Grenytyt.gif (19066 bytes)

część III - TOBAGO  CAYS                                  tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos


 Kto z nas nie marzył o bezludnych wyspach ozdobionych pochylonymi nad brzegiem palmami, otoczonych turkusowymi i szmaragdowymi wodami o przejrzystości kryształu? Sporo takich miejsc można znaleźć na odległych atolach Polinezji. Ale są też nieco bliżej - na Południowych Karaibach...

Tobago Cays [wym. tobejgo kijs] nie są zamieszkane i nie ma na nich żadnych trwałych budowli, nawet pomostów, które ułatwiłyby żeglarzom zejście na ląd. Jest ich pięć.  Wysepki formują rodzaj niewielkiego atolu otaczając łańcuchem lagunę...  Wokół nich zamyka się pasmo rafy na której bieli się wodna grzywa - to Horseshoe Reef.  Na szczęście dla trampów choć Tobago Cays mają status parku narodowego nikt nie wpadł dotychczas na pomysł, aby  pobierać za wstęp stosownie wysokie opłaty... Ale rygorystycznie egzekwuje się za to zakaz pozostawiania na wysepkach jakichkolwiek odpadków i śmieci.

  

Gren1161.jpg (10737 bytes)

Karaibscy żeglarze znają bardzo dobrze to miejsce. Żaden chyba jacht przemierzający Południowe Karaiby nie ominie tego zakątka. Europejscy żeglarze przylatujący na Martynikę i tam czarterujący na tydzień czy dwa białe katamarany płyną prawie zawsze na południe - przynajmniej do Tobago Cays. Gdy zobaczą ten prawdziwie rajski zakątek można już zawrócić na północ... podobno widok pustej laguny nawet poza sezonem należy do rzadkości...

Gren1391tmp.jpg (7432 bytes)

Wybierając się na Tobago Cays nie miałem pojęcia o tym jak położone są wysepki względem siebie i jak się nazywają - w hotelu ani w biurze informacji nie mieli ani mapki ani żadnego prospektu.   Gdy dotarliśmy na miejsce sternik z naszego katamaranu pokazywał palcem wyspy wymieniając ich nazwy - naszkicowałem je sobie w notatniku.  Potem,  przelatując nad Grenadynami zrobiłem to zdjęcie, które lepiej niż mapa opisuje  Tobago Cays. Wystarczy je wydrukować i zabrać ze sobą w podróż... I nie będziecie musieli jak ja dopraszać się o mapki, o których nie pomyślano...    

Gren1192.jpg (6432 bytes)

Piękna jednostka, prawda?   Można nią popłynąć: dwa tysiące dolarów za 13-dniowy rejs.   Jedna z amerykańskich firm organizuje rejsy po Karaibach starymi żaglowcami przerobionymi na statki pasażerskie.   Pierwotnie zamierzałem właśnie taką jednostką przemierzyć moją trasę przez Południowe Karaiby. W ostatniej chwili przed rejsem cenę nieco obniżono ale i tak przekraczała moje możliwości płatnicze.  Podróż na własną rękę okazała się ciekawsza - nie byłem "więźniem" przywiązanym do żaglowca i jego planu rejsu i dzięki temu mogłem zobaczyć wiele więcej...

Gren1199.jpg (8703 bytes)

Gdy zbliżyliśmy się do Cays okazało się, że z programu wycieczki wynika, ze górzyste  wysepki miniemy w pewnej odległości i popłyniemy na nieco odsunięty od pozostałych Petit Tabac...  Byłem rozczarowany. Lepiej przed dołączeniem do grupy sprawdzić dokładnie czy płyną tylko na jeden "cay" czy na więcej...  Z pokładu widać było dokładnie granicę między głęboką wodą na zewnątrz rafy i seledynową w lagunie. 

Gren1203.jpg (12221 bytes)

Zbliżyliśmy się do Petit Tabac. Na płyciźnie widać było śmigające w tej przejrzystej wodzie kolorowe ryby. Spore zanurzenie katamaranu nie pozwalało jednak dobić do brzegu. Przesiadaliśmy się kolejno na małą, gumową dinghy i nią płynęliśmy na plażę... 

Gren1201.jpg (12708 bytes)

Petit Tabac da sie przejść w 5 minut. Na piaszczystych łachach na krańcach wysepki  można zobaczyć duże stada morskiego ptactwa...  

Gren1214.jpg (13041 bytes)

Plaża na Petit Tabac nie jest zbyt szeroka.  Schodząc do wody trzeba zwracać uwagę na wystające z dna koralowe rafy. Co bardziej przezorni turyści przywożą ze sobą gumowe sandałki, które zabezpieczają stopę...    

Gren1206.jpg (13072 bytes)

Po drugiej stronie laguny - Petit Rameau. Z pozoru blisko, ale wpław przepłynąć z aparatami i tak się nie da. Miałem wielką ochotę wspiąć się na to wzniesienie i stamtąd zrobić zdjęcia laguny. Udało mi się to dopiero następnego dnia... 

Gren1213.jpg (18994 bytes)

Wśród pięciu Tobago Cays Petit Tabac jest jedyną zupełnie płaską wyspą. Ma kształt cygara i plażę właściwie tylko od strony laguny. Porośnięty jest palmami, wysokimi krzewami i ostrą trawą. Przy brzegu zalegają setki dużych muszli - mają rozmiary większe od naszych największych gruszek..  By oczyścić zejście do wody wiele z nich wyniesiono na brzeg tworząc rodzaj wysypiska. Można wśród nich znaleźć okazy prawie nieuszkodzone ale wymagają one oczyszczenia,,, 

Żeglarze z jachtów kotwiczących na lagunie korzystają z możliwości uprawiania snorkelingu (nurkowania z "fajką")...  My też mięliśmy do dyspozycji maski i fajki. Nurkowaliśmy w pobliżu Petit Tabac. Czy podmorskie ogrody są tam ciekawe?   Hmmm... Wszystko zależy od tego co widziało się pod wodą wcześniej... Komuś, kto pierwszy raz założył maskę do nurkowania na twarz na pewno się tu spodoba. Ale wyznam wam szczerze że to co zobaczyłem pod lustrem wody nie umywało się to do tego co widziałem na Polinezji czy na Wielkiej Rafie Koralowej w Australii... Miejsce gdzie pływaliśmy jest jednak bardzo uczęszczane a więc i zniszczone przez zbieraczy koralowych "pamiątek". Zapewne wokół wysepek są także lepiej zachowane podwodne ogrody. Ale trzeba wiedzieć gdzie popłynąć i trzeba mieć czym popłynąć... Miejscowe agencje i hotele  oferują oczywiście   "specjalizowane" wycieczki - diving & snorkeling tours. Ale to sporo kosztuje...

 Gren1217.jpg (10861 bytes)

Gren1238.jpg (15241 bytes)

Jeden dzień w tym bajkowym krajobrazie mi nie wystarczył. Korzystając z okazji która się nadarzyła   ponownie zjawiłem się u brzegów Tobago Cays następnego dnia, upewniwszy się, że odwiedzimy inne wysepki.   Tym razem wchodziliśmy na wody laguny przez malowniczy przesmyk między Petit Bateau i Petit Rameau.  Po obu stronach przesmyku bieleją pasma plaż, a woda na płyciznach zmienia kolory...

Gren1240.jpg (12949 bytes)

Stateczek skierował się do brzegów Jamesby - niewielkiej, skalistej wysepki porośniętej kaktusami i gęstymi krzewami.  

Gren1241.jpg (14256 bytes)

Podobnie jak Petit Tabac mała Jamesby ma plażę tylko z jednej strony wysepki - od strony laguny. Od plaży (po jej prawej stronie) ledwo widoczna ścieżka prowadzi w górę - na skały. Ale są one niezbyt wysokie i widok nie rzuca na kolana...
To nie pranie!   Między palmami czarne dziewczyny z Mayreau rozwiesiły sznurki z kolorowymi koszulkami i spódnicami.  Ten towar przeznaczony jest głównie dla załóg odwiedzających lagunę  jachtów. Podczas mojego pobytu kotwiczyło ich tam ponad dwadzieścia... 

Gren1243.jpg (19577 bytes)

Gren1248.jpg (12774 bytes)

Udało mi się potem przepłynąć naszą gumową dinghy na Petit Rameau i wspiąć się słabo widoczną ścieżką na najwyższe wzniesienie wyspy dla zrobienia kilku zdjęć z lotu ptaka. Dopiero na nich widać w pełnej krasie koloryt wód laguny. Ta wysepka w dali to płaski Petit Tabac.            

Gren1257.jpg (16626 bytes)

Po drugiej stronie przesmyku - plaża na Petit Bateau przy której kotwiczą katamarany wyczarterowane na Martynice. Ich załogi do brzegu dopływają na gumowych łódkach.      

Gren1265.jpg (17400 bytes)

Palmy, jachty, kolorowa laguna...   Oglądając to zdjęcie w chłodnej Polsce nie chce się wierzyć, że te barwy są autentyczne.  

Gren1269.jpg (15146 bytes)

Barabel.  Wyspiarski raj o którym marzą mieszczuchy z chłodnej Europy...  Do pełni szczęścia brak tylko słodkiej wody, której odpowiedni  zapas w każdym przypadku trzeba przywieźć ze sobą.

Gren1272.jpg (5777 bytes)

Za rafą w dali widać Petit Saint Vincent - to kolejna prywatna wyspa, dostępna jedynie dla wybranych. A tym wybranym może być każdy kto dysponuje odpowiednio zasobnym kontem. Za dwuosobowy pawilon płaci się od 700 USD za noc w sezonie zimowym do 400 USD w letnim. Pawilonów jest 22 - rozrzuconych po wyspie w takiej odległości od siebie aby nie były wzajemnie widoczne. Bo specjalnością tego miejsca jest odosobnienie. W apartamentach celowo nie zainstalowano telefonów. A sygnałem wzywającym służbę jest wciągnięcie odpowiedniej flagi na bambusową tyczkę. PSV (tak w skrócie nazywają Petit Saint Vincent) jeszcze 30 lat temu był bezludną, zapomnianą wyspą. W 1966 roku kupił ją niejaki  Hazel Richardson. W dwa lata później przyjął do swoich luksusowych bungalowów pierwszych gości.

Gren1271.jpg (13662 bytes)

    Dziś zmęczone tłumem i czyhającymi na każdą okazję reporterami gwiazdy filmu, wielkiego biznesu i polityki mogą ukryć się przed światem i mieszkać na jednej małej wyspie zachowując całkowitą anonimowość i nawet wzajemnie o sobie nie wiedząc.

Chętnym do skorzystania podaję kontakt: tel. +784 458 8801, e-mail: psv@fuse.net 

Trzecią prywatną wyspą w grupie Grenadyn jest Palm Island - płaska, porośnięta palmami wysepka odległa zaledwie o milę od Union. Tu też zbudowano luksusowy "resort" składający się z 24 kamiennych domków. Na wyspę nie dopływa żaden publiczny stateczek, ale wieść niesie, że załogom jachtów, które chcą zostawić trochę pieniędzy w sklepie, barze czy restauracji pozwala się schodzić na ląd...   

Gren1279.jpg (4818 bytes)

Po południu popłynęliśmy dalej - na Mayreau. Te ostatnie spojrzenie na bezludne wysepki:  z daleka Tobago Cays nie wyglądają wcale imponująco. Dopiero gdy podpłyniecie bliżej można docenić urodę tego zakątka Karaibów... 

Powrót do głównej strony o Południowych Karaibach:

   Przejście do następnej relacji z tej podróży - do Mayreau na Grenadynach

 Przejście do strony "Kraje i krajobrazy świata"

Powrót do głównego katalogu                                                             Przejście do strony "Moje podróże"