|
tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos |
|
Ten niewielki skrawek lądu jest jednym z najrzadziej odwiedzanych miejsc na Karaibach, mimo że leży blisko dużego lotniczego węzła Karaibów funkcjonującego na sąsiedniej wyspie Antigua. Decyduje o tym nie tylko brak na Montserat infrastruktury turystycznej ale także ponura sława związana z kataklizmem, który przeszedł nad nią stosunkowo niedawno. W sierpniu 1995 roku wybuchł na nowo wulkan Soufriere Hill zajmujący południową część wysepki... | |
Montserat
był przez setki lat kolonią brytyjską... Wysepka ma rozmiary 12 na 7 mil i
leży w pobliżu innej, znacznie większej - Antigua. W konsulacie brytyjskim w Warszawie poinformowano mnie , że od Polaków odwiedzających Montserat wymaga się posiadania wizy. Otrzymałem ją u Brytyjczyków w ciągu jednego dnia po zapłaceniu 120 złotych. Po przylocie na miejsce młody urzędnik emigracyjny wcale nie szukał w moim paszporcie wizy - wbił mi ładny przyjazdowy stempel z koniczynką, jego kolega celnik zajrzał leniwie pod klapę plecaka i na tym odprawa się skończyła. Może nie zdawali sobie nawet sprawy co to za paszport?... |
|
Helikopter zabiera wprawdzie tylko 8 pasażerów, ale lata na Montserat trzy razy dziennie - codziennie z wyjątkiem środy. Za bilet w jedna stronę trzeba zapłacić 33 USD. Alternatywą dla helikoptera jest katamaran "Opale Express" odpływający na Montserat z St. John's na Antigua codziennie z wyjątkiem niedziel o 6.30 i 16.00. Po półgodzinnym postoju na Montserat katamaran wraca do St. John's. Koszt biletu to 38 USD w każdą stronę lub równowartość tej kwoty w dolarach karaibskich. Podobno istnieje specjalna weekendowa taryfa powrotna (na rejsy w piątek, sobotę i poniedziałek) która za 45 USD pozwala odbyć podróż powrotną... | |
Do odprawy
każą przyjść 1,5 godziny przed odlotem. To dużo za wcześnie ale przychodzę,
bo wolę nie ryzykować utraty miejsca... Podczas lotu hałas w kabinie
jest tak duży, że pasażerowie dostają specjalne tłumiące słuchawki na uszy.
Już po kilkunastu minutach lotu widać górzysty ląd. Tak wyglądają północne,
wysokie wybrzeża Montseratu oglądane z pokładu helikoptera. Siadamy na małym płaskowyżu w środku północnej części wyspy. Odprawa w małym baraczku... dowiaduję się, że jedynym środkiem transportu na wyspie są taksówki. Drogie! Przyjmują amerykańskie dolary jeszcze chętniej od wschodniokaraibskich... 15 USD za kurs do hotelu? -To u nas normalna cena! |
|
Ludzie
Montseratu. Swoich korzeni szukają najczęściej w Irlandii (obchodzi się tu
jako narodowe święto dzień św. Patryka). Odniosłem wrażenie że
Ci ludzie niestety nie są zbyt życzliwi dla przyjezdnych. Może dlatego, że
na wyspie po wybuchu wulkanu zostali przede wszystkim ci najubożsi i
najmniej wykształceni. Może dlatego, że każdy z nich został w jakiś sposób
dotknięty przez katastrofę, wiele utracił i czuje się pokrzywdzonym przez
los... Może także dlatego że ci ludzie nie widzą dla siebie wesołych
perspektyw: pomoc udzielana przez metropolię jest skromna i nie wystarcza
nawet na szybkie odtworzenie publicznych budynków i infrastruktury. Mówią
między sobą dziwacznym, trudnym do zrozumienia żargonem, który nazywają
"broken english". -Jest bardziej zwięzły od angielskiego! - powiadają. Jednostką monetarną Montseratu jest (podobnie jak na wszystkich sąsiednich wyspach) wschodniokaraibski dolar. |
|
Baza
hotelowa Montseratu jest obecnie bardzo skromna. Zapytany o najtańszy
guesthouse urzędnik z lotniska wskazał mi pensjonat "Montserrat Moments" (po
angielsku nazwę kraju pisze sie przez dwa "r"). Gdy taksówką
dotarłem do ładnej willi usytuowanej na zboczu Manjack Heights okazało się
że ten najtańszy wariant oznacza konieczność zapłacenia 45 USD za pokój z
łazienką, śniadaniem i używalnością kuchni. Gospodyni - biała
Florence była nawet miła ale nic nie chciała opuścić... Standard
był wysoki, rzecz w tym, że ja takiego wcale nie potrzebowałem!
Nie było jednak wyboru, a także czasu na chodzenie po wyspie w
poszukiwaniu czegoś skromniejszego. -Masz jeden dzień na zwiedzenie wyspy? Będziesz musiał wziąć taksówkę! Na moją prośbę Florence zadzwoniła do najbardziej znanego miejscowego taksówkarza i jednocześnie przewodnika po wyspie. |
|
Przyjechał
mocno sfatygowanym mikrobusem po dwóch kwadransach. Czarny Joe Phillip.
Taryfa: 20 USD za każdą godzinę jeżdżenia i objaśniania. Po targach
stanęło na 15... Pod koniec tury Joe sam się sobie dziwił: -Jak ja
mogłem się zgodzić na tak niską stawkę i... zostawił mnie na drodze...
Ale rano ruszaliśmy z optymizmem. Po wulkanicznym kataklizmie który nawiedził wyspę zabytków do oglądania zostało tu raczej niewiele. Do tych nielicznych zaliczyć można chyba ten anglikański kościółek Św. Piotra otoczony cmentarzem. W niewielkiej społeczności Montseratu reprezentowane są niemal wszystkie ważniejsze wyznania: Roman Catholic, Anglican, Seventh Day Adventist, Pentecostal, Methodist, Baptist, Jehovah’s Witness, Wesleyan Holiness, Church of God - o niektórych pewnie wcale nie słyszeliście... . . |
|
Od czasu erupcji południowa część wyspy (około 2/3 jej powierzchni) jest niedostępna zarówno dla turystów jak i dla miejscowych. W tej strefie, nazywanej Exclusion zone znalazła się między innymi dawna stolica wyspy - Plymouth. Możliwość spojrzenia na zamkniętą i zakazaną dla turystów część wyspy daje wzgórze Garibaldi Hill (na zdjęciu - w centrum). Na szczyt prowadzi terenowa, miejscami umocniona droga. | |
Na stoku wzgórza przetrwało kilka domów - will. W okresie zagrożenia kolejnymi wybuchami wulkanu władze przymusowo wysiedlały ich mieszkańców. Wszyscy się temu poddali z wyjątkiem dwójki hardych amerykańskich emerytów z Michigan. Przyjeżdżając tu i kupując posiadłość wierzyli, że to niedrogie i bezpieczne miejsce w którym spokojnie można spędzić jesień życia. Robert i Beverly Kleeb do dziś mieszkają tu w swoim domu malowniczo położonym na skalnym urwisku a z tarasu przed ich domem roztacza się taki oto widok... Naprzeciwko - po północnej stronie zatoki na stoku widać domy osady Salem - ostatniego zamieszkanego osiedla przed strefą zamkniętą... |
|
Na mapach i w encyklopediach jako stolicę Montseratu wciąż pokazuje się Plymouth. Tymczasem (popatrzcie na zdjęcie obok) naprawdę jest to w tej chwili tylko "ghost town" - miasto duchów do którego nikt nie ma dostępu. Wszystkie domy są opuszczone, nawet te które stoją wśród zieleni u stóp Garibaldi Hill. Widoczne w dali centrum miasta pokryte jest warstwą błota i popiołu. Przy wysuniętym w morze molo nie cumują teraz żadne jednostki bo wpływanie do strefy przybrzeżnej z tej strony wyspy też jest zabronione... Tuż przed pamiętnym wybuchem na Montserat mieszkało 10600 ludzi. Po wybuchu liczba mieszkańców zmalała o połowę - nie jest to bezpieczne miejsce do mieszkania i niewiele jest tu miejsc pracy. |
|
W centralnej części wyspy wyrastają trzy zielone wzgórza - Centre Hills. Na stoku jednego z nich budują obecnie obserwatorium wulkanologiczne. Wjechaliśmy tam aby popatrzeć na okolicę i przekonać się, że rzeczywiście stąd otwiera się najlepszy widok na wulkan (zdjęcie obok). Niestety tego dnia szczyt wulkanu Soufriere Hill, winnego katastrofy spowity był chmurami. Lawa wydobywająca się z tego wulkanu ma wielokrotnie większa lepkość niż np. ta z Hawajów. Dlatego nie tworzyła ona potoków spływających po zboczu aż do morza ale natychmiast po wylewie z krateru zastygała formując nowy wierzchołek i zastygając w górnych partiach zbocza. To co spływało na dół to popioły wulkaniczne, błoto i gorąca woda. | |
Od kataklizmu minęło kilka lat, ale państewko nie podźwignęło się jeszcze. Siedziba rządu mieści się wciąż w takich prowizorycznych barakach. Mieszkańcy skarżą się na wysokie podatki i cła (z czegoś ten rząd musi się utrzymywać!). Nieśmiało próbują na nowo rozwijać turystykę, ale ceny jak przeczytaliście póki co są "zaporowe". Montserat ma swoją stronę w internecie: http://www.visitmontserrat.com/geninfo.htm gdzie znaleźć można podstawowe informacje o tym, co wyspa ma obecnie do zaoferowania... |
|
Mimo że dwie trzecie powierzchni wyspy zamknięte jest dla zwiedzania to i tak na Montserat znaleźć można piękne widoki do fotografowania. Gdyby jeszcze przez te góry poprowadzono jeszcze jakieś ścieżki i wydrukowano mapkę.... Zdjęcie przedstawia zatokę Carr's Bay. Za niewielkim skalistym cyplem po prawej stronie leży jeszcze głębiej wcięta w ląd Little Bay - gdzie jest jedyny porcik wyspy do którego przypływają: katamaran z pasażerami i niewielkie jednostki handlowe z zaopatrzeniem. Po drugiej stronie widocznej na zdjęciu skały jest trudno dostępna zatoczka Rendezvous Bay z najładniejszą plażą na wyspie (zdjęcie będzie dalej) | |
W Carr's Bay jest niewielki nadbrzeżny taras na którym ustawiono stare armaty. Dla Europejczyków odkrył ta wyspę Kolumb w 1494 roku nazywając ją Santa Maria de Montserrat od słynnej Madonny z katalońskiego klasztoru. Przetrwał tylko ostatni człon tej nazwy. Potem, od 1632 roku kolonizowali tą wyspę Brytyjczycy. Do dzisiaj Montserat jest kolonią. Gubernator mianowany przez brytyjską królową odpowiada za sprawy obrony, politykę zagraniczną i sprawy wewnętrzne. Gubernator przewodniczy siedmioosobowej Radzie Wykonawczej zarządzającej wyspą. 11-osobową Radę Legislacyjną wybierają obywatele w powszechnych wyborach... | |
Typowego karaibskiego budownictwa na Montserat nie zobaczycie wiele. Te dwie chatki fotografowałem przy lądowisku helikopterów. tak naprawdę to jest jeden dom: zgodnie z tradycją Karaibów młode małżeństwa zamieszkiwały w takiej pojedynczej chatce. Gdy rodzina się rozrastała wyburzano jedną boczną ścianę i dostawiano następny segment. I tak dalej - w zależności od potrzeb i zamożności właścicieli... |
|
W kilku punktach "bezpiecznej" części wyspy zbudowano osiedla dla "przesiedleńców" z części zagrożonej. Mają w tych domkach wodę, elektryczność, a nawet telefony. Ale to już nie ten styl... Życie towarzyskie jest ograniczone skromnymi możliwościami - funkcjonuje tylko kilka małych, hałaśliwych barów. Podczas mojego pobytu przygotowywano do otwarcia nowy hotel - można sobie jednak wyobrazić jakie tam będą obowiązywać ceny... | |
W północnej
części wyspy dominują zielone góry - to Silver Hills - Srebrne Wzgórza. W
prospektach piszą, że przez wzgórza poprowadzone są turystyczne szlaki. Na
miejscu przekonałem się, że być może kiedyś tam były, ale w ciągu ostatnich
lat kompletnie zarosły - od czasu wulkanicznej katastrofy i upadku turystyki
nikt nimi nie chodzi. Na środkowej górce ze zdjęcia obok budują jakąś chatę
i doprowadzili tam terenową drogę - to ona w znakomity sposób ułatwiła mi
wspinaczkę. Wypociłem sporo wody zanim tam dotarłem. Bylo kompletnie pusto,
tylko ptaki skrzeczały w zaroślach - idealne warunki do obcowania z
przyrodą...
|
|
Widok
roztaczający się z Silver Hills wart jest wspinaczki. Na zdjęciu widać
zachodnie brzegi wyspy. Z mojej trasy można tam było dość wygodnie zejść
kolejną terenową drogą i fotografować klify pod którymi pieni się ocean. Na płaskim terenie widocznego na zdjęciu cypla było kiedyś lotnisko "W.H. Bramble Airport" przyjmujące turbośmigłowe samoloty z Antigua i innych karaibskich wysp. Dziś ten odcinek wybrzeża jest niedostępny jako fragment zagrożonej strefy. A na Montserat teraz latają tylko helikoptery - ich lądowisko znajduje się na małym płaskowyżu w środku wyspy - u stóp Silver Hills. |
|
A to widok w kierunku wschodnim. Wspinałem się na Silver Hills z zamiarem znalezienia zaznaczonej na starej mapie ścieżki i zejścia nią bezpośrednio do zacisznej Rendezvous Bay. Niestety, wszystkie słabo widoczne scieżki prowadzace w tamtym kierunku kończyły się chaszczami. Po drodze nie spotkałem ani jednej "żywej duszy" u której mógłbym zasięgnąć języka. W rezultacie przyszło mi zawrócić do Drummonds i przygodnym samochodem zjechać w dół do Corr's Bay... Stamtąd dotarłem do Rendezvous Bay - pieszo... | |
A to właśnie ta ustronna zatoczka Randezvous Bay z najładniejszą plażą na wyspie. Miejscowi najczęściej dopływają do niej łodzią okrążając wysoki, skalisty cypel oddzielający ją od Little Bay. Co pozostaje trampowi? Trzeba odszukać początek ścieżki biegnącej przez grzbiet na drugą stronę. Na początek trzeba zgłosić się do portowego strażnika, który pokaże małą furtkę w ogrodzeniu na zboczu. Zabezpiecza ona portowy teren przed wałęsającymi się kozami. Za furtką zaczyna się ścieżka. Zaniedbana, miejscami stroma i niebezpieczna bo trawersuje osypiska. Ale do przejścia... Z drugiej strony grzbietu otwiera się pyszny widok w dół, na niewielką zatoczkę. (Zdjęcie obok). Zejście po kamieniach znowu jest strome. Pokonanie całej trasy zabiera jakieś pół godziny. W dole, w zaroślach przy plaży stoi samotny i zamknięty na głucho bungalow. Żadnych plażowiczów... Pustka. Urocze miejsce. Powiadają, że to jedyna na Montserat plaża z białym piaskiem... | |
Rano z Antigua przypłynął wodolot "Opale Express". Ze zdobyciem miejsca na pokładzie nie było problemu - zabiera aż 300 pasażerów. Warto zapamiętać, że podróżni odpływający czy odlatujący z Montseratu płacą taksę wyjazdową w wysokości 17 USD. Z płacenia taksy zwolnieni są tylko ci, którzy przebywają na wyspie do 24 godzin. Przy dobrej organizacji i przygotowaniu w ciągu doby można zobaczyć wszystkie dostępne atrakcje Montseratu. Pobyt na wyspie jest zbyt drogi - zdecydowałem szybko wrócić na Antigua. | |
Podczas
krótkiego rejsu (55 minut - trochę nami huśtało). Z pokładu można było
podziwiać wybrzeża Montseratu i wciąż spowity w obłokach szczyt wulkanu. Na
zdjęciu obok na pierwszym planie widać Silver Hills. Montserat jest bardzo
niezwykłym miejscem i dlatego warto je było zobaczyć... Na Antigua zacumowaliśmy w głównym porcie i stolicy wyspy - St John. Ale o tej wyspie nazywanej wyspą 365 plaż przeczytacie już na kolejnej stronie... |
|
Powrót do głównej strony o Południowych Karaibach: |
Przejście do strony "Kraje i krajobrazy świata"
Powrót do głównego katalogu Przejście do strony "Moje podróże"