morzu! 

During my lonely wanderings, I also met fishermen wading in the lagoon, as well as interesting birds. The photo right below shows an Egyptian falcon. Notice that he has a smaller bird in his right claw. Immediately after taking the photo, he began to consume it. It was not a nice view, but unfortunately such are the laws of nature...

 

Podczas moich samotnych wędrówek spotykałem także rybaków brodzących w lagunie, a także ciekawe ptaki. Na zdjęciu poniżej egipski sokół. Zwróćcie uwagę, że w prawym szponie trzyma on upolowanego właśnie mniejszego ptaka. W chwilę po zrobieniu zdjęcia zaczął go konsumować. Nie był to miły widok, ale takie są niestety prawa przyrody...

 

I also had nice meetings with the Egyptians on this trip. In the hotel where I stayed in Marsa Alam, for the first time in my long travel career, I had the "all inclusive" status. This meant that not only meals but also alcoholic drinks were included in the price paid for the room. For economic reasons, however, they were only domestic-produced drinks (Egyptian - not very high-quality) In a bar by the beach they were served by such a nice gentleman, carrying a long to the ground "galabiya". He himself, as a Muslim, does not drink alcohol, so he could not recommend which drinks are better and which are worse:

 

Miałem w tej podróży także miłe spotkania z Egipcjanami. W hotelu w którym mieszkałem w Marsa Alam po raz pierwszy w mojej długiej podróżniczej karierze miałem status "all inclusive".  Oznaczało to, że nie tylko posiłki, ale także napoje alkoholowe wliczone były do ceny płaconej za nocleg. Ze względów oszczędnościowych były to jednak wyłącznie napoje produkcji krajowej (egipskie - niezbyt wysokiej jakości). W barze przy plaży serwował je taki oto sympatyczny jegomość, noszący długą do ziemi "galabiję". On sam, jako muzułmanin alkoholu nie pije, nie mógł więc rekomendować, które trunki są lepsze, a które gorsze:

Every day at tea time, I was able to participate in the coffee ceremony in the traditional way. First, the raw coffee beans were roasted in a small saucepan. Then this nice coffee maker (how else to call him?) was crushing them in a mortar, then pouring boiling water and cooking on coals in a metal jabana - he is holding it in his hand. I brought myself a jabana, but ceramic one from Eritrea. And here, too, the coffee poured from the jabana was thick and almost black: 

 

Codziennie w porze podwieczorku mogłem uczestniczyć w ceremonii przyrządzania kawy w tradycyjny sposób. Najpierw surowe ziarna kawy były prażone w małym rondelku. Potem ten sympatyczny kawiarz (bo jak inaczej go nazwać?) tłukł je w moździerzu, a następnie zalewał wrzątkiem i gotował na węglach w metalowej dżabanie - trzyma ją właśnie w ręku. Przywiozłem sobie taka dżabanę, tylko ceramiczną z Erytrei. I tu i tama nalewana z dżabany kawa była gęsta i niemal czarna: 

The head chef in the hotel restaurant kept portioned butter under the counter - only for special guests (well - such times arrived!). Needless to say, that's how I was treated there. The Egyptians I met were very kind to me, they spoke English less or better, so the contact was easier.

 

Główny kucharz w hotelowej restauracji trzymał porcjowane masło pod ladą - tylko dla specjalnych gości (cóż - takie czasy!). Nie muszę dodawać, że tak właśnie mnie tam traktowano.  Spotykani Egipcjanie byli dla mnie bardzo życzliwi, słabiej lub lepiej mówili po angielsku, więc kontakt był ułatwiony. 

 

When it was time to return to Poland, there were only 23 passengers on the plane. People are clearly afraid to fly during the pandemic! For the first time, in full daylight, I could see the Suez Canal from a bird's eye view, through which I used to sail. And although it was not a difficult journey, it brought me many interesting impressions. And above all, it allowed for a short period of time to forget about wearing a mask and other restrictions related to the coronavirus.

You can watch my amateur video from the first part of this journey here. - it's an experiment :)

 

 

Gdy przyszedł czas powrotu do Polski w samolocie było nas tylko 23 pasażerów. Ludzie widać boją się latać w czas pandemii! Gdy wzięliśmy kurs na północ po raz pierwszy w pełnym dziennym świetle mogłem oglądać z lotu ptaka Kanał Sueski, którym przecież kiedyś płynąłem.       I choć nie była to trudna podróż, to przyniosła mi wiele ciekawych wrażeń. A przede wszystkim pozwoliła choć na krótki okres zapomnieć o chodzeniu w masce i innych ograniczeniach związanych z koronawirusem.

Moje amatorskie nagranie wideo z pierwszej części tej podróży możecie obejrzeć tutaj. - to eksperyment :)

 

     

To my "travel snapshots" from the previous years:                                    

                                                                                 Przejście do migawek z podróży wcześniejszych lat

2019    2018    2017    2016    2015   2014

 

Back do the main directory                                                        Powrót do głównego katalogu