Cz. IV - Highlandy - Mt Hagen Part four: The Highlands - (Mt Hagen) |
Z Tari do Mt Hagen wróciliśmy małym samolotem kompanii MAF. Zaznaczona na mapce kolorem czerwonym droga Highlands Highway pozwalała wprawdzie na pokonanie tej trasy na skrzyni PMV, ale po pierwsze nie mieliśmy dość czasu na taką opcję (przejazd na tym odcinku zabiera zazwyczaj 2 dni, bo nie ma tu stałych rozkładów jazdy i jedzie się zwykle z przesiadką w Mendi), a po drugie nie była to bezpieczna opcja ze względu na aktywność rascals wzdłuż tej drogi. Takie są komunikacyjne realia tego kraju: w miarę bezpiecznie lata się tylko samolotami i pływa statkami żeglugi przybrzeżnej kursującymi odcinkami wzdłuż północnego wybrzeża od Popondetty aż do Wewak. | ||
Miasto Mount Hagen - stolica prowincji i główny ośrodek administracyjny Highlandów leży w rozległej górskiej kotlinie. Główna, szeroka przelotowa ulica wypełniona jest sklepami (stoa w pidgin znaczy właśnie sklep). Tu jest stacja PMV, a o przecznicę dalej - bank, poczta i inne ważne instytucje. I choć Mt Hagen ma podobno tylko 18 tysięcy mieszkańców, to w centrum miasta roi się od przechodniów. -Nie stawiaj torby na ziemi, bo zaraz może zniknąć! - uprzedził mnie zaraz po przyjeździe jakiś zupełnie przygodny Papuas... Nie stawiałem... | ||
Każdemu trampowi, który trafia do Mt Hagen radzę skierować kroki do Haus Poroman. Jest to bardzo dobrze utrzymane "lodge" czyli hotel składający się z bungalowów wzniesionych w ludowym stylu. Prowadzi go sympatyczne i uczynne białe małżeństwo: Keith i Maggie Wilson... I choć sytuację komplikuje fakt, że lodge leży w górach: 9 km od miasta wyboistą drogą, to warto tam trafić - gospodarze zapewniają zresztą rano i pod wieczór bezpłatny transport ze swego biura w mieście... | ||
Haus Poroman czyli Dom Przyjaciół ma już 13 lat. Początkowo była to prymitywna noclegownia dla trampów. Teraz Poroman ma 10 bungalowów, dużą chatę mieszczącą recepcję i jadalnię i ... niepowtarzalną atmosferę. Przestronne bungalowy (każdy z łazienką) stoją w rozległym ogrodzie pełnym miejscowych warzyw i wspaniałych tropikalnych kwiatów takich jak te na sąsiednich zdjęciach. Wprawdzie po to aby zapewnić ciepłą wodę w prysznicu papuaska obsługa musi rozpalić w dymiącym piecu za domkiem, ale to tylko dodatkowa egzotyka... | ||
Te piękne, długie na 20 cm i więcej dzwonki nazywają tu angels' trumpets - anielskie trąbki. Z ogrodu przy lodge można wyjść nad pobliski wodospad, po drodze jest miejsce z ładnym widokiem, gdzie na życzenie urządzą wam grillowanie (BBQ). Wreszcie, jeśli ze względów czasowych czy finansowych nie stać was na wyprawę do Tari, to Keith pomoże zorganizować wycieczkę do jednej z wiosek w okolicach miasta, tzw. custom village gdzie można znaleźć folklor. Ba, mają nawet kontakty z właścicielami łodzi wożących turystów po Sepiku. I coś bardzo istotnego: jeżeli z Mt. Hagen wyruszacie samolocikiem w interior to pamiętajcie, że limit bagażu rejestrowanego w tych samolotach wynosi 10 kg. Jeżeli przywieźliście więcej to nadwyżkę można zostawić w Haus Poroman na przechowanie. Ich telefon: 542 22 50, fax: 542 2207 Miejsce w bungalowie z wyżywieniem kosztuje 90 kina - Papua niestety jest droga! | ||
Nazwa miasta pochodzi od górskiego szczytu o tej samej nazwie. Ten z kolei wziął swoje imię od niemieckiego administratora, który zginął w okolicy ścigając papuaskich zabójców dwóch podróżników... Wyruszyli w 1895 roku, aby pieszo przeciąć wyspę w poprzek... Nie doszli... A Kurt von Hagen zamiast zabójców znalazł śmierć... Mt Hagen jest ważnym ośrodkiem administracyjnym i komunikacyjnym, ale zbyt wielu atrakcji turystycznych tu nie znajdziecie. Za jedną z nielicznych uznać można katolicki kościół Św. Pawła z napisami w pidginie we wnętrzu. | ||
Po drodze do kościoła, który stoi przy wyjeździe z miasta w kierunku Goroki będziecie przechodzić obok dużego bazaru. Podobno najwięcej przekupniów pojawia się tu w sobotę, kiedy po zakupy przychodzą ludzie z okolicznych gór. Wtedy właśnie jest szansa aby "upolować" tu jegomościów w tradycyjnych strojach - niestety podobno pojawia się ich coraz mniej. Moje zdjęcia były robione w środę i jak widać frekwencja też była zupełnie niezła. W tej części rynku królowały niepodzielnie różowe bulwy sweet potatoes, ale w sąsiedztwie można się było zaopatrzyć także w orzechy palmy areka (to te do żucia), banany, ananasy i cały szereg europejskich warzyw, które tu - w górach o dziwo rosną. Były, a jakże także świnie - chętnie przyjmowany środek płatniczy w ciągle tu jeszcze akceptowanym handlu wymiennym... |
||
Przy zachowaniu pewnej dozy taktu można fotografować tych ludzi. Odwzajemniają oni uśmiechy, a rzucone do modela po zrobieniu fotki "Tenkju tru!" jest niemal zawsze kwitowane pomrukiem uznania... A tu obok to opisywane już przeze mnie bilumy - w różnych odmianach. Są noszone tak powszechnie przez tutejsze kobiety, ze można je nazwać częścią narodowego stroju. Całymi dniami dziergają je ręcznie z różnobarwnej włóczki tutejsze panie... |
||
Coś, co odróżnia bazar w Mt. Hagen od innych, podobnych miejsc w Papui to cały kwartał, który z daleka przypomina suszące się na dworze wielkie pranie. A tak naprawdę to jest to miejsce, gdzie na sznurach rozwieszono setki różnobarwnych, kretonowych sukienek. Tutejsze pięknisie zwykły ubierać się bardzo kolorowo! Niestety, niewiele papuaskich kobiet stać na to, aby kupować te fabrycznie nowe sukienki. To, co najczęściej widzi się na ulicy, to różnego rodzaju australijskie sprane ciuchy kupowane w sklepach "second hand" lub rozprowadzane bezpłatnie między najbiedniejszych przez kościoły i inne instytucje charytatywne... W sąsiedztwie bazaru (widzieliśmy to już wcześniej w Goroce) znajduje się jego część "rozrywkowa" w postaci ustawionych na stojakach tarcz do których miejscowi z upodobaniem całymi dniami rzucają lotkami... Skoro w mieście już nie można strzelać z łuków... |
||
Jak wyglądają tu ceny żywności? Za 1 kina na bazarze można dostać 10 bananów lub 5 pomarańcz. Kilo chleba kosztuje 2-3 kina. Przykładowe ceny z taniej restauracji hotelowej (w kinach): frytki -2,50; kanapka - 4,50; kawa lub herbata - 1 kina, omlet z sałatą - 7,50; stek z sałatą - 9,50. A przejazd takim PMV jak na zdjęciu obok do Mendi -8 kina, Tyle samo płaci się za przejazd w nieco lepszym standardzie (minibus) do Goroki. Wojciech Dąbrowski |
||
Ale to dopiero połowa opowieści o Papui i Papuasach. Na razie wędrowaliśmy po górach... Aby przejść do części drugiej, w której będzie mowa o stolicy, wybrzeżu i wielkiej rzece Sepik kliknij na tym odsyłaczu: PAPUA cz. V |
Powrót do sprawozdania z czwartej podróży
dookoła świata - (część III - od Brunei)
|
|
O moich wcześniejszych podróżach dookoła świata i zasadach organizacji takich podróży możecie przeczytać na stronie: DOOKOŁA ŚWIATA |