|
Tekst i zdjęcia: Wojciech Dąbrowski © - text & photos |
Część XIV D relacji z podróży od krańca do krańca Afryki - MOZAMBIK- Maputo -Part fourteen "D"
|
(ciąg dalszy) Udało mi się odwiedzić zapomniany archipelag Querimba na północy kraju, ale Mozambik ma jeszcze jeden, znacznie lepiej opisany archipelag rozciągnięty wzdłuż wybrzeża Oceanu Indyjskiego. To już jednak zupełnie inne wyspy, leżące bliżej świata i lepiej znane. Archipelag Bazaruto rozłożył się w południowej części kraju i słynie nie tylko z urody swoich pięciu wysp, ale i z rafy koralowej, która je osłania. Wyspy archipelagu tworzą Park Narodowy. Tylko na jednej z nich – Benguerra można znaleźć względnie tanie zakwaterowanie. Ale taka robinsonada ma jedną wadę – przy znacznym koszcie każdego przejazdu z wyspy na stały ląd (około 20 dolarów) turysta staje się więźniem wyspy. Nic dziwnego, że większość podróżników zatrzymuje się na wybrzeżu - w miasteczku Vilankulo i stąd robi wypady na wyspy i rafę. |
Komunikacja autobusowa w południowej części kraju nie jest droga. Za dziewięciogodzinny przejazd z Beiry do Vilanculos zapłaciłem 250000 metikali przy kursie 1 USD=23000 MZM. Zaskoczeniem i katuszą dla zagranicznych turystów jest fakt, że cały transport dalekobieżny wyrusza w trasy przed świtem – trzeba się z tym pogodzić i wstawać dosłownie w środku nocy. Przykładowe ceny autobusów i „czap” na innych trasach: Maputo-Inhambane -180000, Nampula – Ilha – 70000, Vilanculo – Maxixe 90000. Jak widzicie na zdjęciu obok podczas tej długiej podróży miałem miłe sąsiadki.
|
|
|
Miasteczko odsunęło się od plaż
na niewielkie wniesienie i żeby dostać się na nadmorska drogę, gdzie
znajduję się najtańsze noclegownie trzeba zejść w dół, ku morzu i przejść
dobre pół kilometra. Jak widać nie tylko ja szedłem tą drogą... Zamieszkałem w "Zombie Cucumber", gdzie biorą 500000 za domek lub 150000 za materac w dormitorium. Konkurencyjny "Smugglers" jest tańszy, ale położony dalej od centrum – pokój dwuosobowy z łazienką kosztuje tam 400000. |
Życie Vilankulo koncentruje się wokół niewielkiego bazaru, na którym można kupić nie tylko świeże ryby różnego koloru i wielkości, ale także kraby i małe ośmiornice. Niestety częste wizyty turystów doprowadziły do tego, że handlujący na widok aparatu wyciągają ręce po pieniądze. Zbywam ich żartem i rozpoczynam poszukiwania transportu na wyspy. | |
|
Wkrótce już wiem, że na całodzienną wycieczkę trzeba przeznaczyć niestety aż 50 dolarów. Mam do wyboru motorowy ponton – tzw. zodiak, który dzięki swojej szybkości może w pół dnia odwiedzić rafę i trzy wyspy oraz tradycyjną łódź żaglową, która w ciągu dnia jest w stanie obrócić tylko do najbliższej wyspy Magaruque. Tym razem wybieram zodiak, który popłynie następnego dnia o 9.00 rano. |
Miałem czas na wieczorny spacer wzdłuż plaży. Pod wieczór, gdy rybackie łodzie wracają z połowu na plaży odbywa się sortowanie ryb... | |
|
A rano rozpoczęła się nowa przygoda... Szybka łódź potrzebuje prawie godziny na przebycie 22 kilometrów oddzielających przystań od północnego cypla Banguerry. Dopiero tu - z bliska widać różnicę między niskimi, zielonymi wyspami Archipelagu Querimba i Bazaruto – którego wyspy pokrywają wysokie piaszczyste diuny. Wiejący od otwartego oceanu wiatr przez wieki pracowicie piętrzy wyrzucony przez fale piasek. Efekt jest bardzo malowniczy. |
Banguerra - to nasze pierwsze lądowanie. | |
|
A to główna wyspa archipelagu z wysokimi diunami... |
Podobno tylko na Archipelagu Bazaruto można zobaczyć takie rzadki muszle. Oficjalnie nie wolno ich wywozić z kraju. |
|
|
Najpiękniejsze, sięgające stu metrów diuny oglądałem na głównej wyspie archipelagu, na Ponto Dundo. Nie sądziłem, że w tej części Afryki będę wspinać się na takie góry piachu. Warto!
Ze szczytu otwiera się bowiem widok na ocean – bliżej turkusowy, a dalej w kolorze soczystego błękitu, na sąsiednie wyspy i wreszcie na srebrną grzywę wody spienionej na rafie - popatrzcie na zdjęcie poniżej. |
|
|
|
Płyniemy potem na tą Two Mile Reef by nurkować ze snorkelem. I okazuje się, że świat oglądany pod lustrem wody jest bardziej kolorowy od tego ponad nim. Cieszę oczy różnymi barwami koralowych krzewów, pływam wśród ławic ryb pasiastych, nakrapianych, ciągnących za sobą welony. I już wiem, że koralowe ogrody Bazaruto zasługują na swoją sławę. Na nadwodnym zdjęciu rafy (obok) oczywiście tego nie widać. |
Malowniczości na pewno przydają mu pojawiające się w krajobrazie tradycyjne łodzie ze skośnym żaglem. |
|
|
Następnego dnia przed świtem wsiadłem w kolejny autobus.
O śniadanie w takich sytuacjach wcale nie trzeba się martwić: już na
pierwszym postoju pojazd będzie oblegany przez sprzedawców jajek na twardo,
donutów, bananów i napojów...
|
Mozambicka droga. takie dziury w asfalcie to normalka. Pojazd kluczy wśród nich, czasem setkami metrów jedzie jednym kołem po poboczu... Ale to się zmienia. Na głównych drogach w pobliżu stolicy prowadzone są prace: wyrównują i poszerzają główną magistralę. Zmierzałem do Tofo - małej rybackiej wioski, która szczyci się najpiękniejszą podobno plażą Mozambiku. |
|
|
W Maxixe dla skrócenie drogi trzeba sie przeprawić przez szeroki zalew. Można w takiej łodzi. Ale znacznie szybciej i co ważne - na sucho - starym motorowym tramwajem wodnym o poetycznej nazwie "Esperanca" - za 10 tysięcy. |
Po drugiej stronie zalewu leży miasto Inhambane z ładnymi przykładami kolonialnej architektury. |
|
|
Aby dotrzeć do bazaru, skąd odchodzą mikrobusy do Tofo trzeba przejść całą długość ładnego bulwaru, przy którym cieszą oko rezydencje dawnych kolonów... Chapa z Inhambane do Tofo kosztuje 10 tysięcy + 10 tysięcy za plecak - niestety nauczyli się już brać dodatkowe pieniądze od turystów. |
I oto przed wami plaża Tofo fotografowana z wysokich wydm - to chyba właśnie one decydują o jej urodzie. Na tych wydmach wybudowano mniej lub bardziej prymitywne instytucje noclegowe dla turystów. Trochę prymitywnie, ale za to atmosfera absolutnego luzu. "To takie afrykańskie Goa" - powiadają... Bliżej wsi (w głębi zdjęcia) wysokość wydm jest mniejsza i tam są droższe hoteliki.
|
|
|
Restauracyjki oferują potrawy ze świeżo złowionych ryb. W wiosce pod niewykończonym budynkiem restauracji sprzedają pamiątki - ładne rzeczy, ale trzeba się targować... |
Zamieszkałem na wydmie w trzcinowej chatce. Instytucja nazywa się Fatima’s Nest - taka chatka nad szumiącym oceanem dla jednej osoby kosztuje 300 000, dla dwóch 450 000, a łóżko w dormitorium 110 000. |
|
|
Przy tej samej plaży są oczywiście bungalowy nieco lepszej kategorii... Baza dla turystów powoli się rozrasta. Najliczniej przybywają ci z RPA - nie potrzebują nawet wiz. Od polskich turystów niestety wymaga się posiadania wizy, najbliższa ambasada tego kraju znajduje się w Berlinie - Stromstraße 47 tel. 030-39 87 65 00. Ale wizę turystyczną można otrzymać w ciągu 24 godzin w jednym z krajów ościennych np. w konsulacie Mozambiku w Blantyre w Malawi, gdzie jej koszt wynosi 1600 malawijskich kwaczy. |
Pamiętacie z dziecinnych czytanek rzekę o zabawnej nazwie Limpopo, w której pławią się hipopotamy? Nigdy nie sądziłem, że kiedyś dane mi będzie ja zobaczyć. Oto Limpopo fotografowane z mostu. Hipopotamów niestety nie widać - pewnie mieszkają w jej górnym biegu... Limpopo przekroczyłem w drodze do stolicy Mozambiku - Maputo. Maputo leży na południowym krańcu kraju - o krok od granicy RPA i Swazi. Do celu dotarłem po 8 godzinach. |
|
|
Wreszcie jestem w milionowym mieście!... Maputo to przedsionek Wielkiego Świata: asfaltowane ulice prawie bez dziur. Sprzedawcy kwiatowych bukietów na rogach ulic. Wystrojone czarne dziewczyny na wysokich obcasach ponętnie kołyszące biodrami. Nocne życie w licznych barach i klubach. Sznury samochodów. Wieżowce. Pucybuci. Znalazłem nocleg w centrum w Pensao Central, przy Ave 24 de Julho, pokój jednoosobowy – 250 000, dwuos. 350 000. W pobliżu jest ładniejszy Base Backpackers, 545 Ave Patrice Lumumba, gdzie pokój dwuosobowy kosztuje 500 000, łóżko w zbiorowej sypialni – 180 000. |
Z okna mojego pensjonatu widzę białą iglicę katedry z zegarem wybijającym godziny przez całą dobę. Maputo nie ma zbyt wielu ciekawych obiektów architektonicznych. Do tych nielicznych zalicza się właśnie ta biała, czynna katedra. Centralna część Maputo składa się z dwóch dzielnic: w dole nad zatoką leży handlowa Baixa, a wysoko – na skarpie – dzielnica otwarta do oceanu, swojsko nazwana Polana. Wędruję ruchliwymi ulicami chłonąc atmosferę wielkiego miasta. I choć to już trochę inne czasy widzę, że w nazwach ulic przetrwali tu Włodzimierz Lenin, Karol Marx i Fryderyk Engels. To właśnie ulica Mao Tse Tunga prowadzi do biznesowej dzielnicy Polana. |
|
|
Niedaleko katedry stoi na piedestale Samora Machel - największy bohater narodowy Mozambiku, przywódca partyzanckiego ruchu Frelimo, który doprowadził do uzyskania niepodległości kraju w roku 1975 i pierwszy prezydent Mozambiku.
|
Jednym z ładniejszych budynków w Maputo jest pałacyk mieszczący
obecnie muzeum historii naturalnej. Bilet wstępu kosztuje 50 tysięcy.
|
|
|
A to już dzielnica na dolnym tarasie - Baixa. Tu znaleźć można więcej przykładów kolonialnej architektury... |
Kolejnym ciekawym obiektem Maputo jest dworzec kolejowy w dzielnicy Baixa. Projektował go jeden z uczniów Gustawa Eiffela. Powstała okazała budowla godna światowej wystawy, która w chwili obecnej przerasta potrzeby stolicy. W środku dwa staromodne, zadaszone perony i... pustka. Podobno jednak w dni robocze odjeżdża stąd jednak jakiś pociąg. Ale jedzie niezbyt daleko. W kontaktach z wielkim światem, którym dla Mozambiku jest RPA komunikację kolejową wyparły autobusy... |
|
W pobliżu stacji fotografowałem stary fort o czerwonych murach. Obecnie jest on instytucją kulturalną - tu organizowane są okresowe wystawy. | |
Na afiszach reklamujacych Maputo jako cel wypraw turystycznych często umieszczany jest kolonialny Hotel Polana. Warto tu zajrzeć nie tylko dla budowli, ale i dla widoku, który otwiera się z tarasu w ogrodzie. |
|
To oczywiście najwyższa kategoria, ze wspaniałym basenem, starannie strzyżonymi trawnikami i wykwintna kuchnią w restauracjach. Ale mówiący po angielsku odźwierny przymknął oko na moje sprane dżinsy... |
|
Jak dotrzec do Maputo? Brak bezpośrednich lotów z Centralnej Europy. Najdogodniejsze połączenia przez Lizbonę lub Dar-es-Salam. Narodowy przewoźnik Mozambiku –LAM (www.lam.co.mz ) lata do Maputo z Lizbony. Warto rozważyć przelot do Johannesburga i kontynuowanie podróży do Maputo samolotem lub autobusem. Ta ostatnia alternatywa jest najtańsza (ok.40 USD, bus codziennie o 7.30) Międzynarodowy port lotniczy odległy jest od stolicy o 7 km – za taksówkę nie powinniście zapłacić więcej niż 120000 (ceny wywoławcze są oczywiście wyższe). Publiczne furgonetki przejeżdżają obok lotniska – przejazd do centrum kosztuje 10000 ale z reguły drugie tyle trzeba dopłacić za bagaż. Z najlepszych hoteli na lotnisko kursują minibusy (konieczna wcześniejsza rezerwacja). .
|
|
Na ulicy Nyerere, przy której w 1927 roku zbudowano Hotel Polana rozłożyły się kramy z pamiątkami, wśród których znaleźć można między innymi interesujące rzeźby w drewnie. | |
Podobał mi się ten kraj i jego ludzie. Myślę, że Mozambik obok Nigru był drugim najciekawszym odkryciem mojej "Transafricany". to kraj, do którego naprawdę warto zajrzeć jeszcze zanim zaczną go odwiedzać tłumy turystów. Ja jednak zmierzałem jeszcze dalej: mój powrotny bilet do Europy wystawiony był na trasę Cape Town - Amsterdam. Postanowiłem z Maputo jechać dalej wzdłuż wybrzeża Oceanu Indyjskiego. Pierwszy odcinek prowadził przez terytorium Swazi do Durbanu. Na tej trasie kursują już w parzyste dni tygodnia o 7.00 wygodne piętrowe autobusy kompanii Panthera Azul. Bilet w jedna stronę kosztuje 800 tysięcy meticali. Można go kupić w przedsprzedaży za okazaniem paszportu. Terminal jest w Baixa, z tyłu za pocztą. Przejazd przez Swazi nie był już dla mnie atrakcją - zwiedzałem to małe królestwo przed laty. Wizę wydają każdemu bez żadnych problemów i bez opłat wprost na granicy... Do Durbanu dotarliśmy około 15.00. Było parno i gorąco. Ale o tym ostatnim etapie "Transafricany" przeczytacie już na kolejnej stronie... |
|
<<<- do poprzednich części "Transafricany" | |
Przejście do strony "Moje podróże" Back to main travel page