Papua_tyt.jpg (28666 bytes) Cz. VI - Wybrzeże                                                                      Part   six: The coast

png_mp small.jpg (32868 bytes)

W Wewak - administracyjnym ośrodku regionu Sepik zatrzymaliśmy się w powrotnej drodze z dżungli do cywilizowanego świata.  Jest tam polska misja Ojców Pallotynów. To dumnie powiedziane, ale tak naprawdę to w Wewaku mieszka samotnie jeden (ogromnie zresztą sympatyczny) ksiądz Piotr, a dwóch innych przebywa w pobliskim interiorze. Wszyscy młodzi i bardzo energiczni - są kopalnią wiedzy o obyczajach ludzi zamieszkujących tereny wokół Wewaku. Gdybyście tam kiedyś trafili pamiętajcie jednak, że są to jednocześnie ludzie bardzo zaabsorbowani swoją pracą na misji i codziennymi zajęciami - tam nie ma gosposi do gotowania ani sprzątaczki... Szanujcie ich czas...

wwd121p.jpg (19148 bytes)

Miasteczko rozłożyło się nad dwiema zatokami rozdzielonymi długim cyplem o nazwie Boram na którym zbudowano szpital. U nasady tego cypla znajduje się "polska" misja i kościół. W lewo od cypla znajdziecie dużą zatokę Wewak Harbour z molem dla statków. Zatokę tą zamyka z drugiej strony kolejny skalisty półwysep na którym leży najstarsza część miasteczka. Po obwodzie tego górzystego półwyspu prowadzi malownicza szutrowa droga (warto wybrać się na spacer) u stóp której w dole rozbijają się morskie fale...

wwd163p.jpg (28956 bytes)

Nie reklamowane w prospektach plaże Madangu, ale plaże Wewaku polecamy obieżyświatom!... Właśnie tu, w Wewaku widzieliśmy najładniejsze naszym zdaniem plaże Papui . Są dosłownie o krok... Z lotniska wystarczy tylko przejść  przez ulicę, by znaleźć się na pustej plaży takiej jak ta na zdjęciu i wymoczyć się w ciepłym morzu oczekując na samolot... Nad morzem - właśnie naprzeciwko lotniska jest tu małe, kameralne lodge gdzie za jedną noc trzeba zapłacić 86 kina(single room) lub 102 kina (double). Że drogo? Tak, Papua jest niestety droga, ale miejsce za to wspaniałe!...

Wewak ma 25 000 mieszkańców. Miasto jest spokojne, kroniki nie notują tu ataków rascals na turystów, przynajmniej w ciągu dnia. Poza samolotami docierają tu z reguły raz na tydzień pasażersko-towarowe stateczki z Madangu (za miejsce na pokładzie płaci sie ok. 40 kina). Czasem można złapać towarowy stateczek do Vanimo przy granicy Irianu Zachodniego (funkcjonuje tam morskie przejście graniczne do Indonezji).

Zabudowa Wewaku, wśród której znaleźć można jeszcze sporo zaniedbanych, kolonialnych budynków jest bardzo rozrzucona. Od strony lądu krajobraz zamykają wysokie zielone wzgórza, na które warto się wdrapać lub wjechać dla pięknego widoku na linię brzegową. Jak wspomniałem półwysep na którym leży centralna część miasteczka jest zbudowany z koralowej skały. Nad wodą chlapią się czasnoskóre dzieciaki, a ich mamy stoją z wędką w wodzie, aby złowić coś na kolację (kaikai bilong apinun). Widać tutejsi mężczyźni mają poważniejsze zadania...     

wwd172p.jpg (35293 bytes)

wwd165p.jpg (28633 bytes)

A skoro o kolacji mowa, to warto zapamiętać, że śniadanie w pidgin to kaikai bilong moning czyli "papu należące do poranka". A przed śniadaniem z reguły odwiedza się łazienkę czyli rum waswas, gdzie powinien być ręcznik czyli laplap bilong waswas - takich zabawnych zwrotów usłyszycie w Papui więcej...

"Śródmieście" Wewaku to kilka sporych sklepów stojących przy ulicy mającej długość może dwustu metrów. Za rogiem jest poczta, a na końcu ulicy - bazar czyli maket i to już całe centrum.

Największe powodzenie na targu mają oczywiście żute powszechnie w Papui  orzechy palmy arekowej (tak naprawdę, to smakosze zawijają je w liście betelu i posypują wapnem zmielonym z muszelek). Na zdjęciu obok kiść takich orzechów leży pod stołem. Dalej są banany i bulwy taro, których miąższ po ugotowaniu przypomina nasze poczerniałe ziemniaki. Na Papui jest bieda, ale raczej nikt nie głoduje. Tym bardziej, że obowiązujący tu odwieczny system wantok (=jedno gadanie czyli ta sama mowa) nakazuje dzielić się wszystkim ze współplemieńcami. Facet z prowincji w myśl tej zasady może przyjechać do zupełnie nieznanego sobie współplemieńca, który znalazł pracę w mieście i wymagać, aby nie tylko dał mu nocleg ale i karmił przez dowolną ilość dni...   Aby wyjasnić Papuasom kim jest dla nas ksiądz Piotr używaliśmy tylko jednego słowa: -On jest nasz wantok! I od razu wszystko było jasne... Z tym że aby nie dawać złego przykładu Papuasom siedzieliśmy u niego tylko 2 dni!

wwd168p.jpg (30063 bytes)

wwd167p.jpg (37083 bytes)

Słońce operuje tu tak silnie, że przekupnie chronią się przed nim pod stołami przeznaczonymi do wykładania produktów... Jak widać na "górnym piętrze" wyłożone są na sprzedaż kokosy, papaje i granaty. A to co stoi na  ziemii zawinięte w liście to saksak czyli sago. Tuż obok sprzedaje się skręty z tytoniu w gazetowym papierze na sztuki - po 40 toja.   A ludzie?  Towarzystwo ubrane po naszemu, do   kościoła w niedzielę owszem chodzi, ale podobno wciaż wierzą w złego ducha - Sangumę, który jest przyczyną chorób, wszelkiego zła i nieszczęścia...

xwwd166p.jpg (31389 bytes) A to jeszcze jedna odmiana PMV czyli public motor vehicle. Przystanek jak zwykle jest w pobliżu bazaru. To takie pojazdy (jeśli pozwala stan dróg i mosty są naprawione) wożą pasażerów do trzech osiągalnych lądem miejscowości nad Sepikiem: Angoram (10 kina, minimum 3 godziny), Timbunke (12 kina, minimum 4 godziny) i Pagwi. Dla nas niestety jedynym wyborem okazał się samolocik MAF-u. Bilet na przelot w jedną stronę do Ambunti kosztuje 105 kina, a do Timbunke - 72 kina...
Papuasi z miasta są bardziej kontaktowi niż ci z wiosek w interiorze. Panie, jak ta na zdjęciu niestety czesto palą papierosy (czytaj: gazetowe skręty). Przyjaźnie odpowiadają na nasze "Apinun!" (taki pidgiński skrót od "Good afternoon"). Mężczyzn wokół chat przeważnie nie widać - wracają tylko na noc aby spać. A że widzą, że biali przebywajacy w Papui siedzą w domach także w dzień, to podejrzewają ich, że przesypiają całe dnie. Tutejszej młodzieży brak motywacji do nauki i pracy - bo nie widzi ona dla siebie żadnych perspektyw. Dlaczego nie tworzy się miejsc pracy? Bo wszelkie inwestycje paraliżowane są przez problem własnosci ziemii. "Ojcowie ziemi" czyli jej dziedziczni właściciele żądają olbrzymich kwot kompensat za działki, a potem zdarza sie, że odstępują od ustalonych wcześniej warunków. Karykaturalnym przypadkiem było zniszczenie samolotu na lotnisku, ponieważ linia nie zapłaciła żądanej kwoty za parkowanie samolotu nocą - na ziemi, która kiedyś była plemienną własnością.   XXI wiek?

wwd170p.jpg (18116 bytes)

Sepik_map.jpg (21556 bytes) Aby dostać sie z Wewaku do drugiego, jeszcze bardziej znanego turystom miasta na wybrzeżu - Madangu trzeba skorzystać z samolotów latających kilka razy w ciągu dnia lub stateczków żeglugi przybrzeżnej (co jest na pewno tańsze i ciekawsze, ale jest tu jeden problem, bo kursują one nieregularnie). Madang leży na południowy wschód od Wewaku, ale wzdłuż wybrzeża nie ma żadnej porządnej drogi. Ponieważ u ujścia Sepik rozlewa się bardzo szeroko, to pewnie jeszcze długo jej nie będzie - władz nie stać na budowę takich kilkukilometrowych mostów...
Pisząc o Madangu wypada przypomnieć, ze północne wybrzeża Nowej Gwinei kolonizowane były w końcu XIX wieku przez... Niemców. Ślady ich bytności w tym rejonie przetrwały w postaci niemieckich nazw wielu osiedli. Kroniki przekazują, że kolonistów dziesiątkowała malaria i inne tropikalne choroby. W okresie II wojny światowej północne wybrzeże opanowane zostało przez Japończyków, próbujących wykorzystać Papuę jako ewentualną bazę do inwazji na Australię.  Zanim na dobre wrócili tu alianci wybrzeże było terenem ciężkich walk w których niezwykle przydatni okazali się działający na tyłach obserwatorzy,   przekazujący przez radio informacje o ruchach japońskiego lotnictwa i floty. Dla podkreślenia ich zasług i upamiętnienia tych, którzy zginęli wzniesiono w Madangu taki oto 30-metrowy pomnik, będący na pewno najciekawszym akcentem architektonicznym miasta, mającego dziś 29 000 mieszkańców i opinię jednej z ładniejszych metropolii w tej części Pacyfiku.

wwd177p.jpg (11368 bytes)

wwd176p.jpg (42598 bytes)

Madang leży na dużym półwyspie. Miasto znane jest z licznych parków, stawów i ogrodów, które nadają mu charakter kolonialnego miasta w tropikach. Wzdłuż wschodniego wybrzeża półwyspu biegnie długa, ocieniona palmami aleja Coronation Drive przy której znaleźliśmy pozostawione od czasów wojny, a dziś już pordzewiałe japońskie działko i hotel Smugglers Inn. W przewodnikach piszą, że Madang to najbardziej turystyczne miasto Papui. Jest tu kilka tańszych i droższych hoteli do wyboru, a największą atrakcją jest nurkowanie na rafie.

wwd182p.jpg (26893 bytes)

W samym sercu miasta - o krok od bazaru zachowały się resztki niemieckiego cmentarza.  Tu spoczywają ofiary malarii i febry. Groby jednak są zaniedbane i niefrasobliwie wykorzystywane przez miejscowych wyrostków jako miejsce piknikowe. Ulica widoczna w perspektywie to główna ulica handlowa miasta z licznymi sklepami. Na jej jednym końcu jest bazar, a na drugim postój mikrobusów PMV wożących pasażerów między innymi na odległe o 7 km lotnisko (40 toja - 15 min.)

wwd178p.jpg (24017 bytes)

Duży ananas na rynku kosztuje 2 kina, a 10 bananów - 50 toja. (1 USD = 2,18 kina)   1kina=100 toja

Wielkie drzewa w centrum miasta obwieszone są owocożernymi nietoperzami (miejscowi nazywają je flying foxes,  bo mają mordki podobne do lisa). Wiszą na gałęziach jak wielkie czarne gruszki i skrzeczą, walcząc o co lepsze miejsca. Są ich setki, a może nawet tysiące...  W Madangu jest niewielkie muzeum, a przy nim biuro informacji turystycznej (niestety byliśmy tam w sobotę i wszystko było na głucho zamknięte).  

wwd183p.jpg (21381 bytes)

Przy nabrzeżu w Madangu cumuje luksusowy katamaran "Melanesian Discoverer" który nie tylko stanowi konkurencję dla "Sepik Spirita" jeśli chodzi o rzeczne wycieczki po Sepiku  ale wyrusza stąd również na mniejsze wyspy należące do Papui, a nawet do Północnej Australii. Luksusowy Madang Resort Hotel organizuje kursy divingu i wycieczki. Można tu zamówić sobie za ciężkie pieniądze nawet sing-sing czyli występy folklorystyczne w wiosce. Tyle, że podobno nie są one tej jakości co w Highlandach.

wwd185p.jpg (41138 bytes)

Naprzeciw półwyspu na którym leży miasteczko, w odległości 15 minut rejsu motorówką (takie zbiorowe motorówki pływają tu co pół godziny i kosztują 30 toja) leży wysepka Kranket Island, na której nie ma pojazdów mechanicznych, domki tubylców stoją w zadbanych ogródkach, a środek wyspy wypełnia duża laguna. Miejsce to ma atmosferę zapomnianych wysp Pacyfiku, gdzie czas płynie leniwie i nikomu nigdzie się nie spieszy. Za 20 kina można tu  przenocować w prymitywnym guesthouse.

wwd186p.jpg (44341 bytes)

Na Kranket Is mieszkają tu ludzie należący do klanu Doum.  Mają szkołę, kosciółek, kaplicę i sąd.  Gdzieś tam daleko za firankami z wysokich palm niebieszczy się morze. Za kilkadziesiąt kina można wynająć łódź z przewoźnikiem i popłynąć na sąsiednie wyspy, na których są jeszcze ładniejsze plaże, a także do miejsc, które znane są jako idealne do nurkowania ze snorkelem. Spędzilismy tu tylko pół dnia, a szkoda, bo chciało by sie dłużej. Ale czekała na nas stolica - Port Moresby

Wojciech Dąbrowski

Papuasów z bliska zobaczyć możecie na stronie Twarze Papui.

Powrót do sprawozdania z czwartej podróży dookoła świata - (część III - od Brunei)

tytył4rtw1.jpg (28085 bytes)

Przejście do dalszego ciągu (ostatni odcinek opowieści o podróży przez Papuę - wizyta w stolicy kraju - Port Moresby)WB00678_.gif (615 bytes)

 

O moich wcześniejszych podróżach dookoła świata i zasadach organizacji takich podróży możecie przeczytać na stronie:  DOOKOŁA  ŚWIATA

Przejście do strony "Moje podróże"                                           Back  to  main  travel page 

Powrót do głównego katalogu                                                    Back to the main directory