Co zabieram w podróż?
Wojtek Dąbrowski ©Międzynarodowe przepisy o transporcie podróżnych zazwyczaj pozwalają każdemu z nas przewieźć bez dodatkowych opłat 23 kilogramy bagażu i podręczną torbę z drobiazgami i aparatami. 23 kilo to dla jednych mało, dla drugich bardzo dużo. Co zatem warto zapakować?
W czasach gdy podróżowaliśmy z dolarami kupowanymi na czarnym rynku przeżywałem chwile emocji stojąc na Okęciu w kolejce do rejestracji bagażu. Wyładowany konserwami plecak miał wtedy 25, a czasem nawet więcej kilogramów. Każą dopłacić czy nie? - dręczyło mnie zawsze pytanie. Dziś, gdy dewizy są dla nas znacznie tańsze z żywności zabieram na dno plecaka tylko jedną małą puszkę, herbatę, kawę i kilka błyskawicznych zupek do zjedzenia w sytuacjach awaryjnych – na przykład gdy do nieznanego miasta przyjeżdżam w środku nocy. No chyba, że wybieram się do kraju w którym żywność jest ekstremalnie droga lub szlak ma wieść przez bezludzia.
Warto przy okazji pamiętać, że przepisy sanitarne wielu krajów nie dopuszczają wwozu świeżych owoców, wyrobów mięsnych, nabiału a nawet... miodu. Na indeksie celników potrafią się znaleźć takie rzeczy jak kwiaty, nasiona i muszelki. Szczególnie rygorystyczne są pod tym względem Nowa Zelandia i Stany Zjednoczone...
Najwięcej zazwyczaj waży odzież. Uważam, że aby się maksymalnie odciążyć żadnego rodzaju garderoby nie powinno się zabierać w ilości większej niż 2 sztuki (według zasady: jedna na sobie, jedna może być w praniu). Wyjątkiem będą zapewne tylko skarpetki... W zależności od tego, do jakiej strefy klimatycznej się wybieramy różny może być wymagany ubiór. Warto jednak pamiętać, że koszula z długim rękawem przyda się nawet w tropiku (wieczorem – dla ochrony przed komarami). Zaś płócienna czapka będzie chroniła nie tylko przed deszczem, ale i przed słońcem. Przed ulewą ochroni nas lekki i łatwy do zapakowania foliowy płaszcz, a od wiatru cienki anorak z kapturem. Ciepły sweter lub sweatshirt przyda się nie tylko w przypadku załamania pogody, ale także podczas wielogodzinnego lotu w wychłodzonym wnętrzu samolotu.
Pas. Modny jest tzw. money belt z zapinanymi kieszonkami. Praktyczny, pożyteczny, ale w mniej bezpiecznych krajach kusi swoim widokiem potencjalnego złodzieja, bo wiadomo że to właśnie tam turysta nosi pieniądze. Wtedy tylko sztuczny tłok, żyletka do przecięcia i... Sam nie noszę takiego pasa, a na większe pieniądze i paszport doradzam raczej specjalnie doszyte wewnętrzne kieszenie... Rzecz gustu i... doświadczenia.
Rodzaj obuwia zależy od tego dokąd się wybieramy. Dla mnie standardowym kompletem są mocne ale lekkie buty trekkingowe i sandały. Tak, właśnie lekkie sandały – bo nie tylko wieczorem pozwolą odpocząć stopom ale można je także ubrać na spacer po mieście. Nie zajmą nam także w plecaku wiele miejsca. Grzałka. Najlepsza 1000-watowa (czasem sprzedają takie nasi sąsiedzi ze wschodu) bo umożliwi zagotowanie herbaty nawet w tych krajach, gdzie w sieci jest tylko 110 V. Do kompletu półlitrowy kubek, najlepiej metalowy. Uzupełnieniem wszystkich elektrycznych utensyliów, które zabieramy będzie adapter do różnych typów gniazdek (można już takie dostać w naszych sklepach) a także tzw. złodziejka wkręcana do żarówkowych opraw w tych najtańszych hotelach, gdzie oszczędny właściciel nie zaprojektował w pokoju gniazdek sieci elektrycznej.
W grupie dokumentów poza paszportem warto pamiętać o książeczce szczepień, prawie jazdy, legitymacji ISIC i schronisk młodzieżowych, kartach płatniczych i telefonicznych. Kilka wydrukowanych na komputerowej drukarce wizytówek uchroni nas od konieczności gryzmolenia gdzieś na trasie naszego adresu czy e-maila na skrawku gazety. Warto też sporządzić sobie kserokopie biletów i jeden komplet zostawić w domu, a drugi zapakować do plecaka.
Środki higieny i kosmetyki kompletujemy według indywidualnych potrzeb ale na pewno przy wyjazdach do tropiku powinien się wśród nich znaleźć sunscreen przeciw słońcu, spray przeciw komarom i woda kolońska, którą można w potrzebie zdezynfekować małą ranę. Tam gdzie powietrze suche (pustynie ale także np. Grenlandia) bezbarwna pomadka ochroni nasze wargi przed pękaniem. A małe lusterko będzie przydatne także wtedy, gdy wpadnie nam coś do oka.
Mini-apteczka powinna zawierać nie tylko podstawowe medykamenty i plastry dla opatrzenia drobnych skaleczeń ale i odpowiedni do czasu podróży zapas tych leków, których najczęściej używamy w domu. Gdy trasa naszej podróży prowadzi do krajów zagrożonych malarią nie zapomnijcie o tabletkach profilaktycznych. Okulary słoneczne zabezpieczą nasze oczy nie tylko przed silnym słońcem, ale też przed kurzem podczas jazdy odkrytymi pojazdami.
Z drobiazgów warto pomyśleć o większym scyzoryku (noże wzbudzają niepotrzebną sensację przy stanowiskach security control na lotniskach) i małej latarce. Po wydarzeniach 11 września noże, nożyczki i wszelkie ostre przedmioty radzę pakować do głównego bagażu.... Cienka i mocna siatka na zakupy też jest użyteczna bo nie wszędzie jeszcze dają bezpłatne reklamówki. Przyda się turystyczny budzik z zapasową baterią. Nie zapominajmy o zmianie czasu przy przekraczaniu granic! Za to zabieranie jakiejkolwiek biżuterii stanowczo odradzam... Dobry, standardowy zegarek na rękę to jedyna pozycja w tej grupie. W dodatku, gdy idziemy na zatłoczony bazar czy ludną ulicę lepiej zdjąć go z ręki i schować do kieszeni, a torbę czy mały plecaczek przesunąć na brzuch.
Jeżeli w założeniach wyprawy jest biwakowanie w terenie to do naszej listy dochodzi cały rozdział z niezbędnym ekwipunkiem; namioty, karimaty, pojemniki na wodę, kuchenki. Zanim jednak zdecydujecie się na tą formę noclegów warto pamiętać, że ma ona uzasadnienie na ogół tylko wtedy, gdy dysponujemy własnym środkiem transportu, gdy czeka nas piesza trasa trekkingowa lub gdy jedziemy do kraju, gdzie miejscowa kultura dopuszcza kamping. W przeciwnym razie może się okazać, że w upale nadźwigamy się ekwipunku, a nocować i tak będziemy w tanich guesthouse bo w dużym mieście nie ma gdzie rozbić namiotu, a za miastem jest niezbyt bezpiecznie.
Śpiwór – w zależności od przewidywanych warunków klimatycznych puchowy, z anilany, flaneli lub w ostateczności bieliźniany – uszyty ze złożonego prześcieradła. Ten ostatni wariant ma zastosowanie nie tylko dla tropiku ale także wtedy, gdy w rozwiniętych krajach zamierzamy korzystać ze schronisk młodzieżowych. Posiadanie własnego “sheet sleeping bag” uchroni nas wtedy przed dodatkowym wydatkiem na wypożyczenie pościeli. Zapobiegliwi podróżnicy udający się do tropiku dodają do tego moskitierę – kupioną w specjalistycznym sklepie lub zmajstrowaną samemu z gazy lub gęstej nylonowej firanki. Patyki do rozpięcia moskitiery zazwyczaj znajdziemy na miejscu, ale warto zabrać z domu kawałek mocnego sznurka.
Filmy do aparatu i taśmy do kamery. Lepiej je wyjąć z kartonowych opakowań (duże ilości takiego zapakowanego “towaru” nie podobają się celnikom w krajach trzeciego świata). Warto je ponumerować aby móc ocenić w każdej chwili zaawansowanie zużycia całego zapasu. A ilość potrzebnych filmów ustalam na podstawie przewodnikowej atrakcyjności odwiedzanych krajów dodając jeden film rezerwowy na każdy tydzień podróży. Aparaty noszę w podręcznej torbie zwisającej na ramieniu – razem z drobiazgami i małą, płaską butelką na wodę.
Notatnik z którego nie wypadają kartki. Podpisany adresem i prośbą po angielsku, aby w przypadku znalezienia odesłać właścicielowi. Najlepiej formatu zeszytu do słówek, w twardych okładkach. Z każdego dnia warto zapisać choć kilka zdań. Po latach pomogą odtworzyć w pamięci te niezapomniane chwile... Ostatnie strony notatnika można przeznaczyć na bilansowanie wydatków... Do tej samej kieszeni warto zabrać mały kalkulator, który nie tyko ułatwi nam przeliczanie walut, ale pomoże także uzgodnić cenę ze sprzedawcą nie znającym angielskiego.
Nie zapomnijcie też zabrać kilku drobiazgów na upominki: plakietek, znaczków, breloczków którymi można się na trasie odwdzięczyć za gościnę czy pomoc. Ale stanowczo występuję przeciwko rozdawaniu garści cukierków czy długopisów afrykańskim dzieciom. To dzięki takiemu postępowaniu zagraniczny turysta nagabywany jest na każdym kroku o prezenty... Jeżeli koniecznie chcecie wspomóc Afrykę to te długopisy dajcie raczej ich nauczycielowi.
Dziś jestem zwolennikiem podróżowania “na lekko” i nawet gdy wybieram się w podróż dookoła świata mój plecak nie waży więcej niż 20 kilo. Dla ochrony przed zabrudzeniem i złodziejami wyciągającymi drobiazgi z kieszeni na czas transportu lotniczego wkładam go do ortalionowego worka lub zapinam na nim specjalnie uszytą “sukienkę” z jakiejś mocnej tkaniny. Mała kłódka pozwoli przypiąć plecak do półki w przedziale pociągu lub zamknąć nasz pokój w tanim hoteliku. Na zakończenie przypominam o umieszczeniu zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz plecaka zawieszki z nazwiskiem, adresem i telefonem! W ciągu ponad 40 lat podróżowania linie lotnicze gubiły mój bagaż już kilkanaście razy...
Szczęśliwej podróży!
Wojtek Dąbrowski ©
Powrót do głównego katalogu Przejście do strony "Moje podróże"