Dlaczego po raz kolejny dookoła świata? Jeżeli zamierza się podczas jednej podróży odwiedzić kraje rozrzucone na obu półkulach to jest wysoce prawdopodobne, że przelot dookoła świata będzie najkorzystniejszym finansowo i najatrakcyjniejszym programowo rozwiązaniem dla takiego planu. Chciałem zobaczyć królestwo Tonga, potem rzadko odwiedzane przez trampów Wyspy Melanezji oraz egzotyczny Jemen. Najciekawsza w tym konkretnym przypadku okazała się taryfa World Navigator oferowana przez linię KLM i jej partnerów. Wyruszyłem w Wielką Sobotę z Warszawy do Los Angeles z przesiadką w Amsterdamie. W Kaliforni zabawiłem tylko kilka godzin, czekając na połączenie. Późnym sobotnim wieczorem odleciałem jumbo-jetem Air New Zealand kierującym się na Fidżi. Samolot był prawie pusty - spaliśmy wyciągnięci na rzędach wolnych siedzeń. Kiedy obudziłem się rano był już poniedziałek. Ponieważ w nocy przekraczaliśmy linię zmiany daty niedzieli wielkanocnej tego roku dla mnie nie było... Gdy lądowaliśmy w Nadi miałem za sobą łącznie 25 godzin spędzonych w powietrzu - i był to najdłuższy przeskok lotniczy w moim życiu. | ||
Plaża na Fidżi - Viti Levu - okolice Nadi |
Z Fidżi zamierzałem
polecieć na dwa dni na wyspy Kiribati. Tym razem jednak się nie udało. Air Nauru
- jedyna linia lotnicza, która lata (raz w tygodniu) do Tarawy zmieniła właśnie
rozkład, a ja w efekcie musiałem też zmienić swoje plany... O zmianie
dowiedziałem się dopiero na lotnisku. Co robić? Rzut oka na monitor z rozkładem
odlotów i decyzja - lecę do Vava'u na Tonga i tam spędzę dwa dodatkowe
dni. Okazało się przy okazji, że wbrew pogłoskom Polacy jednak potrzebują wizę na
Tonga. Nie miałem. Ale jakoś przekonałem dziewczynę wydającą boarding
pass-y. I poleciałem... A oto mapka całej podróży: |
|
Tonga to ostatnie królestwo na Pacyfiku. Rządzi w nim bardzo korpulentny król Taufa'ahau Tupou IV, którego podobiznę można znaleźć na wszystkich banknotach. Terytorium królestwa dzieli się na trzy głowne grupy wysp. Najbardziej cywilizowana jest oczywiście południowa wyspa Tongatapu - ta, na której leży stolica królestwa - Nuku'alofa. Ale ja wylądowałem w grupie północnej - na Vava'u... | ||
... i bardzo dobrze się stało, bo Vava'u jest bardziej sympatyczne, ciekawsze krajobrazowo i zachowało więcej z tradycyjnego stylu życia. Radzę wszystkim globtroterom zmierzającym na Tonga, aby nie ograniczali zwiedzania tylko do głównej wyspy (co jest regułą). Archipelag Vava'u składa się z kilkudziesięciu różnej wielkości wysepek. Wiele spośród nich ma malownicze plaże. Agencje turystyczne organizują całodzienne wycieczki jachtami i motorówkami. | ||
Lokalna waluta nazywa się pa'anga (TOP). Za jednego dolara płacą około 1,5 pa'anga. Całodzienna wycieczka katamaranem wśród wysp kosztuje 45 pa'anga od osoby (lunch wliczony). Wynajęcie samochodu z kierowcą: 10 pa'anga na godzinę. Ludzie są tu ogromnie sympatyczni, choć do cudzoziemców w pierwszym kontakcie odnoszą się z pewną rezerwą. Ich codzienne stroje to dziwna mieszanka nowoczesności i tradycji. Zarówno kobiety jak i mężczyźni ubierają (szczególnie wtedy gdy występują oficjalnie) rodzaj zawiniętej wokół bioder spódnicy. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że spódnica wykonana jest z roślinnej plecionki. Jest to sztywne i musi być bardzo niewygodne! Spódnica podtrzymywana jest skórzanym pasem i czasem dodatkowo zdobiona pękami sznurków i włókien. Cóż widać bardzo są przywiązani do tradycji. Osoby bardziej światowe noszą spódnicę w wersji mini - jest wtedy znacznie krótsza i nakłada się ją na taką zwykłą - długą, wykonaną z materiału. |
||
Drogi na Vava'u (poza tą jedną, która wiedzie na lotnisko) są kiepskie i na obrzeżach przechodzą w rozmyte szutrówki. W takich właśnie warunkach dociera się na północne, bardzo malownicze wybrzeże głównej wyspy archipelagu. Po przejściu zarośnietą ścieżką na urwisko otwierają się widoki na dzikie plaże ukryte w zatoczkach i skaliste, pokryte tropikalną roślinnością cyple. |
||
Mieszkałem w stolicy archipelagu - Neiafu - w bardzo sympatycznym miejscu, które polecam obieżyświatom. Instytucja nazywa się Hilltop Guesthouse i rzeczywiście zlokalizowana jest na szczycie wzgórza ponad miastem. Trochę trzeba wypocić aby się tam wdrapać (to tropik - i bez wspinaczki człek klei się od potu) ale warto, bo widok jest wspaniały. Franco - Włoch (!), który prowadzi ten interes dał mi najlepszy pokój - były tam nawet siatki w oknach. Ale moskity nocą i tak mnie pocięły (bo ze względu na duchotę nie dało się spać inaczej niż nago!..- nie ma nawet wiatraków) W Neiafu jest bardzo porządne biuro informacji turystycznej, które pomogło mi załatwić samochód z kierowcą potrzebny do objechania głównej wyspy. Ba, dostałem nawet przewodniczkę - uroczą dziewczynę, która miejscowym zwyczajem nosiła kwiat frangipani zatknięty za ucho. Spędziliśmy razem cały dzień. Narzuciłem takie tempo, że pod koniec tury miała zdaje się dość całej tej wycieczki. Polskie dziewczyny mają lepszą kondycję... no i w ogóle ! |
|
|
Z Fidżi na Vava'u
leciałem w jednej kabinie z nieboszczką. (Zorientowałem się dopiero jak byliśmy już
w powietrzu - wtedy gdy zapytałem sąsiada dlaczego wyjęto siedzenia z przodu kabiny i
wstawiono w to miejsce wielką skrzynię nakrytą ozdobnymi kapami). Ponoć zmarła w
podróży, w USA. Była seniorką licznego rodu. To dlatego większość kobiet na
Vava'u chodziła przez następne dni w czerni... Słyszeliście kiedykolwiek o słodkich ziemniakach? Obok taro i jamu są podstawą pożywienia na wyspach Polinezji i Melanezji. Po ugotowaniu lub upieczeniu rzeczywiście są słodkie. To te różowe bulwy w koszykach uplecionych z palmowych liści. Kobiety w spódniczkach z maty sprzedają je codziennie rano na małym bazarze w Neiafu. Za koszyk chcą 13 pa,anga. Poza tym są arbuzy i melony, trochę cytrusów, laski wanilii... Banany w tym roku nie obrodziły, bo był huragan. normalnie za 1 pa'anga można dostać 8-10 szt. |
||
Wieczorem turyści mogą wybrać się na występy folklorystyczne. Nazywa sie to "Island Night". Gdy zapada zmrok młodzież i dzieci tańczą na skraju plaży pod akompaniament gitar. Tańce na Tonga są raczej statyczne, ale mimo wszystko bardziej "ruchliwe" niż te z Hawajów czy Fidżi, gdzie tańczy się głównie rękami... Impreza połączona jest z degustacją miejscowych smakołyków przygotowanych w ziemnym piecu. Wśród nich dominującą pozycję zajmuje pieczony prosiak (wiele świnek wałęsa się tu między wioskowymi chatami - to one sa później atrakcja biesiady). Dalej na stole nakrytym wielkimi liściami bananowca leżaly kawałki ośmiornicy, różne gatunki ryb, małże gotowane w muszelkach, papaja na słodko w połówce kokosa, owoce chlebowca i tapioka czyli maniok. Widać, było, że poddani króla lubią dobrze zjeść. A popijaliśmy to wszystko mlekiem ze świeżo otwartych kokosów. | ||
Z Vava'u poleciałem
oczywiście na główną wyspę królestwa - Tongatapu. Na tej trasie
kursuje również i prom (bilet kosztuje 42 pa'anga) ale tylko w niektóre dni tygodnia. Pierwsze kroki w Nuku'alofa skierowałem naturalnie do królewskiego pałacu. Okazało się, że to nie pałac, ale pałacyk, a właściwie taka większa, kolonialna willa stojąca na brzegu morza i ogrodzona wysokim płotem z siatki. Na trawie po drugiej stronie płotu młodzi poddani króla grają w piłkę... Pałacu nie można zwiedzać. |
||
Następca tronu
książę 'Ulukalala Lavaka Ata wybudował sobie już teraz bardziej okazały,
współczesny pałac na wzgórku za miastem. Widać go z szosy prowadzącej na lotnisko...
Starego króla niestety nie widziałem... Podobno można go zobaczyć w niedzielę na nabożeństwie w kościele, ale ja już w sobotę musiałem lecieć dalej. Piszą że niedziela na Tonga to naprawdę święty dzień: wszystko zamiera, praca jest zabroniona - tak jak na niedalekich wyspach Fidżi... Król jest tradycjonalistą. A ponieważ tutejsza młodzież bardzo szybko się amerykanizuje przykazał, aby uczniowie szkół średnich w charakterze mundurków nosili spódniczki. No i noszą... Na zdjęciu widzicie dwóch takich wracających ze szkoły i papalangi (cudzoziemca) czyli mnie. Ja nie noszę spódniczki, za to ciężką torbę z kamerami... Jak zwiedzać Tongatapu? Ci z Was, którzy mają dużo czasu mogą korzystać z tanich, ale rzadko kursujących minibusów. |
||
Wynajętym samochodem można objechać wyspę w ciągu 4 godzin wliczając w to postoje na robienie zdjęć. To, co na Tongatapu trzeba zobaczyć to na pewno Ha'amonga Maui - wielką bramę wzniesioną około roku 1200 za czasów jedenastego króla Tonga. Trzeba podziwiać wyspiarzy, którzy przed wiekami nie tylko wycięli i ustawili boczne filary z bloków koralowj skały, ale także dźwignęli łączącą je pięciotonową belkę na wysokość kilku metrów. | ||
Wyspa jest prawie płaska. Na zachodnim jej wybrzeżu jest niskie klifowy brzeg gdzie fale przyboju uderzając o skalisty mur tworzą naturalne fontanny tzw blowholes. Są oczywiście także i plaże. Najładniejsze na Tongatapu - jak plaża Ha'atafu (na zdjęciu) znajdziecie na jej północno-zachodnim cyplu. Jedzie się tam przez wioski w których z wysokich drzew zwieszają się setki flying foxes - owocożernych nietoperzy. | ||
Jak trafić na Tonga? Można tam dolecieć raz na tydzień lotem Air New Zealand z Hawajów (po drodze boeing 767 ląduje na Samoa) oraz regionalnymi liniami z Nadi na Fidżi (które jest najważniejszym komunikacyjnym węzłem Pacyfiku), Samoa i Nowej Zelandii. Nuku'alofa jest drugim obok Auckland gatewayem dla dolotu na rzadko odwiedzaną wyspę Niue. Z Tonga leciałem dalej do Auckland na Nowej Zelandii, która okazała się nie do ominięcia ze względu na połączenia lotnicze. Przyleciałem o 23.00. Miałem zarezerwowany nocleg w motelu koło lotniska i następnego ranka miałem polecieć dalej. Miałem oczywiście drogo opłaconą tranzytową wizę. I wszystko szło dobrze aż do linii odprawy celnej. Tu funkcjonariusz na widok polskiego paszportu wywołał mnie na osobny stół i wytrząsnął wszyściutko z mojego plecaka. Oglądał nawet pojedyncze tabletki z apteczki... Takiej odprawy nie przeżyłem w żadnym ze 150-ciu odwiedzonych dotychczas krajów! Oczywiście nie znalazł nic "trefnego". Po "zabawie" trwającej 1,5-godziny on powiedział grzecznie "We apologize for the inconvenience!" a ja postanowiłem trzymać się w przyszłości z daleka od Nowej Zelandii... A szkoda, bo to piękny kraj - byłem tam już wcześniej dwa razy... Wam też radzę uważać, gdy będziecie jechać do "Kiwilandii". Przepisy tego kraju zabraniają wwozu żywności, na indeksie są nawet muszelki i kawałki koralu... W motelu byłem o 1.00. O 10.00 rano wsiadłem do samolotu linii Nowej Kaledonii "Aircalin" (polecam - bardzo dobrze karmią, dobre wino do posiłków bez ograniczeń!). Nocne przeżycia z celnikami sprawiły że z ulgą opuszczałem Auckland. Po trzech godzinach lotu wylądowałem na malowniczej Nowej Kaledonii, gdzie na lotnisku czekał mój niooceniony kompan na melanezyjskim odcinku podróży - Staszek. |
||
Stolicą Nowej Kaledonii, która ma status zamorskiego terytorium Francji jest Noumea, nazywana Paryżem Pacyfiku ze względu na francuski charakter miasta, elegancję sklepów a także i ceny, które są tu bardzo wysokie... Dla mnie najważniejszy w Noumei był fakt istnienia wzorowo prowadzonego schroniska mlodzieżowego - jedynego zresztą na Kaledonii. Youth hostel zlokalizowany jest w centrum miasta - na wzgórzu, z którego otwiera się wspaniały widok (patrz zdjęcie obok) na miasto i port jachtowy. | ||
Nowa Kaledonia, a dokładniej jej główna wyspa - zaskoczyła mnie krajobrazem. Grande Terre jest zielona, górzysta i ... bardzo słabo zaludniona. Najwyższe szczyty przekraczają nawet 1600 m n.p.m. Najlepszym pomysłem na zwiedzanie wyspy jest wspólne wynajęcie samochodu. W Noumei konkurencja jest duża (najtańsze propozycje wywieszone są na tablicy w schronisku młodzieżowym). Litr benzyny kosztuje 96 CFP - poniżej dolara... | ||
Zaczęliśmy od południowego wybrzeża, gdzie największą atrakcją krajobrazową jest klifowy brzeg koło Bourail (można wjechać na urwisko, gdzie jest punkt widokowy) i charakterystyczna samotna skałka nazywana Bonhomme. Stąd jechaliśmy dalej na północ, by skręcić wkrótce w góry wypełniające wnętrze wyspy. Drogi, głównie asfaltowe, (czasem także szutrowe) są dobrze utrzymane (w porównaniu z innymi krajami Melanezji) | ||
Rdzenna ludność Nowej Kaledonii (Kanacy) na prowincji często jeszcze mieszka w tradycyjnych okrągłych chatach pod strzechą. Spędziliśmy noc w takiej chacie bez elektryczności w Gite Galarino na północnym wybrzeżu. Mam wrażenie, że Kanacy nie bardzo potrafią odnaleźć się w świecie samochodów, telewizji, video i innych dóbr. Rosną aspiracje i chęć korzystania z tych atrakcji. A że bezrobocie i brak chęci do ciężkiej pracy czyni te wspaniałości niedostępnymi więc często kończy się na alkoholu i narkotykach... | ||
Środkowa część północnego wybrzeża znana jest z malowniczych form skalnych zgrupowanych wokół Hienghene. Oto najbardziej znana z tych skałek - siedząca w morzu Kokoszka. W okolicy jest jeszcze "sfinks" i całe kilometry silnie zerodowanych skalnych ścian przypominających organy. W samym Hienghene jest muzeum w kilku pawilonach wzniesionych w norodowym stylu, można tam zobaczyć tradycyjne narzędzia, broń i łodzie... | ||
Z gór, które na północy wyspy piętrzą się prawie nad samym morskim brzegiem spadają liczne kaskady wody. Znaleźliśmy tu między innymi duży wodospad Tao, mający około 100 metrów wysokości. Widać go z daleka - z drogi prowadzacej wzdłuż północnego wybrzeża. Ale aby dotrzeć do podnóża głównej kaskady (skąd robiłem to zdjęcie) trzeba przez jakieś trzy kwadranse skakać po wielkich głazach i przedzierać się przez mokrą, splątaną dżunglę. Ślisko, niezbyt bezpiecznie i przez cały czas wilgotno i gorąco. Spłynęliśmy potem, ale było warto... Przy drodze na wysokosci wodospadu stoi samotna chata Kanaka, który pobiera 200 CFP za "wstęp do wodospadu" i utrzymanie znaczonej czerwoną farbą ścieżki, która niestety ginie po kilku minutach marszu. Dalej turysta pozostaje zdany na siebie i swój "nos". Przewodniki nie zawierają żadnej informacji o dojściu do wodospadu - widać niezbyt wielu turystów do niego dociera. W pobliżu jest jeszcze jeden podobny, lecz niższy wodospad - Colnett (z łatwiejszym dojściem), a bardziej na południe - koło Houailou trzeci, który nazywa się po prostu Ba. |
||
Są oczywiście i plaże. Zupełnie puste, z czystym piaskiem, ocienione palmami i inną tropikalną roślinnością. Raj. Pod palmami leżą kokosy, których nikt nie zbiera. (W wioskach rozłupują je siekierami i koprą karmią kury). W porze przypływu plaża jest wąska, a podczas kąpieli trzeba uważać, aby stąpając po dnie nie poranić sobie stóp o ostre, koralowe skałki wystające z piasku. Woda jest przejrzysta, o zasoleniu znacznie większym niż w Bałtyku... | ||
We wnętrzu wyspy, szczególnie na północy spotyka się w wioskach wiele takich małych, starych kościółków. Stoją wśród tropikalnej roślinności: otwarte na oscież, biedne, puste i malownicze. Trudno powiedzieć, jak często odprawia się w nich nabożeństwa. Być może zaledwie kilka razy do roku. Inną ciekawostką, którą widzieliśmy wielokrotnie przy drodze prowadzacej wzdłuż północnego wybrzeża są "stragany uczciwości". W małych, przydrożnych straganach wyłożone są owoce, warzywa, muszle, gałązki koralu zaopatrzone w cenę. Właściciel tego "interesu" siedzi w odległym domu, albo może nawet pojechał do pracy w miasteczku. Jeżeli przechodniowi podoba się towar to po prostu go zabiera, wrzucając do puszki żądaną kwotę - bez nawoływania właściciela i zbytecznych ceregieli. Ten prosty system ma tylko jedną wadę: nie można się potargować. W obiegu na Nowej Kaledonii jak i na całej Francuskiej Polinezji są franki Pacyfiku (CFP). 1 USD=ok. 105 CFP |
||
Te panie, ubrane w powszechnie noszone tu luźne kretonowe sukienki zwane "Mother Hubbard" zebrały się na wsi pod cienistym drzewem i grały w loteryjkę (na pieniądze)... Niektóre z nich przyniosły ze sobą w garnkach jakieś przekąski, które sprzedawały w przerwach między ciągnieniami. Małe dzieci żuły łodygi trzciny cukrowej... Społeczeństwo Kanaków dzieli się na klany czyli "tribu", czasem przy drodze widać tablice ze strzałkami "tribu X"... | ||
Po objechaniu samochodem Grande Terre (wyspa ma kształt cygara długiego na 400 km i grubego na 50) wróciliśmy do Noumei. Warto odwiedzić muzeum w dawnym ratuszu, marche przy porcie jachtowym i przejść sie eleganckimi bulwarami. Najciekawszym jednak obiektem stolicy okazało się wzniesione na peryferiach Centrum Kulturalne Tjibaou. Pod tymi niezwykłymi dachami w kształcie żagli mieszczą się sale ekspozycyjne, biblioteka i pracownie. | ||
Nowa Kaledonia okazała się piękną, pustą, bezpieczną i na pewno wartą odwiedzenia tropikalną wyspą. Zrobiliśmy sobie całodzienną wycieczkę samolocikiem z Noumei na słynną z urody Wyspę Pinii. Wyspa zapewne jest piękna, ale w słońcu, a tu cały dzień lało... Moje rady specjalnie dla Was: przywieźcie tu euro, a nie dolary i wymieniajcie je w "Societe Generale" - tam nie pobierają prowizji... Z lotniska międzynarodowego do miasta jest ponad 50 km. Nie bierzcie na tej trasie drogiej taksówki tylko czekajcie na lokalny autobusik za 400 CFP - jeździ co godzinę. Jedyne schronisko młodzieżowe w Noumei ma powodzenie - rezerwujcie miejsca z wyprzedzeniem! Wojciech Dąbrowski |
|
|
Ale to dopiero początek opowieści, kliknij tutaj, aby przejść do dalszego ciągu - wizyty na zapomnianym Vanuatu... | ||
O moich wcześniejszych podróżach dookoła świata i spostrzeżeniach dotyczacych organizacji takich dalekich podróży możecie przeczytać na osobnej stronie: DOOKOŁA ŚWIATA |