Papua_tyt.jpg (28666 bytes)

Cz. I - Highlandy - Goroka                               Part one: The Highlands - (Goroka)

         Od wielu lat szukałem możliwości odwiedzenia tego kraju...    Kraju owianego nimbem egzotyki, niedostępności i prymitywizmu. Realizację zamierzenia utrudniała nie tylko duża odległość dzieląca nasz kraj od Papui, ale także brak korzystnych taryf na przelot do Port Moresby. Dziś, po zebraniu wielu doświadczeń wiem, że dla Polaków wybierających się do PNG najkorzystniejszym wariantem jest przelot według specjalnych taryf do Brisbane lub Cairns w Australii i dokupienie drugiego biletu z Australii na Papuę - najlepiej w formie airpassu. Air Niugini - narodowy przewoźnik PNG właśnie zapowiedział otwarcie dla ruchu międzynarodowego drugiego poza stolicą lotniska: Mt Hagen, co pozwoli jeszcze bardziej obniżyć  koszt dolotu.   Ja postanowiłem wpleść Papuę razem z pozostałymi krajami nieznanej mi dotychczas Melanezji w trasę mojej czwartej podróży dookoła świata.  Samolotem, który lata tylko dwa razy w tygodniu przylecieliśmy do Port Moresby na Papui z Honiary na Wyspach Salomona przecierając dla polskich trampów kolejny szlak...

png_mp small.jpg (32868 bytes)

Papua

Zanim ruszy się w Papuę trzeba zdać sobie sprawę z komunikacyjnych realiów tego kraju: stolica leży na południowym wybrzeżu, a najciekawsze regiony turystyczne w środku wyspy i na północnym wybrzeżu. Między południowym i północnym wybrzeżem nie ma dotąd żadnej drogi - przelot samolotem staje się koniecznością. Jedyna w miarę dobra droga, którą można wykorzystać to tzw. Highlands Highway wiodąca z portu Lae w góry. Nieco dziurawy asfalt kończy się jednak na niej już w połowie drogi między Mt Hagen i Tari. Ciekawą opcją dla tych, którzy mają dużo czasu jest krótki przelot do Popondetty i skorzystanie ze stateczków żeglugi przybrzeżnej kursujących stamtąd aż do Wewak.  Trudną, ale możliwą opcją wjazdu do PNG jest przypłynięcie stateczkiem z indonezyjskiej części wyspy (z Jayapury do Vanimo). Podobno już po mojej wizycie otwarto w tej relacji szutrową drogę i funkcjonuje na niej przejście graniczne...
Podstawowym środkiem komunikacji wewnątrz PNG pozostaną jednak jeszcze długo małe samoloty...   Na szczeście Air Niugini oferuje zagranicznym turystom szereg korzystnych air-passów. Jeden segment lotu kosztuje w tym wariancie 60-70 USD.    Postanowiliśmy zostawić sobie stolicę kraju na sam koniec pobytu i po przylocie do Port Moresby zmienić tylko samolot, udając się prosto do Goroki w Highlandach. Szło dobrze... Nasz samolot z Honiary przyleciał planowo. Na lotnisku bez problemu dostaliśmy wizy turystyczne, a następnie boarding passy na lot krajowy. Zarejestrowano nam ponownie i zabrano bagaż.  Zasiedliśmy w klimatyzowanej poczekalni nowiutkiego terminalu:  po to, by po godzinie dowiedzieć się, że... samolot nie poleci (z przyczyn technicznych). Podobno na Papui takie sytuacje są codziennością.  W powietrzu znaleźliśmy się dopiero następnego dnia w południe...

wdb122p.jpg (22856 bytes)

Widok z Mt Kis

Miasteczko Goroka - stolica prowincji Wschodnich Highlandów leży w górskiej kotlinie, ze środka której wyrasta spory pagórek nazywany potocznie Mt Kis (podobno całują się tam papuaskie nastolaty).  Metropolia ma 20 tysięcy mieszkańców - (jak na Papuę to sporo) i opinię najładniejszego miasta w Highlandach. Wprost z lotniska wychodzi się na centralne ulice miasta.  Trampy zatrzymują się tu najczęściej w schowanym za pocztą Lutheran Guest House. Warto rezerwować noclegi z wyprzedzeniem, bo miejsce ma powodzenie!

wdb124p.jpg (25034 bytes)

Gdy okazało się, że u luteranów nie ma dla nas miejsca zadzwoniliśmy do nowootwartego "Holiday Lodge" - przyjechali po nas i zawieźli do ukwieconego ogrodu gdzieś przy końcu pasa startowego. Za ciasny twin room ze śniadaniem i łazienką na korytarzu zapłaciliśmy 70 kina. Papua jest droga!...     W centrum miasta (na zdjęciu) stoi luksusowy jak na tutejsze warunki hotel "Bird of Paradise", gdzie spotyka się miejscowa elita i gdzie można kupić najładniejsze pocztówki... tam płaci się nawet 200 kina...

wdb126p.jpg (37782 bytes)

U stóp Mt Kis (tak, tak - pisze się i wymawia przez jedno "s" - Papuasi znakomicie upraszczają sobie angielski!)  wzbudzają zainteresowanie turysty wzniesione w narodowym stylu "budynki" Raun Raun Theatre. Podobno zespół teatralny z Goroki odnosi sukcesy i to nawet za granicą!  A na wielkim trawiku przed teatrem trwa nieustanny piknik. Tam po raz pierwszy mieliśmy okazję pogadać z takimi przygodnymi Papuasami - i było to bardzo sympatyczne spotkanie...  
Ludzie są tu mili i cieszą się, jeśli widzą, że są obiektem rzeczywistego zainteresowania przybysza, a nie tylko egzotycznym obiektem do którego biały celuje ze swojego aparatu, aby za chwilę bez słowa uciec...  Miasto też robi miłe wrażenie. Gdyby jeszcze nie te zwieńczone kolczastym drutem płoty, solidne bramy i kraty w oknach wielu domów!..  To wszystko przypomina, że ten kraj wciaż jeszcze się cywilizuje. A potomkowie wojowników, którzy jeszcze w dzieciństwie nosili spódniczki z trawy gotowi są dziś dla zdobycia trunków i wspaniałych gadżetów przyniesionych do tego kraju przez cywilizację białych uciekać się do niezbyt pokojowych metod...

wdb125p.jpg (16601 bytes)

wdb128p.jpg (39022 bytes)

Pocztówka kosztuje 1 kina, znaczek do Polski - 1 kina. Jeden kina to także wartość sporej kupki sałaty czy garści orzeszków ziemnych... Wymieniając pieniądze warto zaopatrzyć się w dużą ilość drobnych banknotów, bo tutejsi "przedsiębiorcy" często nie mają reszty...     Na miejscowy targ (zlokalizowany o dwa kroki od centrum miasta) trafiliśmy dopiero pod wieczór, gdy przekupki powoli zwijały już swoje rozkładane na cały dzień na ziemi  płachty. Można jednak było jeszcze przyjrzeć się ich kolorowym strojom...

Kupić tu można słodkie ziemniaki (kaukau), taro, yams, banany... Ale artykułem prawdziwie pierwszej potrzeby są w Papui orzechy betelowe - owoce niepozornej betelowej palmy rosnącej często przy domach. Orzechy można tu kupić na każdym targu i to w wielu kramach. Buai - taka jest lokalna nazwa - żują tu wszyscy: od kilkuletnich dzieci do staruszków. Efektem, oprócz odurzającego działania są poczerniałe na stałe zęby dorosłych i nieco odrażający widok tubylców spluwających śliną czerwoną jak krew.  Brrr..

Duży ananas kosztuje 1,50 kina, za 1 kina dają 10 bananów lub 5 pomarańcz.  Obok warzyw i owoców na targu można kupić używaną odzież przysyłaną tu w dużych ilościach z pobliskiej Australii - to na  te rzeczy zamienili swoje malownicze "ludowe" stroje Papuasi. W osobnych kramach sprzedają włóczkę, z której tutejsze kobiety dziergają wzorzyste torby - tzw. bilumy.   Wśród przekupniów wałęsają się psy i świnie...

wdb127p.jpg (30843 bytes)

wdb129p.jpg (33351 bytes)

Tradycyjne stroje na ulicach Goroki można zobaczyć już teraz tylko raz do roku - gdy w połowie września odbywa się Goroka Show. Impreza ma charakter kilkudniowego folklorystycznego festiwalu, na który ściągają Papuasi z całej prowincji, przybrani i wymalowani tak jak przed laty. Poszególne grupy popisują się tańcami i demonstrują sprawność w tradycyjnych konkurencjach. Na show przyjeżdża wielu zagranicznych turystów - trudno w tym okresie o zakwaterowanie...

Z czego żyją mieszkańcy Wschodnich Highlandów?  Przede wszystkim z uprawy kawy!..  Żeby było śmiesznie Papuasi uprawiają odmianę "arabica". Jest to jeden z tych artykułów, które bez problemu można tu dostać nawet w wiejskich sklepikach. Kawa jest aromatyczna, krzepiąca i "stawia na nogi" szczególnie po chłodnej nocy. Bo trzeba pamiętać, że Goroka leży na wysokości 1600 metrów npm i choć podczas dnia słońce operuje tu bardzo silnie, to nocami temperatura może spaść nawet do 10 stopni C.    A tak wygląda papuaska "arabica" na krzaku >>>

wdb130p.jpg (27416 bytes)

wdb131p.jpg (29934 bytes)

Najbardziej typowy domek - strzecha z palmowych lub pandanusowych liści, ściany z bambusowej plecionki. W wioskach Wschodnich Highlandów chaty są okrągłe, w odróżnieniu od okolic Mt Hagen, gdzie najczęściej spotyka się domostwa prostokątne. Bambusy rosną wszędzie na wyciagnięcie ręki, więc z budulcem nie ma kłopotów. Wokół bujna roślinność, gdyby nie trzebić jej bez przerwy maczetą chata szybko by zarosła zielenią...

wdb134p.jpg (29726 bytes)

W odległości około 20 kilometrów od Goroki na trasie do Mt Hagen leży wieś Asaro. Według podania okoliczni mieszkańcy podczas wielodniowych walk z innym szczepem wpadli na pomysł, aby przestraszyć wroga pojawiając się na polu walki w wykonanych z gliny upiornych maskach i malując ciała występująca tu jasną gliną. Podobno straszenie okazało się skuteczne.  A dziś mieszkańcy Asaro i okolicznych wsi za drobną opłatą demonstrują turystom maski i sposób podchodzenia wroga... 
Pokazy masek i skradania się trwają jakiś kwadrans. Potem turyści mogą do woli robić zdjęcia... Wszystko to jest bardzo skomercjalizowane, ale jednocześnie trzeba mieć świadomość, że czegoś takiego nie zobaczycie gdzie indziej.  Wizyta w wiosce błotnych ludzi - Mud Men (w naszym przypadku była to wieś Komonive) jest także okazją do obejrzenia chat i ukwieconych ogrodów, które je otaczają. Zobaczyliśmy też, jak można rozniecić ogień bez użycia zapałek (przeciągając bambusową cieciwę owiniętą wokół kawałka twardego drewna) i jak celnie mieszkający w chacie pod strzechą staruszek potrafi strzelać z łuku...

Do Asaro dotarliśmy z Normanem Carverem - wląścicielem małej agencji w Goroce (PNG Highlands Tours - tel. 732 1602) specjalizujacej sie w organizowaniu wycieczek i trekkingów dla zachodnich turystów. Proponuje on między innymi wspinaczki na najwyższy szczyt Papui Nowej Gwinei - Mt Wilhelm - 4509 m npm.  i kilkudniowe trekkingi do górskich wiosek. Drogo!

wdb132p.jpg (24422 bytes)

wdb133p.jpg (20846 bytes)

A wszystko to oglądaliśmy 23 kwietnia - w dzień św. Wojciecha... Już kilka razy zdarzało mi się "obchodzić" swoje imieniny daleko od kraju - na trasie podróży.  Z reguły w samotności;  z daleka od domu i przyjaciół. Nie ukrywam że w takich momentach, jeżeli w wirze wydarzeń jest czas na chwilę refleksji to jest trochę smutno. Ale  tym razem było inaczej - miałem przy boku wspaniałego kompana, który pamiętał o moim święcie. Wieczorem wznieśliśmy papuaskim piwem toast za zdrowie wszystkich Wojtków, szczególnie podróżników ! 
Włosy zaplecione w warkoczyki, małe dziecko na rękach i nieodłączny, kolorowy bilum na ramieniu:   papuaska mama ze średniej wielkości miasteczka...        Ludzie są tu bardzo sympatyczni, a sama Goroka ma opinię bezpiecznego miasta, gdzie spacerując ulicami cudzoziemiec nie czuje zagrożenia. Podobno miejscowy komendant policji bardzo radykalnie rozprawia się z miejscowymi chuliganami, których tu nazywa się rascals.  Rascals - działające w grupach gangi wyrostków  to poważny problem Papui, szczególnie w dużych miastach takich jak stolica. Czasem i poza miastami potrafią zatarasować drogę kłodami i wymuszać haracz na pasażerach przejeżdżających pojazdów.  Tak zdarza się na przełęczy Daulo Pass (2450 m npm),  którą musieliśmy pokonać kierując sie dalej do Mt Hagen.        -Ale i tak odcinek Goroka - Mt Hagen to najbezpieczniejszy obecnie fragment  Highlands Highway! - usłyszałem od miejscowych.  Zdecydowaliśmy się zatem (nie bez odrobiny emocji) skorzystać z PMV...

wdb138p.jpg (26356 bytes)

wdb136p.jpg (28638 bytes)

Bo  podstawowym środkiem komunikacji kołowej w Papui jest PMV (pi-em-vi  - public motor vehicle).     Pod tym uniwersalnym skrótem  kryje się wszystko co jeździ i zabiera pasażerów.    Od autobusu, poprzez różne odmiany minibusów i mikrobusów do starego landrovera i cieżarówki z twardymi ławkami na skrzyni. Takim właśnie PMV  (ale w odmianie - minibus) ruszyliśmy z Goroki do Mt Hagen...
 

Papuasów z bliska zobaczyć możecie na stronie Twarze Papui, gdzie umieściłem kilkanaście zdjęć portretowych zrobionych w Highlandach.

Aby przejść do dalszego ciągu wędrówki po papuaskich Highlandach (przelot do Tari) kliknij strzałkę WB00678_.gif (615 bytes)

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory