|
Zanzibar - Wojciech Dabrowskii |
S ułtanat Zanzibaru pozostawał brytyjskim protektoratem aż do 1963 roku, kiedy to uzyskał niepodległość. Na krótko. Rok później w drodze zamachu stanu sułtana obalono, by wkrótce utworzyć ludową republikę i zjednoczyć się z Tanganiką, tworząc państwo Tanzania. Jeszcze i dziś jak w kolonialnych czasach Zanzibar nazywany jest często "Spice Island" czyli Wyspa Korzeni, Wyspa Przypraw. A to dlatego, że jak dawniej są tu wciąż jeszcze plantacje z których pozyskuje się goździki, gałkę muszkatołową i cynamon. Wyspa Przypraw ma rozmiary mniej więcej 15 na 40 kilometrów i bardzo kiepskie drogi po których nieregularnie kursują sfatygowane minibusy i furgony dalla-dalla - odpowiedniki kenijskich matatus... |
||
To
co mnie zachwyciło na tej wyspie to odrzwia starych domów - prawdziwe arcydzieła
arabskiej snycerki. Często bardzo zaniedbane, ale wciąż budzące podziw dla
niezwykłego kunsztu tutejszych rzemieślników. Błądząc w labiryncie Stone Town
można znaleźć ich jeszcze sporo. Turyści mogą zamieszkać w sąsiedztwie tych wspaniałości - w jednym z kilku guesthouses, gdzie za pokój ze śniadaniem, wiatrakiem i moskitierą płaci sie od 10 USD (single) do 15 USD (double). Podczas mojego pobytu na wyspie wymagano, aby za noclegi płacić w dolarach amerykańskich, a nie w miejscowych szylingach... |
|||
Najlepsze i w miarę puste plaże znajdziecie na wschodnim wybrzeżu. Przy niektórych można spać w prymitywnych (bez światła) guesthousach. Na obszarze wyspy rozrzuconych jest także sporo ruin - np Maruhhubi Palace - dawny harem i jaskinie, gdzie przetrzymywano niewolników. Ale zwiedzać wyspę poza samym miastem Zanzibar jest trudno ze względu na kiepską komunikację - rozsądnie chyba dołączyć do jednej z organizowanych wycieczek, podczas których oprócz ruin i jaskiń zwiedza sie także plantacje goździków i innych przypraw. Taka wycieczka kosztuje tu 20-30 USD... | |||
Mnie Zanzibar kojarzył się zawsze z goździkami. Niegdyś był największym w świecie ich producentem - szacowano, że aż 75 procent światowej produkcji z pochodziło tej właśnie wyspy. Gdy w Indonezji powstały konkurencyjne plantacje tej przyprawy i popyt na goździki zmalał na Zanzibarze zaczęto rozwijać także produkcję kopry, cynamonu, pieprzu, cukru trzcinowego i cytrynowej trawy. Dzięki temu nazwa "Spice Island" jest wciąż prawdziwa. Wyruszam przez miasto w kierunku bazaru z nadzieją że właśnie tam znajdę produkowane tu słynne korzenie. | |||
Przeciętnemu Polakowi goździki kojarzą się zazwyczaj z tylko z kompotem, lub zupą owocową, do której nasze mamy wrzucały garść aromatycznych “korzeni”. Okazuje się jednak, że goździki z Zanzibaru po przetworzeniu stosowane są także jako zapachowy dodatek do papierosów, perfum, mydeł toaletowych i pasty do zębów. W chwili obecnej największe ilości tego pachnącego towaru eksportuje się do Indonezji, gdzie starte na proszek stosowane są jako aromatyczny dodatek do tytoniu. | |||
Wędrując dalej wzdłuż Creek Road w kierunku północnym docieram do stacji autobusów. Ta dumna nazwa jest myląca - tutejsza Bus Station to zaledwie wyboisty plac zastawiony furgonetkami, które na skrzyni mają dwie twarde ławki umocowane wzdłuż burt i chłopaka - konduktora, który wisi podczas jazdy na tylnym zderzaku. Złożone obok oczekujących samochodów w obłokach kurzu leżą tu przeznaczone na sprzedaż snopki trzciny cukrowej, papaje i sterty obranych kokosów. Czarni chłopcy z koszy umocowanych na rowerach sprzedają bułki. | |||
Właściwy targ mieści się w pokrytym rdzewiejącą blachą, starym i przysadzistym budynku, w którego jednym skrzydle handlarze oferują ryby, a w drugim mięso. Przechodząc pospiesznie przez duszne wnętrze podziwiam, jak mogą wytrzymać wśród rojów much i niesamowitego fetoru bijącego od rozkładającego się w upale towaru. Umykam przed tą wonią na dziedziniec - do kramów z warzywami i owocami. Te pierwsze reprezentowane są przez rozłożoną na płachtach paprykę i korzenie kassawy czyli manioku, które piecze się tu w ulicznych grillach jak u nas kiełbaski. | |||
Dalej leżą kiście bananów i koszyki wypełnione cytrusami. Na targu kupić oczywiście można także i przyprawy: pakowane w foliowe woreczki zwitki cynamonowej kory, laski wanilii i goździki. Ale korzenie nie są tu wcale artykułem pierwszej potrzeby i straganów oferujących taki pachnący towar jest zaledwie kilka. W godzinach przedpołudniowych bazar jest na pewno najbardziej ruchliwym punktem miasta. Wzdłuż kramów przesuwa się sznur kupujących: kobiety w czarnych strojach arabskich i barwnych afrykańskich kangach, mężczyźni w białych, haftowanych czapeczkach i często w długich, sięgających ziemi koszulach. | |||
Ludzie pospiesznie odwracają się, widząc wycelowany w siebie obiektyw aparatu - przywieziona przez dawnych władców z Omanu muzułmańska obyczajowość wciąż ma jeszcze duży wpływ na tutejszy styl bycia |
|||
Poza bazarem jest w Zanzibarze jeszcze drugie miejsce, które tętni życiem.... Niewielki porcik pełni rolę ważnego węzła transportowego, przez który przepływa zaopatrzenie przeznaczone nie tylko dla samej wyspy, ale i dla mniejszych skrawków lądu rozsianych wzdłuż wybrzeża Tanzanii. Worki, skrzynie i kartony wędrują najpierw ze statków na ciężarówki, a następnie do składu. Często jednak taka stara lora skręca tuż za portową bramą ku nabrzeżom innego basenu - do dhow harbour. Okazuje się bowiem, że o krok od portu handlowego wciąż egzystuje tu przystań starych, pękatych arabskich łodzi o drewnianych kadłubach i daszkach z grubej warstwy palmowych liści pokrywających ich miniaturowe ładownie. | |||
Po angielsku nazywają je dhows. Niegdyś na ich pokładach odpływały na północ słoniowe kły i kosze z przyprawami. Dziś półnadzy i spoceni robotnicy ładują na nie worki z cukrem i mąką, płaty blachy używanej na dachowe pokrycia i deski. Głośna muzyka płynąca z tranzystorowych odbiorników miesza się z okrzykami kulisów i nadzorców liczących worki. Pod względem malowniczości dhow harbor w Zanzibarze można porównywać chyba tylko ze starym portem Sunda Kelapa w Dżakarcie. | |||
Na skraju Stone Town znajdował się kiedyś targ niewolników, na którym pojmanych we wnętrzu Afryki Murzynów sprzedawano arabskim handlarzom. Ze starych kronik wiadomo, że w połowie XIX wieku przepływało ich rocznie przez Zanzibar około 40 tysięcy. Proceder praktykowano aż do końca XIX wieku, kiedy ukrócili go Brytyjczycy wznosząc następnie w środku targowego placu wielką, pustą dziś katedrę. W piwnicach jednego z przyległych budynków turyści mogą oglądać ciasne pomieszczenia, w których przetrzymywano “żywy towar” przed wystawieniem go na sprzedaż. | |||
Po zniesieniu niewolnictwa i zbudowaniu na początku naszego stulecia dużych portów w pobliskiej Mombasie i Dar-es-Salam Zanzibar nigdy już nie odzyskał swojego dawnego znaczenia. Ale mimo tego wciąż pozostaje jednym z najbardziej fascynujących miejsc na wschodnim wybrzeżu Afryki... I tak oto dobrnęliśmy do końca opowieści o mojej podróży do egzotycznego Zanzibaru. Mam nadzieję, że moje zdjęcia i informacje pomogą Wam podjąć decyzję: Tam warto pojechać! Wojciech Dąbrowski |
|||
Kliknij tutaj, aby przejść do mapki Zanzibaru na początku strony |
Powrót do strony "Kraje i krajobrazy"
Przejście do strony "Moje podróże" Powrót do głównego katalogu