Wojciech Dąbrowski - Wyspa Wielkanocna |
Teorii dotyczących pochodzenia mieszkańców tej wyspy jest wiele: jedni uważają, że przybyli oni z Polinezji, inni - w tym znany badacz Thor Heyerdahl - że z Ameryki Południowej. Jedno jest wszakże niepodważalne: że osiedlili się na jednej z najbardziej odosobnionych wysp świata i że przed wiekami stworzyli tam kulturę, która do dziś pozostaje jedną z najbardziej fascynujących zagadek historycznych... |
Na pokonanie blisko czterech tysięcy kilometrów dzielących kontynent południowoamerykański od niezwykłej wyspy odrzutowiec potrzebuje aż pięciu godzin. Nużąca to podróż - pod skrzydłami jak okiem sięgnąć tylko bezkresny granat Pacyfiku. Kiedy w końcu schodzimy do lądowania jest już ciemno, a przez iluminator widać w dole tylko nieliczne światełka. Siadamy na pasie, który swoją dobrą jakość zawdzięcza tylko temu, że jest zapasowym lądowiskiem dla amerykańskich promów kosmicznych. Samolot kołuje do małego terminalu, a gdy w końcu otwierają drzwi uderza w nas wilgotne ciepło tropiku i jakieś nieznane zapachy. Przed terminalem czekają miejscowi, by zabrać do swoich domów tych turystów, których nie stać na drogi hotel. Dla dwóch tysięcy ludzi zamieszkujących dziś na wyspie głównymi źródłami utrzymania są obsługa ruchu turystycznego i rolnictwo. W większości są to Polinezyjczycy, mówiący dialektem niepodobnym do żadnego europejskiego języka, nazywający swoją wyspę i siebie Rapa Nui. | |
Pierwszymi Europejczykami, którzy ujrzeli Rapa Nui byli holenderscy żeglarze z okrętu dowodzonego przez Jacoba Roggevereena. Było to w niedzielę Wielkiej Nocy 1722 roku. Nazwali ją z tej okazji Wyspą Wielkanocną, nie świadomi tego, że następny skrawek lądu zobaczą dopiero 2000 kilometrów na zachód. Jeszcze zanim zeszli na ląd dojrzeli ustawione na bezleśnym wybrzeżu szeregi gigantycznych, kamiennych posągów. Stały zwrócone plecami do morza. W 52 lata później wyspę odwiedził Anglik - kapitan Cook. Zastał wszystkie figury przewrócone twarzami do ziemi. W takiej pozycji przetrwała większość z nich do naszych czasów. Nikt do dziś naprawdę nie wie, jaki kataklizm powalił wtedy posągi. Naukowcy przypuszczają, że przewrócono je podczas walk miedzy klanami zamieszkującymi wyspę | |
Rano wyruszam na zwiedzanie. Rapa Nui ma kształt trójkąta, z kraterami wygasłych wulkanów położonymi w jego wierzchołkach. Podstawa tego trójkąta ma około 24 kilometrów, a wysokość blisko 12. I choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że w ciągu kilku dni da sie tą wyspę zwiedzić pieszo to okazuje sie, że jest to tylko częściowo realne. Jedyna osada na tym skrawku ziemi - Hanga Roa leży w jego zachodniej części i po to, aby dotrzeć z niej pieszo do ciekawych miejsc najdalej wysuniętych na wschód, zwiedzić je i wrócić nie wystarczy jednego dnia. Na tą najdalszą wycieczkę trzeba wynająć samochód i zabrać ze sobą odpowiedni zapas wody, bo jest piekielnie gorąco, a po drodze nie ma żadnego zaopatrzenia. Cały skromny handel i gastronomia wysepki zgrupowane są w Hanga Roa. | |
-Ta czerwona droga doprowadzi cię do cmentarza. A jak już tam dojdziesz, to na prawo zobaczysz Ahu Tahai! - instruuje mnie moja gospodyni z Pension Tahai. Zobaczyłem! Moje pierwsze moais - bo tak miejscowi nazywają posągi - stały na samym brzegu, zwrócone tyłem do spienionego morza. Samotne, milczące i zagadkowe... Twórcy posągów ustawili je na brzegu na ułożonych z kamiennych bloków podestach, czy też ołtarzach nazywanych ahu. Tego nie pisze się już w kolorowych turystycznych prospektach, ale tylko kilka zrujnowanych ahu przywrócono dziś do dawnej świetności. Turysta przylatujący na wyspę nie zdaje sobie zazwyczaj sprawy, że posą gi podniesione do pozycji pionowej znajdzie tylko w kilku punktach wybrzeża, w sumie stoi ich obecnie na różnych ahu nie wiecej niż 50. Ale i ta ilość wystarczy, by zrobić na przybyszu wrażenie. |
|
Najdłuższy szereg moais znalazłem na Ahu Tongariki. Stało ich tu chyba aż 15. Najlepiej zachowane i najbardziej malowniczo usytuowane są jednak posągi stojące przy Anakenie - jedynej piaszczystej plaży na wyspie. Kilka z nich dżwiga dodatkowo na głowach wykonane z czerwonego kamienia cylindryczne kapelusze pukao. Anakena to w surowym pejzażu Rapa Nui prawdziwie rajski zakątek. Bo Wyspa Wielkanocna uważna jest wprawdzie za część Polinezji, ale jej krajobraz kłóci się z tradycyjnymi wyobrażeniami przedstawiającymi wyspy okolone złotymi piaszczystymi plażami i pokryte palmowymi gajami. Tutaj wszędzie z wyjątkiem Anakeny brzegi są skaliste i niegościnne. A jedyny zagajnik palmowy znajduje się właśnie przy tej plaży. Poza tym wyspa jest bezleśna; czyżby wszystkie drzewa zużyto niegdyś do transportowania posągów? | |
Tajemnicze moais są dziś magnesem przyciągającym turystów z całego świata. Bo też nie ma na naszym globie drugiego podobnego miejsca. Policzono, że na całej wyspie posągów jest przeszło sześćset, z tego około 150 porzucono przed wiekami w kamieniołomie Rano Raraku, gdzie rodziły się figury. Rano Raraku (na zdjęciu obok) to dawno wygasły wulkan. Kiedy patrzyłem na niego z dużej odległości nie domyślałem się jeszcze, ze punkciki rozrzucone na trawiastych zboczach to porzucone przed wiekami posągi... Z nieznanych przyczyn (bunt?) pewnego dnia robotnicy przerwali katorżniczą pracę w kamieniołomie... | |
Jedne posągi pozostawiono na wpół zasypane ziemią, leżące lub sterczące w pozycji pionowej (patrz następne zdjęcie), a inne jeszcze nie oddzielone od kamiennego monolitu górskiego zbocza - jak ten obok. W grupie tych ostatnich jest największy spośród posągów, mający 21,5 metra długości - nigdy nie odcięty od podłoża. Wizyta w kamieniołomie pozwala docenić ogrom pracy, którą wkładano niegdyś w wyciosanie i przetransportowanie każdego posągu. Tu warto spędzić nawet kilka godzin... | |
Waga kolosów dochodziła nawet do stu ton! A mieszkańcy Rapa Nui używali przecież do ich obróbki tylko narzędzi z obsydianu - twardego, szklistego kamienia wydobywanego z wygasłych wulkanicznych kraterów. Nie znali koła i tajemnicą pozostaje, jak kamienne kolosy wędrowały z kamieniołomu na wybrzeże. Jedna z teorii sugeruje, że używano do tego celu rodzaju kroczacego dźwigu pod którym w pozycji poziomej podwieszony i następnie przesuwany krokami był posąg. Ustawianie posągów do pozycji pionowej na wybrzeżu odbywało się - według innej teorii - przez podsypywanie pod figurę z jednej strony coraz wyższej warstwy skalnego gruzu. Po ustawieniu posągu powstałą w ten sposób górkę usuwano. Zaś kapelusze pukao od początku przywiązane były do głowy posągu... |
|
Wszystkie ahu stoją na wybrzeżu oceanu - z wyjątkiem jednego - Ahu Akivi, które wzniesiono w głębi lądu. Przywrócone do pozycji pionowej posągi stoją tu w szeregu (patrz zdjęcie obok) - i wcale nie plecami do oceanu, jak ich bracia z innych ahu. Obok są warte odwiedzenia podziemne groty, w których prawdopodobnie chronili się tubylcy, a całość jest w zasięgu kilkugodzinnej pieszej wycieczki z Hanga Roa. |
|
Największe z nich ważą po kilka ton... To leżące obok posągów kapelusze pukao. Wycinano je z czerwonego, porowatego kamienia w innym kamieniołomie, który położony jest również w pobliżu Hanga Roa. Dopiero za drugim podejściem dotarłem do tego miejsca - na wyspie nie ma drogowskazów, a wszystkie drogi z wyjątkiem szosy Honga Roa - Anakena są traktami szutrowymi... | |
Na zachód od stolicy wyspy wznoszą się łagodnie stoki wulkanu Rano Kau. Przy dużej dozie samozaparcia można się wspiąć pieszo biegnącą zakosami szutrową drogą aż na krawędź kaldery, która pozostała po dawnym kraterze. Warto! Jest to jedno z najbardziej malowniczych miejsc na wyspie. Cienka, wyszczerbiona ściana kaldery oddziela jej wypełnione deszczową wodą wnętrze od szafirowego oceanu - widać to dobrze na sąsiednim zdjęciu... Na dole w kalderze rośnie sitowie... | |
Na tym górskim grzbiecie zachowały się zbudowane z płaskich kamieni domostwa dawnych mieszkańców wyspy: schrony, których podstawa miała kształt dużej łodzi. Domostwa pozbawione były okien, wchodziło się do nich, a właściwie wczołgiwało przez niewielkie otwory pozostawione na poziomie gruntu. Zachowało się kilka takich domostw - jedno z nich odkryto, aby bez czołgania turyści mogli zobaczyć, jak taki dom wyglądał w środku... | |
W dole, pod trzystumetrową stromizną szumi ocean, pieniąc się przy brzegach trzech niewielkich, skalistych wysepek, odległych o kilkaset metrów. Zgodnie z przekazywaną z pokolenia na pokolenie tradycją to tu odbywały się co roku rytualne wyścigi, które miały wyłonić śmiałka piastującego przez kolejny rok miano człowieka-ptaka. Zadaniem zawodników było przepłynięcie na wysepkę, odnalezienie tam jajka rzadkiego gatunku mewy i powrót do osiedla na wysokiej krawędzi krateru. Bardzo sugestywnie pokazano te wyścigi w znanym i u nas filmie “Rapa Nui”. Kilka lat temu wydawało się, że zrealizowane z rozmachem dzieło ściągnie w następstwie na Wyspę Wielkanocną tłumy turystów. Przewidywania niezupełnie sie sprawdziły. Wyspa leży zbyt daleko od uczęszczanych szlaków komunikacyjnych. Napływ turystów skutecznie ogranicza ilość rejsowych samolotów LAN Chile przemierzających południowy Pacyfik - lądują tu one zaledwie 2-3 razy w tygodniu. |
|
Informacje praktyczne: Jedyną możliwość dotarcia na Wyspę Wielkanocną stwarzają samoloty wspólnego serwisu linii LAN Chile i australijskiego Quantas z Santiago lub Tahiti. Cena biletu powrotnego wynosi ok. 600 USD. Od niedawna wyspa może być także przystankiem na trasie podróży dookoła świata oferowanej przez linię British Airways i jej partnerów (wtedy za podróż okreżną zapłacimy ok. 2400 USD - więcej na temat takiej podróży na mojej oddzielnej stronie DOOKOŁA ŚWIATA). Językiem urzędowym jest hiszpański. Osoby obsługujące ruch turystyczny znają zazwyczaj lepiej lub gorzej język angielski. Przez cały rok na Wyspie Wielkanocnej jest gorąco i wilgotno. Pora chłodna to okres naszego lata. Najlepszy okres na wyjazdy: styczeń i luty, gdy jest wprawdzie gorąco, ale nieco mniejsze jest prawdopodobieństwo opadów. Najwięcej deszczu spada zwykle w maju. Ceny: Na samotnej wyspie jest drogo - za noc w hotelu zapłacić trzeba minimum równowartość 40 USD od osoby, w kwaterze prywatnej (residencial lub pensione) - 20 USD. Tamże dwa posiłki dziennie: 5000 pesos. Wynajęcie samochodu na jeden dzień - od 30 USD. Chleb - 1000 pesos za kilogram, puszka pepsi - 800 pesos, pocztówka - 250 pesos. 1 USD = około 450 pesos. Wojciech Dąbrowski © |
Wybieracie się na Wyspę Wielkanocną? Napiszcie proszę po powrocie o Waszych wrażeniach! Mój e-mail - w głównym katalogu serwisu
Więcej o autorze i jego podróżach można przeczytać wybierając jeden z poniższych linków: