Wojciech Dąbrowski - Grenlandia |
Ilekroć przelatywałem ponad wielką, białą plamą Grenlandii w drodze do Ameryki zastanawiałem się, czy tam w ogóle istnieje życie... Pewnego dnia wyruszyłem to sprawdzić... Wjechałem, a właściwie wleciałem do Grenlandii "tylnymi drzwiami". Duże lotniska, które mogą przyjmować odrzutowce z turystami z Europy to Kangerlussuaq (SFJ) i Narsarsuaq (UAK) - na zachodzie i południu wyspy. Ja tymczasem przyleciałem małym ATR-em wypełnionym jednodniowymi turystami z Islandii do Kulusuk - wioski na pustym i niegościnnym wschodnim wybrzeżu. Kulusuk zawdzięcza swoje szutrowe lądowisko Amerykanom, którzy w latach zimnej wojny mieli tu stację radarową. | ||
Moje pierwsze wrażenie z Grenlandii to kryształowo czyste powietrze. Z lądowiska do wioski Kulusuk jest jakieś 2 km, które można pokonać pieszo lub na sankach psiego zaprzęgu (za 100 duńskich koron, które są tu w obiegu). Wioska jest maleńka i bardzo malowniczo położona. Małe, kolorowo malowane drewniane domki stoją na zboczu wzgórza ponad zalodzona zatoką. W tej scenerii ubrana w "ludowy" strój starsza Inuitka (tak teraz nazywa się Eskimoskę) tańczy dla nas taniec z bębenkiem. | ||
W Kulusuk, a także w osadach na północ od koła podbiegunowego wciąż mieszka więcej psów niż ludzi. Pieski oczywiście pracują w tradycyjnych zaprzęgach, ciągnąc wytrwale sanki z zaopatrzeniem, a czasem także z turystami . Są nie bardzo zadbane (jak zadbać o taką ilość psów?) i karmione głównie suszonymi rybami. A poza sezonem nudzą się przywiązane wokół domostw lu do skałek na peryferiach inuickich osad. | ||
Moja torba - kupiona niegdyś w gorącym Paragwaju wzbudzała zawsze duże zainteresowanie sympatycznych szczeniaków wałęsających się wokół domów. Psy Inuitów są bardzo towarzyskie i mają respekt dla człowieka. Gdy w Ilulissat wychodziłem w góry przyplątał się taki jeden - zerwany z postronka i wiernie mi towarzyszył podczas 6-godzinnej pieszej wędrówki ! Naprawdę żal było się rozstawać! | ||
Lodowa czapa Grenlandii |
Grenlandia - ta największa ponoć wyspa świata (2 mln km2 przy Polsce - 312 tys.) jest w 85 procentach pokryta stałą i grubą czapą lodową. Tylko obrzeża tej czapy wolne są od lodu i zamieszkane. Na całej tej nadającej się do życia powierzchni (wciąż większej od powierzchni Polski) mieszka tylko 55 tysięcy ludzi - tyle ile w naszym prowincjonalnym miasteczku. Pomiędzy osiedlami na wybrzeżu nie ma oczywiście żadnych dróg - jak trzeba, to podróżuje się do znajomych samolocikiem, helikopterem, stateczkiem. | |
A jeśli do celu jest niedaleko - to podróż odbywa się tradycyjnie - kajakiem lub psim zaprzęgiem. Zapotrzebowanie na przewozy jest tak małe, że samolocik w poprzek wyspy (z Kulusuk -KUS do Kangerlussuaq- SFJ) lata tylko raz na tydzień. I nie zdziwcie się, że z połowy kabiny będą usunięte siedzenia i będą tam leżeć sterty kartonów z zaopatrzeniem. | ||
|
Tak wygląda lodowa czapa Grenlandii na satelitarnym zdjęciu |
|
A to już zachodnie wybrzeże Grenlandii z lotu ptaka - koloryt wody niesamowity, ale góry lodowe latem widać dopiero na północ od Sisimiut. Aby zrobić takie zdjęcie trzeba mieć szczęście - pogoda jest tu bardzo zmienna. Pół godziny później byliśmy już nad zamglonym lotniskiem. Blisko godzinę krążyliśmy nad nim - potem zawróciliśmy tam, skąd samolot wystartował. Po dwóch godzinach polecieliśmy jeszcze raz - i tym razem udało się wylądować. | ||
Bo aby
zobaczyć tą Grenlandię z naszych wyobrażeń: granatowe, gładkie jak lustro wody w
których pływają góry lodowe trzeba dotrzeć na północ - przynajmniej do Illulisat.
Moim zdaniem można darować sobie stolicę, ale tutaj trzeba być ! Osada (około 4 tysięcy mieszkańców i nieco więcej psów) leży nad Zatoką Disko - pełną pływającej kry i gór lodowych. Krajobrazy są fantastyczne |
||
|
Illulisat na satelitarnym zdjęciu. Na południe od miasteczka widać wielki, biały jęzor lodowca spływający do oceanu i góry lodowe, które oddzieliły się od jego czoła. |
|
Maszerując pieszo (jako jedyny z pasażerów) z lotniska do odległej o kilka km osady podziwiałem skaliste mini-fiordy i pływające po zatoce góry lodowe. Wokół Zatoki Disko i na jej wyspach są rozsiane kolejne (mniejsze) osady do których w sezonie letnim można dotrzeć stateczkiem. O dziwo w Grenlandii są schroniska młodzieżowe (płaci się 180-200 koron za noc): ogrzewane, z dobrze wyposażonymi kuchniami, ale śpiwór trzeba mieć... | ||
W Ilulissat są dwa duże i dobrze zaopatrzone supermarkety (drogo - kilo chleba 6 USD!),
a rano na maleńkim bazarze w centrum osady sprzedaje się ryby i ... mięso fok, na
które Inuici polują dziś z łodzi ze sztucerami i dubeltówkami. Jadłem takie
mięso z grilla - bardzo smaczne, przypomina wątróbkę. W
Ilulissat jest biuro informacji turystycznej (odpowiadają nawet na e-maile) a w nim
sklepik z pamiątkami, gdzie na podłodze leży stos ładnie wyprawionych foczych skór.
Za jedną skórę chcą ok. 50 USD i dla turystów z zachodu nie jest to drogo, tyle, że
zabranie takiej skóry do większości państw zachodnich jest próbą przemytu
kontrabandy - w ramach ochrony środowiska zabrania się wwozu. Inuici jednak też muszą
z czegoś żyć - poza fokami mają tylko ryby. Faktem jest, że fok ubywa -podczas
tygodniowego pobytu żyjących na wybrzeżu fok nie widziałem wcale - to nie Antarktyka!
Focze mięso na bazarze w Ilulissat |
||
Ilulissat leży u nasady półwyspu - po jego drugiej stronie spływa z gór do granatowego morza w tempie 30 m na dobę wielki lodowiec - ponoć najbardziej produktywny poza Antarktyką. To on, cieląc się bez przerwy rodzi te góry lodowe, które pływają po zatoce i jej okolicach. Na drugą stronę półwyspu najlepiej wybrać się pieszo i bez przewodnika, aby mieć dość czasu na podziwianie scenerii. Zarezerwujcie sobie minimum pół dnia ! | ||
A to jedna z większych gór lodowych jakie tam widziałem - fotografowana ze wzniesienia na końcu półwyspu. Ma jakieś 400 metrów długości i 30 wysokości. A ponieważ tylko 1/8 takiej góry wystaje ponad wodę, to wyobraźcie sobie, ile lodu kryje się w głębinach ! Właściciele kutrów i motorówek z Ilulissat oferują wycieczki do fiordu i po zatoce - ale trzeba zebrać małą grupę i ceny rozpoczynają się na poziomie 50 USD od osoby - Grenlandia jest droga! | ||
Coś, na co warto poświęcić te 50 USD to na pewno rejs kutrem do czoła lodowca - o północy. Latem w okresie od połowy maja do końca lipca słońce w Ilulissat nie zachodzi. A o północy wspaniale barwi czoło lodowca, uformowane w fantazyjne mury, baszty i iglice. A czoło lodowca ma do 80 metrów wysokości... Taki rejs trwa około dwóch godzin i jeśli tylko pogoda jest odpowiednia, to pozostawia niezwykłe wspomnienia! Ale ubierzcie się ciepło - rękawiczki są konieczne! | ||
Inuickie nazwy, używane obecnie w Grenlandii (zamiast duńskich) są trudne do wymówienia... Oqartsut - typowa mała wioska na północ od Ilulissat. Kilkudziesięciu zaledwie mieszkańców. Chodzą w dżinsach i ortalionowych kurtkach. Małe, kolorowe domki na skale. Żyją z rybołówstwa i polowań na foki. Latem w niszach między skałami pojawia się trochę mizernej trawy - dojazd tylko łodzią, a zimą także psim zaprzęgiem. | ||
Z
Ilulissat płynąłem na południe, wzdłuż wybrzeża promem, który zawijał po
drodze do kilku portów. Są na tyle małe, ze podczas 1-2 godzin postoju można zobaczyć
w takiej osadzie najciekawsze obiekty. Niektóre postoje wypadają w środku nocy, ale
latem i tak jest widno! Kangamiut - inuickie domki na skale - jedyny port na trasie, gdzie nie ma przystani i pasażerów na prom dowozi się motorówką... |
||
Najtańszym sposobem podróżowania w tym drogim kraju są właśnie rejsy promami wzdłuż zachodniego wybrzeża. Zainteresowanie jest jednak tak duże, że aby zdobyć miejsce trzeba je rezerwować na pół roku naprzód. I tu moje odkrycie: rejsy promów wprowadzone są pod symbolem przewoźnika GL do systemów rezerwacyjnych linii lotniczych. Taką rezerwację może wam zatem zrobić każdy agent sprzedający w Polsce bilety lotnicze! | ||
Widok Kangerlussuaq ze skały ponad osadą |
A to - bardzo dziwne miejsce - Kangerlussuaq. Duże, pozostawione przez Amerykanów lotnisko u krańca najdłuższego (200 km) grenlandzkiego fiordu. Lądują tu nawet samoloty concorde. Przybysze z odrzutowców przesiadają się tu na małe samoloty i helikoptery lecące na północ i południe. Położenie decyduje o tym, że Kanger... ma łagodny (jak na Grenlandię) klimat i największą ilość słonecznych dni. Latem ma też prawdziwą plagę, którą są chmary kąsających muszek (tak, tak - na lodowatej Grenlandii!). Muszki roją się i w innych miejscach, ale -jak mi się wydaje - nie w takich ilościach. | |
Zabytkowa dzielnica w Nuuk |
Nuuk (po duńsku Godthab) - stolica Grenlandii i jej największe miasto. 13 tysięcy mieszkańców - są tu nawet miejskie autobusy. Ale mini lotnisko może przyjmować tylko małe samoloty śmigłowe. W starej dzielnicy nadmorskiej jest kompleks zabytkowych budynków i muzeum, a także biuro informacji turystycznej, z pocztą, przyjmująca przesyłki do św. Mikołaja (podobno staruszek mieszka właśnie na Grenlandii). Pół dnia wystarczy, aby to wszystko zobaczyć! | |
Przeloty wewnątrz Grenlandii są drogie, a tutejsze linie lotnicze nie mają niestety
żadnych ofert typu air pass. Na przelot ze stolicy na południe kraju trzeba poświęcić
ponad 200 USD... Pierwszymi Europejczykami, którzy zawitali do Grenlandii byli Wikingowie. Eryk Rudy, banita wygnany z Islandii za rozboje w fiordach na południu wyspy założył pierwszą osadę, której skromne ruiny można oglądać naprzeciw Narsarsuaq. Te okolice to miejsce, gdzie latem Grenlandia jest rzeczywiście zielona. Po labiryncie fiordów pływają motorówki i kutry, można wędrować z plecakiem i namiotem przez niewysokie góry (biwakowanie dozwolone jest wszędzie). I to chyba tylko tutaj można zobaczyć takie zestawienia jak obok - kwitnące łąki, ośnieżone góry i góry lodowe w szafirowych wodach fiordu. Przyroda w tym kraju jest wspaniała i nieskażona! Na wycieczki zawsze warto zabierać odzież przeciwdeszczową - pogoda zmienia się tu niespodziewanie, a na szlaku nie ma gdzie się schronić... |
||
Narsarsuaq jest maleńką osadą z hotelem, schroniskiem młodzieżowym i butikiem - jak nazywa się tu sklepy. No i oczywiście lotniskiem, które pozostało po Amerykanach. Warto poświecić tu ok. 5 godzin na pieszą wycieczkę do lodowca Kiagtuut Sermiat (na zdjęciu). Po drodze małe wodospady i górskie jeziorka. Niestety do celu dotarłem pod wieczór i oświetlenie było niezbyt dobre, ale i tak był to wspaniały, pożegnalny akcent mojej wizyty w Kalaallit Nunaat - "Ziemi Ludzi" - jak nazywają swój kraj Inuici. Wojciech Dąbrowski |
Przejście do strony "Moje podróże" Powrót do głównego katalogu