Część 9 - Part nine - Nepal

tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos

At the beginning of the year 2009 I departed for my eight round-the-world voyage. After a month spent in equatorial Africa I flew to South America for few weeks. Then I turned north to Alaska and crossed the Pacific with stopovers on the couple of tropical islands. On the other side of he ocean I landed in Australia. After visit on Lord Howe and Tasmania I flew onward - to the bottom of Himalaya Mountains. Just  look at the map below:   Na początku 2009 roku wyruszyłem w ósmą podróż dookoła świata. Po prawie miesiącu wędrowania w równikowej Afryce poleciałem ponad południowym Atlantykiem na kilka tygodni do Ameryki Południowej. Potem zawróciłem na północ - aż na Alaskę i przeciąłem Pacyfik zatrzymując się na kilku tropikalnych wyspach. Po drugiej stronie Oceanu Spokojnego wylądowałem w Australii. Po odwiedzeniu wyspy Lord Howe i Tasmanii poleciałem dalej - do stóp Himalajów. Popatrzcie na mapkę poniżej:

     
In the eastern side of Nepal there is only one border crossing point to India: in Panitanki - Kakarvitta (there are different spellings like Kakarbhitta too). on the both sides of the long border bridge you will not find any passport check point. Local people go up and down the border without any limitations. Foreigner must find immigration offices to get Indian exit stamp and Nepalese visa issued on the spot. From Indian town of Siliguri there are minibuses and jeeps marked "Kararvitta" going to the border (50 rupees), but they will leave you at the immigration office in Panitanki and escape - you have to go by yourself through the bridge. Nepalese 15-days tourist visa will cost you 30 USD - 1 photo and 1 form are required. Then you will cross a gate to Nepal:

It is less hen 200 m from the gate to the bus terminal. Next to the terminal are cheap hotels where I took a shower: 

All buses from Kakarvitta to Kathmandu depart at 5pm. I paid 910 NPR for the ticket and rented a poor room with shower for the few hours (100 rupees) to have a bath and rest before all night on a bus.  

This was a horrible night: 13 hours on the bumpy road, in the cramp bus where I was hitting the roof many times with my head. I traveled with the legs blocked by the neighbor's seat. On the rest stop in the middle of the night I said to the crazy driver: -Do you think you carry potatoes, not the people?  

Our bus reached Kathmandu at the sunrise. Driver left us on the outskirts of the city. My backpack taken off the boot was very dirty. I was too tired to walk - I took a junk taxi for 400 rupees to get to the Thamel  tourist quarter.

 

 We wschodniej części Nepalu jest tylko jedno przejście graniczne do Indii - w Panitanki - Kakarvitta (spotyka się także inne wersje pisowni - także Kakarbhitta). Po obu stronach długiego granicznego mostu (na zdjęciu poniżej) nie ma żadnego posterunku sprawdzającego paszporty. Miejscowi kursują swobodnie tam i z powrotem, a cudzoziemiec musi sobie odszukać odpowiednie biura, aby zdobyć wyjazdową pieczątkę hinduską i nepalską wizę, która wpisywana jest do paszportu na granicy. Z indyjskiego Siliguri do granicy jeżdżą minibusy i jeepy opatrzone tablicą "Kakarvitta" (50 rupii), ale na miejscu okazuje się, że zostawiają pasażerów w Panitanki - przed indyjskim biurem imigracyjnym. A dalej - radź sobie sam!

 

Żadnej wolnej rikszy nie było w polu widzenia i sporo wypociłem zanim przeszedłem most i odnalazłem nieco odsunięty od drogi budyneczek nepalskiego "immigrations". Jedno zdjęcie, jeden formularz wypełniony na poczekaniu i 30 dolarów w gotówce - nepalska wiza na 15 dni wydawana jest w ciągu 15 minut. 

Potem wymieniłem pieniądze w sąsiednim domu (za indyjską rupię dają 1,6 nepalskiej, a za dolara 78 NPR). Potem pomaszerowałem do miasteczka przez symboliczną "bramę do Nepalu" (zdjęcie po lewej). Duży, zakurzony plac pełniący rolę terminala autobusowego znalazłem już 200 m od otwartego granicznego szlabanu: 

Okazało się, że wszystkie autobusy do Katmandu odjeżdżają o 17.00. Za bilet w agencji zapłaciłem 910 rupii (zdaje się, że na placu można zapłacić mniej). Nie bez trudu odnalazłem jedyny sklepik sprzedający chleb i w uliczce koło terminalu za połowę dobowej ceny (100 rupii) wynająłem na kilka godzin pokój z prysznicem, aby się odświeżyć i odpocząć przed całonocną podróżą. Mizerny hotelik nazywał się poetycznie - "Moonlight".

To była koszmarna noc: 13 godzin na szosie będącej jedną wielką "tarką". W ciasnym busie, gdzie uderzałem głową w sufit, z nogami zblokowanymi przez opuszczone siedzenie poprzednika. I z kierowcą tak szarpiącym kierownicą i gazem jakby wiózł kartofle, a nie ludzi...  

Do Katmandu nasz autobus dotarł o świcie. Kierowca wyrzucił nas na jakiejś peryferyjnej ulicy. Mój plecak wyciągnięty z bagażnika był tak zakurzony, że żadne otrzepywanie na nic się nie zdało. Zmęczony wziąłem taksówkę-rupiecia (400 rupii) do turystycznej dzielnicy Thamel.  

 

Thamel

     

I was in Kathmandu in 1987 - 22 years ago. I found the city changed for the worse. Today Kathmandu has more then a million inhabitants and clouds of smoke and dust in the narrow streets. Traffic is heavy. Air pollution is so high that many people wear mask.

Thamel still has its atmosphere: there are plenty of shops, cafes, souvenir shops and hotels of different categories. Laundry cost less then a dollar per kilo and one hour of internet - 100 rupees.  

But in the streets of Thamel you can see also homeless children laying on the sidewalks - see the picture on the right column...

In the little shops children very often stand in their parents - like this little lady. She knows the money and how to bargain... On the new Nepalese bank notes (see the picture on the right column) the portrait of the king was replaced by the view of Sagarmatha or Mount Everest - the highest peak of the world.  Since May 2008 Nepal is no longer the monarchy but the republic - democratic and federal...

 

 

 

 

    Narrow, full of life, crowded and colorful street will lead you up from Thamel to the central point of Kathmandu - the Durbar Square:

 

W Kathmandu byłem ostatnio w 1987 roku - minęły 22 lata. Czy miasto się zmieniło? Tak - niestety na gorsze... Ma już ponad milion mieszkańców i chmury kurzu i spalin w wąskich ulicach, którymi czasem trudno się przecisnąć. Zanieczyszczenie powietrza jest tak duże, że wielu nosi tu różnego rodzaju maski...

Thamel wciąż ma swoją specyficzną atmosferę: wiele tu sklepików (w tym takie, które sprzedają europejską żywność), kafejek, sklepów z pamiątkami i hotelików różnych kategorii. Upiorą ci przepocone ciuchy - zapłacisz mniej niż dolara za kilogram. A za godzinę surfowania w sieci - 100 rupii.

Ludzie w tradycyjnych strojach, wędrowni sprzedawcy, girlandy drutów i kabli nad ulicami... Wszystko to składa się na  niepowtarzalny koloryt, ale w Thamelu można zobaczyć także obrazki: 

W małych sklepikach często dzieci zastępują rodziców - właścicieli - taką właśnie małą i uroczą "ekspedientkę" uwieczniłem na zdjęciu po lewej. Na banknotach, które są w obiegu nie ma już podobizny króla - zastąpiła ją sylwetka najwyższego szczytu świata - to Sagarmatha czyli Mount Everest. Od maja 2008 roku Nepal nie jest już monarchią, ale republiką - demokratyczną i federalną.

A taka, pełna życia i kolorów uliczka prowadzi z Thamelu w kierunku centrum miasta, którym jest bez wątpienia Durbar Square :

In the stalls you will pass o your way to Durbar Square they sell vegetables and fruits, but also flowers. Local people - believers of Hindu religion buy strings of flowers to put them on the altars of numerous temples and chapels. There are many such a little temples in Old Kathmandu - you will see e.g. little temples of Ganesh, son of Siwa  and Parwati showed with the head of elephant.

 

 

W kramach, które mijałem można kupić nie tylko warzywa i owoce, ale także kwiaty - te ostatnie najczęściej w formie wianków czy naszyjników, które miejscowi, wyznający hinduizm składają na ołtarzach mniejszych i większych świątyń. Kapliczki z podobiznami boga Ganesza, syna Siwy i Parwati - boga obfitości i dobrobytu przedstawianego ze słoniową głową,  można spotkać w wielu punktach starego Katmandu.

 

 

 

The famous Durbar Square - the heart of the city you can see on the picture below. Durbar Square is the plaza opposite the old royal palace Hanuman Dhoka. It is surrounded by spectacular architecture and vividly showcases the skills of the Newari artists and craftsmen over several centuries.

 

A to już  słynny Durbar Square - plac będący sercem miasta, wypełniony sylwetkami świątyń, wzniesionych na przestrzeni kilku wieków i ozdobionych ciekawą snycerką przez zamieszkujących Dolinę Katmandu Newarów. Plac rozciąga się przed starym pałacem królewskim Hanuman Dhoka.

 

 

Durbar Square architecture is placed on UNESCO World Heritage List.  22 years earlier I saw many cows wondering around Durbar Square. Unfortunately now they allow cars and noisy motorcycles to go through, which spoils the atmosphere of this historical,  interesting place. But Durbar still has the charm and it is nice to come here in the evening and watch the local life sitting on the stairs of the temple...

In the corner of Durbar Square there is an entrance to the old royal palace (photo below - they charge 250 rupees entry fee) with the statue of Hanuman covered by red cloth staying by (see the picture on the right column).

It is worth to notice also the little palace of the living goddess - Kumari with ornate carvings. Can you see the gold-plated window on the picture - sometimes Kumari appears there...

If you stay in Kathmandu more then a day it is definitely worth to take a walk to the Stupas of Bodnath and Swayambhunath located on the outskirts of the town. It is easy to meet there Buddhist monks wearing red clothes:        

Both stupas are famous of the eyes of Buddha painted on their towers. The eyes look to the four cardinal points. 

 

I have before (in 1987) to Bodnath Stupa, visiting also the most important Hindi temple - Pasupatinah, but Bodanth excited me so much, that I decided to take my chance and see it again.

 

 Bodnath Stupa:

 

Pamietam sprzed 22 lat krowy wałęsające się po placu. Teras niestety na teren tego ciekawego zespołu zabytkowego (umieszczonego na liście World Heritage UNESCO) wpuszczane są samochody i hałaśliwe motocykle, co na pewno psuje ogólną atmosferę. Mimo to miejsce jest urokliwe i warto tu przyjść szczególnie pod wieczór, by siedząc na stopniach świątyń patrzeć, jak toczy się życie po nepalsku...

W rogu placu jest wejście do dawnego pałacu królewskiego (zdjęcie niżej po lewej). Niestety zwiedzanie jest płatne - 250 rupii. Obok wejścia, nakryty czerwonymi szatami stoi pod parasolem posąg Hanumana - boga o twarzy małpy. 

Przy wejściu na plac znajdziecie mały, bogato zdobiony snycerką pałacyk żywej bogini - Kumari. Czasami w pozłacanym okienku można zobaczyć tą dziewczynkę, która piastuje swoją godność tylko do czasu, gdy osiąga dojrzałość - wtedy zastępuje ją inne dziecko.

Mały plac przylegający do Durbar Square w całości wypełniony jest kramami z pamiątkami. Jest z czego wybierać! Ja sam pod pierwszego pobytu w Katmandu kupiłem tu inkrustowane khukri - nóż Gurkhów:

Będąc w Katmandu trzeba i warto odwiedzić dwie buddyjskie stupy zbudowane na peryferiach miasta: Bodnath i Swayambunath. Obie słynne są z oczu Buddy wymalowanych na ich czworobocznych szczytach - patrzących w cztery strony świata:

Stupę Bodnah widziałem już przed 22 laty. Ale to miejsce tak mnie wtedy zafascynowało, że postanowiłem dwiedzić je jeszcze raz: 

Close to the big stupa there are also little ones: 

Pilgrims walk many times around the stupa in the clockwise direction turning prayer wheels and repeating "Om mani padme hum"

 

 

 

Sylwetki ludzi wydają się mikroskopijne w porównaniu z rozmiarami całej budowli. To turyści przemieszani z pielgrzymami, którzy wielokrotnie obchodzą stupę dookoła w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara kręcąc modlitewne młynki i mamrocząc rytualne "om mani padme hum". Obok wielkiej stupy stoi kilka mniejszych (zdjęcie po lewej). Dziedziniec wokół stupy zamknięty jest zwartą linią zabudowy ze sklepikami i zakładami pamiątkarskimi. Wdrapałem się oczywiście na górę, by zrobić zdjęcia:

Wokół rozbrzmiewa nastrojowa buddyjska muzyka... Jest atmosfera pozwalająca usiąść i zamyślić się nad tym, dokąd i po co biegną ci ludzie za bramą...

Niestety obecnie trzeba już  zapłacić za wstęp na dziedziniec stupy -  na szczęście nie jest to wysoka suma: 100 rupii.

I did not find in Kathmandu any tourist information office. There were only private travel agencies. Agents are not interested in giving you free city maps. Sometimes is is a problem to get a good map. That's why I prepared for you the best map I have - with all main city attractions. You won't be disoriented with this little chart: 

 

Nie znalazłem w Katmandu żadnego biura informacji turystycznej. Są tylko prywatne agencje. A te ze zrozumiałych względów nie są zainteresowane  rozdawaniem darmowych map. Dlatego przygotowałem dla was najlepszą jaką mogłem mapkę miasta. Mieszczą się na niej najważniejsze ciekawostki turystyczne. Pozwoli zorientować się w położeniu dzielnic i zabytków.

     

With such a map I was walking to the second interesting Kathmandu's stupa - Swayambunath, located in the western oustskirts of the city. Swayambunath stupa (there are also other versions of this name) is located on the hill, with a x10 zoom you will be able to take such a picture from the route:

From the bottom of the hill there is a comfortable and long stairway going up to the temple. On the both sides you will see numerous chortens and statues of Bhuddha...

There are many monkeys wondering around. That's why foreigners call Swayambunath - Monkey Temple.

At the end of the stairway you will finally see the gold-plated tower of the stupa... Only 30, 40 tiring steps more and at last you will see the view of the courtyard of Swayambunath Buddhist Temple:

 

Z Thamelu z taką mapką wędrowałem do drugiej ciekawej stupy Katmandu - Swayambunath, położonej na zachodnim krańcu miasta. Spotyka się także inne wersje jej nazwy. Stupa położona jest na wzgórzu - widać to na zdjęciu na sąsiedniej kolumnie. Od jej podnóża do świątyni na szczycie prowadzą wygodne, ale strome schody z małymi czortenami i posągami Buddy po obu stronach:

Z przeciwnej strony wzgórza jest droga doprowadzona prawie do bram świątyni, kursują po niej taksówki. Ale ja uparłem się, aby w upale powędrować w górę razem z miejscowymi. Byli wśród nich tragarze. Wspomniałem Szerpów, z którymi kiedyś wędrowałem pod Ewerest - nosili kosze w podobny sposób zawieszone na czołach :

Na poręczach i murkach schodów hasały małpy... Ta świątynia nazywana jest przez cudzoziemców potocznie Świątynią Małp - Monkey Temple.

W końcu u krańca stromych schodów widać pozłacaną wieżę stupy... Jeszcze tylko kilkadziesiąt pracowitych kroków i nareszcie przed oczyma spoconego wędrowca otwiera się widok dziedzińca świątyni Swayambunath:

 

     

The courtyard around stupa is very crowded. There are many chortes of different size (photo below) but also many stalls selling souvenirs, offering candels, monkeys and of course - people - tourists and pilgrims, who came here to pray.

 

Dziedziniec wokół stupy jest bardzo zatłoczony. Umieszczono na nim liczne czorteny różnej wielości (na zdjęciu po lewej), ale są również kramy z pamiątkami, ogarkami zapalanymi na ołtarzach, małpy no i oczywiście ludzie - turyści i pielgrzymi, którzy przyszli się pomodlić.

At the entrance from the courtyard to the stupa I saw a strange, gol-plated stuff. Locals touch it by their foreheads... Perhaps you know what is that?  

Przy wejściu ze schodów na dziedziniec leży na specjalnym filarze czy też ołtarzu gigantyczny, pozłacany... no właśnie - nie udało mi się uzyskać od miejscowych wytłumaczenia. Ten dziwny przedmiot (berło?) jest przedmiotem praktyk religijnych - miejscowi dotykaja go czołem.

     

In the northern end of the courtyard I found little temple with the big statue of the Lord Buddha on the altar (see the picture on the right column).  Around the main stupa there are many prayer wheels. It is common to see here Buddhist monks waking around in the clockwise direction.

In the wall of the proper stupa there are numerous gold-plated chapels with a statues of Buddha inside. Local people lower heir heads before them, touch the bars, pray...

Sometimes the outside iron net is lifted to one side so the believers can put there offering flowers and rice. Ubiquitous monkeys take advantage of this and steal the food...

They are everywhere in the temple and nobody thinks about chasing them away...

On the contrary - I saw a monk the host, who was feeding them with oranges - it seems that they are welcomed here:

Local people believe that when this temple was founded about 2,000 years ago, Kathmandu Valley was filled with a great lake. According to Buddhist legend, a single perfect lotus grew in the center of the lake. When the bodhisattva Manjusri drained the lake with a slash of his sword, the lotus flower settled on top of the hill and magically transformed into the stupa. Thus it is known as the Self-Created (swayambhu) Stupa.

The same evening I took a flights via Delhi to Amsterdam and then via Warsaw to Gdansk... The 8th Round the World Voyage was over...  The longest (regarding the length of the route) voyage in my life. You can read hot news as usual in my travel log -  here.

 

W północnej części dziedzińca jest mała świątynia z wielkim posągiem Buddy we wnętrzu (zdjęcie poniżej). Dookoła głównej stupy ustawionych jest wiele stojaków z młynkami modlitewnymi (zdjęcie obok). Często widzi się mnichów buddyjskich maszerujących wokół stupy w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara (jak na zdjęciu po lewej).

Na obwodzie stupy umieszczone są liczne pozłacane kapliczki z posągami Buddy we wnętrzu. Miejscowi skłaniają przed nimi głowy. Dotykają kraty, modlą się...

Czasem zewnętrzna krata przypominająca sieć jest odsłonięta po to, by mogli we wnętrzu złożyć kwiaty lub ofiarę z ryżu. Korzystają z tego wszechobecne małpy, które bezczelnie wchodzą do środka i pożywiają się zarówno niektórymi kwiatami jak i ryżem. Nikt ich nie przegania...

Wprost przeciwnie - widziałem mnicha - rezydenta, który karmił te małpy pomarańczami z koszyka. Wygląda więc na to, że małpy są pożądanymi rekwizytami tej świątyni - figurującej zresztą na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Ale małpy nie są wcale jedynymi zwierzętami w tej świątyni. Możecie sobie wyobrazić jaki panuje tu upał, skoro miejscowe psy godzinami leżą w cieniu na dziedzińcu. Jak nieżywe....

Miejscowi wierzą, że dwa tysiące lat temu Dolinę Katmandu wypełniało wielkie jezioro. Zgodnie z buddyjską legendą na środku jeziora rósł samotny lotos. Gdy bodhisatwa  Mandżusri osuszył jezioro cięciem swego miecza kwiat lotosu rosnący na szczycie wzgórza cudem przeistoczył się w stupę. I dlatego nazywa się ona samorodną (swayambhu).

To był mój ostatni dzień w Katmandu i finałowy dzień mojej podróży dookoła świata, wydałem ostatnie rupie (nie było ich wiele) w jednym z takich kramów na pamiątki dla najbliższych.

Potem taksówkarz za 300 nepalskich rupii zawiózł mnie z Thamelu na lotnisko. I tu czekała niespodzianka: okazało się (o czy zdaje się nie wiedzą agenci sprzedający bilety lotnicze, że opłaty lotniskowe przy odlotach z Katmandu nigdy nie są wliczone do ceny biletu - zawsze płaci się na lotnisku przy rejestracji bagażu. Zażądali zapłacenia 1600 nepalskich rupii. Nie miałem!  Na szczęście można było zapłacić kartą kredytową (po niekorzystnym kursie). Radzę wam zostawić sobie taką kwotę...

Samolot do Delhi odleciał o czasie. Tam miałem kilka godzin oczekiwania na lotnisku. W pewnym momencie wyglądało na to, że odlecę z kilkugodzinnym opóźnieniem ("...bo samolot z Amsterdamu wylądował, ale nie ma gdzie zaparkować..." - takie teksty z głośnika dowodzą, że Delhi jest jednym z najbardziej bałaganiarskich lotnisk świata i lepiej je omijać). Ale w końcu odlecieliśmy...  W Amsterdamie, by zdążyć na samolot do Warszawy mało nie zgubiłem plecaka na zakręcie jadąc ze skrzydła do skrzydła terminalu. W Warszawie było nieco pochmurno, ale w Gdańsku powitało mnie wiosenne słońce!   Nie ma to jak w Polsce!...

  Tak skończyła się ta najdłuższa (jeśli chodzi o długość trasy) podróż mojego życia. Dziękuje wszystkim tym, którzy trzymali za mnie kciuki...

Okrążyłem glob po raz ósmy. Czy była to moja ostatnia podróż dookoła świata?

Czas pokaże...

Zapiski robione na gorąco na trasie znajdziecie jak zwykle w dzienniku podróży. 

     
A

 

     
To the start of my 8RTW report  

Przejście na początek relacji z 8RTW

 

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory