część I - GWADELUPA - part one                                                   tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos


Po latach podróżowania po świecie w roku 2024 ponownie wróciłem na bajkowe Karaiby. Wcześniej wędrowałem przez wyspy Karaibów promami i małymi samolotami, zamieszczając jako jeden z pierwszych polskich znawców tego regionu praktyczne relacje, z których skorzystały już dwa pokolenia naszych trampów. Wciąż są one aktualne, można je przejrzeć na tych stronach:  Karaiby, wyspy świata.  Ale świat się zmienia, zmieniają się także Karaiby. Więc po ostatnich rejsach przez Karaiby statkami wycieczkowymi (teraz uważam, że jest to najbardziej ekonomiczny sposób zwiedzania tego drogiego regionu) postanowiłem umieścić w moim serwisie internetowym nowe zdjęcia i notatki z 2024 roku. Mam nadzieję, że wielu moich czytelników skorzysta z tej aktualizacji  :)

 

   To była dla mnie niezwykła podróż: po raz pierwszy wyruszałem razem z moim synem Adamem i wnukami mieszkającymi na stałe w Norwegii. Po długim locie przez Paryż na Gwadelupę zamieszkaliśmy na krótko w prywatnej kwaterze na południowym wybrzeżu Basse Terre. (Biała strzałka na mapie) Z kuchennego okna mogliśmy codziennie podziwiać malownicze wschody słońca...

 

Rano po śniadaniu podpowiedziałem moim chłopakom, aby rozpoczęli dzień od kąpieli na tropikalnej plaży. Przecież przylecieli tu z Europy, gdzie leżał śnieg... Zaledwie kilkaset metrów od naszej kwatery była dzika i pusta plaża Bananiere. I to do tego z czarnym, wulkanicznym piaskiem. Popatrzcie jakie piękne zdjęcie zrobił tam Adam:

 

Jeszcze tego samego dnia wyruszyliśmy samochodem na zwiedzanie wyspy, a dokładniej - zachodniego skrzydła motyla do którego można porównać terytorium Gwadelupy. W środku tego skrzydła zielonym kolorem jest zaznaczony na mapie park narodowy - od niego postanowiliśmy zacząć: 

 

Jadąc wąską i stromą drogą do wnętrza wyspy można się poczuć jak w dzikim, deszczowym lesie w którym przyroda rządzi się swoimi własnymi prawami. W zielonym gąszczu można rozpoznać dzikie palmy i bananowce. Z wysokich drzew zwieszają się girlandy lian:

 

Tam, gdzie na zboczu góry kończy się wąska droga można zaparkować na poboczu i dalej ruszyć pieszo do bramy parku. Rosną tu piękne drzewiaste paprocie, wysokie nawet na 4 metry - Adam sfotografował mnie w tej efektownej scenerii: 

 

Przed laty, gdy tu byłem wstęp do parku był bezpłatny. Dziś pobierają 5 euro od osoby (jeżeli jesteście w grupie, zapytajcie o ulgowy family ticket). Za to ciemnoskóry ranger (na zdjęciu poniżej z moimi chłopakami) udziela informacji: ścieżka prowadzi stąd w górę i po około 20 minutach marszu osiąga punkt widokowy pod Drugim Wodospadem Carbeta. Z tego miejsca można iść dalej 2 godziny do Pierwszego Wodospadu Carbeta... Natomiast ścieżka w dół, do trzeciego wodospadu jest czasowo zamknięta. 

 

Ścieżka jest dobrze utrzymana. W niebezpiecznych miejscach zainstalowano schodki i poręcze. Po drodze podziwialiśmy wielkie helikonie i przekraczamy solidny mostek na potoku wypływającym spod wodospadu.

 
   

Dotarliśmy w końcu do miejsca leżącego 660 metrów nad poziomem morza, z którego otworzył się widok na Drugi Wodospad Carbeta. Ten wodospad ma 110 metrów wysokości. Teren jest dziki i nieprzyjazny - nie da się dojść  do podnóża wodospadu, choć wielu spoconym turystom może marzyć się kąpiel  :)

Szlak prowadzi stąd jeszcze wyżej - na poziom 900 metrów - do Pierwszego Wodospadu, mającego wysokość 125 metrów. Ale to dwie godziny marszu w każdą stronę przez wilgotną dżunglę i mało kto na taki wysiłek się decyduje. Ale pierwszy wodospad widać w dali z punktu widokowego nieco powyżej wejścia do parku. Trzeci Wodospad, położony najniżej ma zaledwie 20 metrów wysokości.

Po powrocie z parku wyruszyliśmy samochodem szosą prowadzącą wzdłuż malowniczego zachodniego wybrzeża wyspy. Na tej trasie wybrzeże jest skaliste, a plaże można znaleźć tylko w zatokach, gdzie przycupnęły także nieliczne osady:

 

Szosą przebiegającą wzdłuż zachodniego wybrzeża dotarliśmy do miasteczka Deshaies, w którym zachowały się typowe przykłady karaibskiej architektury. Dwie równoległe do wybrzeża uliczki wypełnione sklepikami i plac targowy otoczony palmami tworzą centrum miasta. Wzdłuż niewielkiej plaży rozsiadły się małe bary i restauracje. Spotyka się tu sporo rastafarian:

 

Kilka kilometrów za Deshaies w zatoce Anse de la Perle odnaleźliśmy plażę, uważaną przez wielu za najpiękniejszą na całej Gwadelupie. Bałem się, że zastaniemy tam tłum ludzi. Ale nie - tłumu nie było. Prawdopodobnie  decyduje o tym położenie tej pięknej plaży w najbardziej odległym zakątku Gwadelupy. Tu nie ma luksusowych, wysokich hoteli i wielkich ośrodków wypoczynkowych:

 

Na tej pięknej plaży spędziliśmy kilka godzin. Woda w morzu była czysta i ciepła jak przysłowiowa zupa. Ciekawym zjawiskiem były wysokie, spienione fale tworzące się tuż przy plaży:

 

To był długi dzień! Wróciliśmy na kwaterę już po zmroku. A następnego poranka pojechaliśmy do stolicy wyspy. Stolica Gwadelupy - Pointe-a-Pitre rozłożyła się wokół głębokiej zatoki, w której w dawnych czasach cumowały żaglowce. Dziś w zatoce kotwiczą jachty i stateczki turystyczne:

 

W starym basenie portowym wcześnie rano czarni rybacy sprzedają świeże ryby z nocnego połowu. Nie bardzo lubią się fotografować, ale jeśli grzecznie zapytać...

 

Towar zadziwia rozmaitością rozmiarów i kolorów. Aby przedłużyć jego trwałość wsypują do skrzynek także lód, który zresztą przy temperaturze powyżej 20 stopni bardzo szybko topnieje. Osobno leżą wielkie i grube tuńczyki oraz brzydkie mahi-mahi:

 

Na tym samym targu w ciągu dnia spotkać można sprzedawcę dużych muszli. Taki wypolerowany eksponat kosztuje u niego 20 euro. Ale ten racjonalizator (widzę coś takiego pierwszy raz w życiu) oferuje także muszle do... trąbienia. Po odcięciu wierzchołka przykleja na nim plastykowy ustnik i można na tym donośnie trąbić. Myślę, że ten towar miałby zapewne wzięcie u polskich kibiców piłkarskich:

 

Kolonialną architekturę w stolicy Gwadelupy reprezentuje przede wszystkim pałacyk mieszczący Muzeum Saint John Pierce (na zdjęciu poniżej). Mówią, że to muzeum sztuki, ale nie miałem okazji tego sprawdzić, bo przez cały okres mojego pobytu muzeum było na głucho zamknięte, ale nawet zza płotu prezentuje się ciekawie:

 

Trudno nazwać Pointe-a-Pitre pięknym miastem.  W starej dzielnicy po prostu wiele domów się rozpada; Zamknięte okiennice na oknach, pozabijane deskami drzwi. Tylko zgrabne balkoniki świadczą o dawnej świetności tej dzielnicy: 

 

Brzydotę starych, rozpadających się domów często przesłaniają ciekawe murale:

 

Czasem murale popularyzują miejscowych polityków, gdzie indziej reklamują zawartość sklepów:

 

Turysta, szczególnie taki, który trafia na Gwadelupę po raz pierwszy potrzebuje informacji. Takie biuro funkcjonuje (przynajmniej teoretycznie) w ładnym kolonialnym pałacyku przy głównym placu miasta Place de la Victoire (zdjęcie obok). Ale nie obiecujcie sobie zbyt wiele!  Ja byłem tu kilka razy i zawsze instytucja była zamknięta. A to ze względu na awarię i naprawę a to ze względu na chorobę personelu, a to ze względu na konieczność obsłużenia pasażerów statku. Gdy w końcu trafiłem do portu jako pasażer statku w stoisku informacji zaproponowali mi zrobienie zdjęcia jedynej mapki miasta jaką posiadają. Niewiele wiedzieli także o miejscowych autobusach. Słowem - bałagan! Dlaczego podobne biuro na Martynice może funkcjonować wzorowo?   

Doświadczenia z zakresu wyboru i zakupu trunków musiałem zatem zdobywać sam!  A byłem przecież na Karaibach, gdzie od wieków produkuje się z trzciny cukrowej najprzedniejsze gatunki rumu - mojego ulubionego trunku. Najtańszy rum w życiu kupowałem wiele lat wcześniej w Gujanie - po 2,50 dolara za butelkę - przeczytajcie moją stronę o trzech Gujanach.

Na Gwadelupie można dziś kupić rum po bardzo przyzwoitej cenie: 8-9 euro za litrową butelkę. Oczywiście nie w restauracji czy w sklepiku z pamiątkami, ale w supermarkecie. Pasażerowie statków po wyjściu z portu powinni skręcić w lewo, a potem jeszcze raz w lewo, w dwujezdnioniowy Boulevard Chanzy. Po około 100 metrach, przed stacją autobusów Bergevin trzeba skręcić w prawo i już z daleka widać na skraju nowego osiedla supermarket SUPER U - to tutaj...

Wybór rumów w Super U jest duży i to nie tylko takich co mają standardową moc 37, ale także 50, a nawet 55!  Jeżeli macie zamiar przemycić rum na pokład statku, gdzie alkohole są nieprzyzwoicie drogie, praktyczne będzie kupienie rumu białego i na przykład przelanie go do wcześniej opróżnionej butelki po wodzie mineralnej. To działa!

Jeśli przyniesiecie na statek litr 55-tki, to można go rozcieńczyć sokiem i wychodzi całkiem przyzwoity karaibski poncz. Na zdrowie!

 

   

Najważniejszą instytucją kulturalną na Gwadelupie jest otwarte kilka lat temu centrum ACTe. Umieszczono w nim sale wystawowe i dużą salę kongresową. Ale najciekawsza jest tu nowoczesna i nietuzinkowa architektura budowli:

 

ACTe ma upamiętnić niecny proceder handlu ludźmi i ogólnie -niewolnictwo. Na otwarciu obiektu w 2015 roku było wielu prezydentów afrykańskich krajów...  W środku odsłoniętej rotundy ustawiono metalową rzeźbę przypominającą pochodnię.  Pochodnię wolności...

 

Stolica Gwadelupy ma dwa katolickie kościoły warte uwagi. Pierwszy to Katedra Św. Piotra i Pawła, wtłoczona między domy starego miasta. Z zewnątrz prezentuje się nieciekawie, ale warto zajrzeć do wnętrza, jeśli będzie otwarte. Drugi kościół: Massabielle jest bardziej wyeksponowany na wzgórzu ponad starym portem. To zdjęcie wykonane zostało z parku otaczającego  ACTe:

 

Wracając do centrum miasta to jego sercem jest plac ze starą halą targową. W literaturze nazywają ją często Spice Market - Bazar Przypraw. Przed halą ustawiono ładną fontannę:

 

W straganach można tu znaleźć nie tylko korzenie i inne przyprawy ale także pamiątki dla turystów i niezbędne dla ochrony przed palącym słońcem kapelusze. Są też nalewki na rumie i świeże tropikalne owoce:

 

Wszędzie zwraca uwagę tten pomarańczowy materiał w kratę. Występuje nie tylko w strojach przekupek, ale także w serwetach, na korkach butelek z sokami... Nie wiem dlaczego, ale na Francuskich Karaibach nazywają go madrasem. Ciemnoskóre sprzedawczynie ubrane w ten madras nie chcą się fotografować w swoich "ludowych" kreacjach:

 

Wśród oferowanych na straganach pamiątek zwrócił moją uwagę globus wykonany z kokosowej skorupy. Wprawdzie sposób odwzorowania krajów na tym globusie jest co najmniej żenujący to jest to jednak coś oryginalnego:

 

Kilka krzyżujących się uliczek w sąsiedztwie portowego basenu zamieniono na piesze deptaki. Na skrzyżowaniu tych uliczek ustawiono spiżową rzeźbę przedstawiającą znanego, nie żyjącego już bębniarza z Gadelupy.

 

Czekałem kilka dni zanim w porcie Gwadelupy pojawił się pasażerski statek "Costa Fortuna" Tym statkiem miałem popłynąć na inne wyspy Karaibów. Ale o tym już na innych stronach mojego internetowego serwisu...

 

 

Powrót do głównej strony o Karaibach:

 

   (Przejście do następnej relacji z tej podróży - do...)

 Przejście do strony "Kraje i krajobrazy świata"                                Przejście do mojej strony "Świat Wysp"

Powrót do głównego katalogu                                                      Przejście do strony "Moje podróże"