Cz. VII - Port Moresby Part seven: Port Moresby |
Papua
Nowa Gwinea jest stosunkowo młodym krajem. Uzyskała pełną niezależność
dopiero w 1975 roku. Terytorium kraju obejmuje wschodnią część wielkiej wyspy Nowa
Gwinea oraz - w całości - kilka mniejszych: Nowa Brytania, Nowa Irlandia, Manus,
Triobriandy. Te ostatnie są ponoć bardzo interesujące dla turysty, ale jeszcze
trudniejsze i droższe w eksploracji... Mimo wielu ostrzeżeń, które serwuje się turystom udającym się do tego kraju przeciętni Papuasi jawią się jako życzliwi i chętni do pomocy, przy lepszym poznaniu potrafiący nawet składać deklaracje w rodzaju "Mi laikim yu tru!" (w pidgin - "Bardzo cię lubię!") Popatrzmy teraz na stolicę kraju... |
||
Choć na tym zdjęciu stolica Papui prezentuje się po wielkomiejsku to tak naprawdę to tylko pozory... Takich wieżowców w mieście jest zaledwie kilka i wyrosły one dopiero w ostatnich latach. Stoją w siodle półwyspu rozdzielającego dwie zatoki morskie nad którymi rozłożył się Port Moresby. ta widoczna na obrazku obok - to Moresby Harbour. Zdjęcie zostało zrobione z Paga Hill - niewielkiego wzgórza, które wznosi się na krańcu tego półwyspu. Na taras widokowy można wjechać taksówką. Samotną pieszą wspinaczkę, szczególnie wieczorem wszyscy odradzają... | ||
Panorama oglądana z Paga Hill może naprawdę zachwycić... Moresby jest jednym z najpiękniej zlokalizowanych portów w tym rejonie Pacyfiku. Na zdjęciu obok mamy widok na drugą, mniejszą zatokę - Walters Bay. Nad tą zatoką rozłożyły się miejskie plaże: Ela i Koki. W głębi lądu, między wzgórzami leżą dzielnice handlowe - m.in. Boroko, gdzie polecamy bezpieczny i niedrogi hotel Amber's Inn, gdzie za nocleg ze śniadaniem w pokoju z wiatrakiem płaci się ok. 50 kina od osoby. Tak, Papua jest droga. Ale za to jest tu nawet mały basen, a śniadanie i transfer na lotnisko są wliczone... | ||
Port Moresby ze względu na swoje położenie na południowym wybrzeżu ma też klimat znacznie różniący się od tego, który odnotowuje się w głównych ośrodkach turystycznych na północy. O ile średnie temperatury w ciągu roku w obu strefach oscylują wokół 30 stopni Celsjusza o tyle rozkład opadów jest zupełnie odmienny. W stolicy generalnie pada mniej. Maksimum deszczu przypada na pierwszy kwartał roku, potem jest pogodnie. Na północy leje solidnie przez cały rok - najmniej od listopada do marca, a kulminacja przypada w sierpniu (według danych zebranych w stacji meteo w Lae). Generalnie przez cały rok jest tu gorąco i bardzo wilgotno, co lubią moskity - nie zapomnijcie zatem o środkach antymalarycznych. | ||
Nieco powyżej Ela Beach jak cięciwa przecina półwysep ulica Musgrave, przy której stoi między innymi Katolicka katedra St. Mary (na zdjęciu obok). Jej współczesna architektura ma nawiązywać do kształtu Haus Tambaran - Domów Duchów z wiosek Sepiku. Niedaleko - w przecznicy na Douglas St stoi najstarszy budynek stolicy - zbudowany w 1890 roku Ela United Church - i to jest chyba jedyny zabytek Port Moresby godny odnotowania. Port Moresby ma niestety złą opinię jeśli chodzi o bezpieczeństwo na ulicach. A ogrodzenia z kolczastym drutem wokół rezydencji potwierdzają, że i w domach nie jest tu bezpiecznie. Dobrze zorientowani radzą, aby po zmroku w ogóle nie wychodzić na ulicę, a jeśli już musimy, to korzystac z taksówek i hotelowych mikrobusów. W dzień też nie trzeba się włóczyć po dzielnicach slumsów otaczajacych właściwe miasto, a w centrum raczej unikać wędrowania opustoszałymi ulicami. Miasto zaleca się zwiedzać raczej w grupach. Przejazdy PMV są bezpieczne, ale te miejskie minibusy przestają kursować o zmierzchu... |
||
Stolica wzięła swoją nazwę od kapitana Johna Moresby, który był ponoć pierwszym Europejczykiem, który zawitał do zatok. Podanie mówi, że Port Moresby założony został przez Motuan - żeglarzy, którzy przybyli tu drogą morską z wysp Pacyfiku jakieś 2000 lat temu. Swoje domy budowali na palach na morskim wybrzeżu. Do dziś przetrwała tuż za portem handlowym taka wioska na palach, oczywiście przebudowana przy użyciu współczesnych materiałów. Nazywa się Hanuabada... Zapytajcie czy wolno wejść, zanim pójdziecie pomostami... |
||
W stolicy Papui Nowej Gwinei jest zaledwie kilka wieżowców i to wzniesionych w ostatnich latach. Zbudowano także niezłe drogi, które połączyły bardzo rozrzucone dzielnice miasta: stare Town z handlowo - bankowym Boroko, z Waigani, gdzie skupione są obiekty sportowe i administracja państwowa, uniwersytetem i odległym o 11 kilometrów od Town lotniskiem. Papua ma ponoć ponad 4 miliony obywateli, ale tylko 225 tysięcy spośród nich jest oficjalnie zatrudnionych. Z czego żyje kraj? Wieś z rolnictwa, często prowadzonego metodą wypalania dżungli i buszu pod poletka, z hodowli świń i rybołówstwa. Kawę, kakao i koprę z orzechów kokosowych pozyskuje się na eksport. Około 40 procent wartosci eksportu daje produkcja kopalń złota, srebra i miedzi. Kilkanaście procent wkładu do eksportu dają złoża ropy i gazu ziemnego. No i jest jeszcze znacząca pomoc rządu pobliskiej Australii (około 300 milionów dolarów australijskich rocznie). Okazuje się jednak, że to wszystko mało, biorąc pod uwagę rosnące apetyty Papuasów przybywających tłumnie z interioru do miast... |
||
Tutejsze władze postrzegają rozwój turystyki, jako potencjalną mozliwość zwiększenia dochodów budżetu. Niestety kraj leży daleko od świata i rocznie trafia tu zaledwie około 50 tysięcy obcokrajowców. Przeszkodą jest na pewno mała i przez to droga baza hotelowa. Nie bez znaczenia jest też brak dróg i kiepski stan bezpieczeństwa. Większość turystów właśnie z tego względu przybywa w grupach i mieszka w wydzielonych ośrodkach, zbudowanych przy tutejszych plażach. Na zdjęciu obok - Ela Beach w stolicy. | ||
Kraj jest członkiem
Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Głową państwa jest brytyjska królowa mianująca
generalnego gubernatora, który ją tu na stałe reprezentuje. To dlatego tutejsza policja
jest "royal" - "królewska"... Gmach parlamentu PNG w dzielnicy Waigani jest ciekawym przykładem uwzględniania w nowoczesnej architekturze tradycyjnych stylów narodowych. Papua Nowa Gwinea jest krajem rządzącym się zgodnie z zasadami demokracji parlamentarnej. W poszczególnych prowincjach są także zgromadzenia lokalne... |
||
Ze względu na
brak dróg możliwości zorganizowania ciekawych wycieczek w okolice Port Moresby
są ograniczone. Typowa, dość ciekawa trasa, którą można "zrobić"
wynajmując na pół dnia samochód z kierowcą (wytargowaliśmy 20 kina za godzinę)
prowadzi w góry - do kaskad nazwanych Crystal Rapids. Szosa wspina się za miastem na
płaskowyż wyniesiony około 800 metrów ponad poziom morza. Jest tu chłodniej niż na
wybrzeżu i nie tak wilgotno, więc już z tego względu jest to przyjemny wypad. Po
drodze warto przystanać przy wodospadach Rouna Falls. Dwa piętra tych wodospadów (po
jakieś 30 metrów każde) ogląda się z punktu widokowego przy szosie. Zejście na dół
praktycznie nie jest możliwe... Trochę baliśmy się, czy nasz wehikuł, postukujący sfatygowanym zawieszeniem na licznych tu dziurach i wybojach dowiezie nas z powrotem do Port Moresby... Na szczeście wytrwał jakoś do końca i nie rozsypał się po drodze... |
||
A trasa wiedzie drogą zawieszoną na zboczu górskiej doliny, z licznymi "zakrętami śmierci" przed którymi stoją tablice "SOUND YOUR HORN!". Na szczęście na wybojach nie da się rozwinąć dużej szybkości. Przybywający tu Australijczycy często odwiedzają po drodze także cmentarz wojskowy Bomana War Cemetary (trzeba zjechać około kilometra z głównej szosy). Na cmentarzu pochowani są australijscy i papuascy żołnierze, którzy zginęli na Nowej Gwinei podczas drugiej wojny światowej - około 4 tysięcy mogił... | ||
A taki pomnik - obelisk stoi na początku słynnego Kokoda Trail - górskiego szlaku wytyczonego przez tropikalną dżunglę, którym Japończycy próbowali przebić się lądem na południowe wybrzeże. Kosztowało to 12 tysięcy zabitych... I dziś jeszcze odważniejsi turyści próbują swych sił na tym szlaku. Zabiera im to minimum 5 dni marszu przez dżunglę, po śliskich kamieniach i pełnych błota ścieżkach, z noclegami w wioskach. Niedawno prasa doniosła, że jakiś samotny Anglik zagubił się po drodze i błąkał się kilka dodatkowych dni w dżungli. Nie ma żartów - lepiej wziąć przewodnika... | ||
A to poetycznie nazwane przez kogoś kaskady Crystal Rapids za wioską Sogeri. Miejscowy chief pobiera po 3 kina opłaty za wjazd amochodu na miejsce piknikowe na łące nad rzeką. Woda nie była wcale kryształowa, tylko mętna, ale okolica ładna... Niestety musieliśmy spieszyć z powrotem do miasta, gdzie czekał na nas na lotnisku australijski boeing 767... Odlecieliśmy nim do Brisbane, gdzie przyszło mi rozstać się z moim kompanem. Następnego dnia odleciałem z Australii do egzotycznego Sułtanatu Brunei... Ale o tym przeczytacie już na innych stronach... Wojciech Dąbrowski | ||
Papuasów z bliska zobaczyć możecie na stronie Twarze Papui. |
Powrót do sprawozdania z czwartej podróży dookoła świata - (część III - od Brunei) | |
O moich wcześniejszych podróżach dookoła świata i zasadach organizacji takich podróży możecie przeczytać na stronie: DOOKOŁA ŚWIATA |